Retoryka przeciwko Rosji a za Ukrainą przestaje przemawiać do Polaków. Społeczeństwo stosunkowo szybko zorientowało się, że w retoryce rządzącego establishmentu w tym w szczególności komunikatach jakie przekazują ludzie z rządu jest „coś nie tak”. Podobnie jak społeczeństwo przez lata było karmione mitem „zielonej wyspy”, na której podobno żyje się mu „sielsko i anielsko”, tak też w ostatnim roku próbowano wmówić Polakom mit wielkiej przyjaźni z Ukrainą, na której rzekomo trwa wielka rewolucja narodowowyzwoleńcza pod unijnymi flagami. Na początku rzeczywiście znaczna część Polaków w to uwierzyła, głównie dlatego ponieważ sprytnie wykorzystano archetypiczne w polskiej kulturze ostrzeżenie przed Rosją. Jednakże z czasem, jak zaczęło się pojawiać coraz więcej znaków zapytania dotyczących Ukrainy, w tym także takich kwestii jak ludobójstwo w Odessie z 2 maja 2014 roku i inne kwestie wskazujące na niezwykle brutalny charakter ukraińskich przemian wymuszanych przez skrajnie nacjonalistyczne i często faszyzujące bandy zbrojne – coś drgnęło.
Jednakże dopiero rezerwa Zachodu co do stanowiska polskiego rządu i spraw dotyczących samej Ukrainy, na której jak się okazało rządzą po prostu inni oligarchowie, którzy przejęli władzę – spowodowała, że pojawiły się w polskim życiu publicznym głosy rozsądku. Trzeba pamiętać jednak, że początek był skrajnie rusofobiczny, wpisywał się w nurt straszenia wojną w pewnej mierze przez samego urzędującego premiera (słynne słowa o tym, ze dzieci we wrześniu nie pójdą do szkoły). Było bardzo ciężko, zapanowało powszechne, totalne szczucie – w atmosferze nazywania zdrajcą, każdego kto ośmielił się chociaż nie krytykować Rosji, a co dopiero pozwolił sobie na napisanie czegoś obiektywnego lub pozytywnego. Z czasem sytuacja powoli ewoluowała, ale nawet tak dramatyczne wydarzenia jak dramat malezyjskiego samolotu, który korzystał z niezamkniętej przez władze Ukrainy przestrzeni powietrznej nad terytorium na którym ten kraj sam ogłosił że prowadzi wojnę, wykorzystano do haniebnego i cynicznego uderzenia wizerunkowego w Rosję oraz skłonienia opinii publicznej i polityków do zaakceptowania sankcji.
Stan obecny jest już stanem, w którym w zasadzie wszyscy wiedzą, że rząd posługiwał się metodami niedomówień i przejaskrawień, pod pewnymi względami przemilczeń w kontekście „słodzenia” wizerunku Ukrainy, a zarazem przejaskrawienia Rosji jako czarnego charakteru i zagrożenia dla całej Europy. Niestety mainstreamowy przekaz medialny w dominującej większości jest nadal w pełni po stronie retoryki nienawiści i nic nie wskazuje na to, że miałby pójść w kierunku obiektywizacji, a o ewentualnym sprostowaniu kłamstw i propagandy nie może być mowy. Natomiast cieszy to, że są politycy i liczne osoby w życiu publicznym, dla których przedstawianie Ukrainy i Rosji nie jest kalką informacji rozsiewanych przez ukraińską propagandę, którą w tym wszystkim można w pełni zrozumieć, albowiem służy ich sprawie, ich optyką, zgodnie z ich rozumieniem. Natomiast dlaczego te komunikaty dominują w naszych mediach i służą do manipulowania opinią publiczną, to tego nie da się wyjaśnić w żadnej mierze, ani polską racją stanu, ani naszym interesem publicznym.
Nie robi się oficjalnych sondaży dotyczących tego, co Polacy naprawdę myślą o polityce rządu wobec kwestii wschodnich, a nawet jak się je robi, to co ciekawe nie są upubliczniane. Nie można się temu dziwić, po tym jak jedna ze stacji telewizyjnych opublikowała wyniki wykonanego na jej zamówienie sondażu, w którym wyszło, że 65% Polaków jest przeciwnych wspieraniu Ukrainy uzbrojeniem. Oczywiście rząd tego typu sygnały przemilczał, lansując swoją skompromitowaną politykę myślenia negatywnego, zgodnie z którą wspieranie Ukrainy jest ciągle rzekomo w naszym interesie. O ile jednak można byłoby to jeszcze jakoś zrozumieć, albowiem wiadomo, że co do oceny samodzielności tego rządu można mieć pewne negatywne podejrzenia, to dlaczego do tego jeszcze doszło tak agresywne atakowanie Federacji Rosyjskiej i to w kwestiach dla niej świętych, bo dotyczących Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, które naprawdę dzisiaj nie są w centrum sporu, co więcej w ogóle są pięknym tematem zastępczym.
Widać, że rządzący w Polsce nie bardzo wiedzą jak się wycofać z tej góry rusofobii jaką wykreowali przez ponad rok intensywnych działań sprowadzających się do moderowania rzeczywistości. Jak do tej pory Rosja nie zrobiła jeszcze niczego, żeby temu zalewowi kłamstw się przeciwstawić, ale jest oskarżana o całe zło jakie można. Nawet uruchomienie globalnego kanału informacyjnego, odebrano w Warszawie jako atak.
Na to wszystko nakłada się jawna wrogość i publiczne lżenie tych nielicznych polityków, którzy mają odwagę publicznie upomnieć się o prawdę w sprawie polityki wschodniej. Można i należy mówić już o prześladowaniu politycznym i środowiskowym, które powinno się skończyć rozpadem koalicji, albowiem żadna partia wspierająca rząd nie może zmyć z siebie odpowiedzialności za jego rusofobiczną i ukrainofilską retorykę, jeżeli nawet będąc w tym rządzie, zarazem go krytykuje. Co ciekawe główna oś sporu została dostrzeżona nawet przez media rosyjskie, co z pewnością w jakiejś mierze może służyć do rozpoczęcia ocieplania wizerunku Polski w Rosji, albowiem sytuacja jest już bardzo zła i to niestety z winy naszej klasy politycznej.
Być może uda się nieco powstrzymać ten przeklęty krąg wzajemnie napędzających się kłamstwami, insynuacjami i nienawiścią ludzi mediów i polityki. Stawką w tej grze jest wizerunek naszego państwa i przyszłość stosunków z wschodnimi sąsiadami.
Rosyjskie tłumaczenie tekstu [tutaj]
Opublikowano za: http://obserwatorpolityczny.pl/?p=30533
Dziękujemy autorowi krakauer Lic. CC-3.0 za ciekawy tekst i przepraszamy za niedopatrzenie niezamieszczenia źródła.
Redakcja
Stawką w tej grze, jest nie tyle wizerunek naszego państwa, o którego zniszczenie wystarczająco zadbał “rząd warszawski”, co faktyczne narażanie życia Narodu Polskiego.
Historia zatoczyła niesamowite koło i po niemal stu latach wypowiedzi Mężów Stanu są jak najbardziej aktualne. Dla przykładu w tekście napisanym przez Romana Dmowskiego w 1930 roku pt.: “Kwestia ukraińska”, mamy taki oto fragment:
“Nie ma siły ludzkiej, zdolnej przeszkodzić temu, ażeby oderwana od Rosji i przekształcona na niezawisłe państwo Ukraina stała się zbiegowiskiem aferzystów całego świata, którym dziś bardzo ciasno jest we własnych krajach, kapitalistów i poszukiwaczy kapitału, organizatorów przemysłu, techników i kupców, spekulantów i intrygantów, rzezimieszków i organizatorów wszelkiego gatunku prostytucji: Niemcom, Francuzom, Belgom, Włochom, Anglikom i Amerykanom pośpieszyliby z pomocą miejscowi lub pobliscy Rosjanie, Polacy, Ormianie, Grecy, wreszcie najliczniejsi i najważniejsi ze wszystkich Żydzi. Zebrałaby się tu cała swoista Liga Narodów…
Te wszystkie żywioły przy udziale sprytniejszych, bardziej biegłych w interesach Ukraińców, wytworzyłyby przewodnią warstwę, elitę kraju. Byłaby to wszakże szczególna elita, bo chyba żaden kraj nie mógłby poszczycić się tak bogatą kolekcją międzynarodowych kanalii.
Ukraina stałaby się wrzodem na ciele Europy; ludzie zaś marzący o wytworzeniu kulturalnego, zdrowego i silnego narodu ukraińskiego, dojrzewającego we własnym państwie, przekonaliby się, że zamiast własnego państwa, mają międzynarodowe przedsiębiorstwo, a zamiast zdrowego rozwoju, szybki postęp rozkładu i zgnilizny. Ten, kto przypuszcza, że przy położeniu geograficznym Ukrainy i jej obszarze, przy stanie, w jakim znajduje się żywioł ukraiński, przy jego zasobach duchowych i materialnych, wreszcie przy tej roli, jaką posiada kwestia ukraińska w dzisiejszym położeniu gospodarczym i politycznym świata, mogłoby być inaczej – nie ma za grosz wyobraźni.”
Czyż to nie były słowa prorocze?
Do tej wojny i chaosu zaplanowanego przez międzynarodowych bankierów nie dajmy się wciągnąć. Nie pierwszy to raz na krwi Polskich Patriotów rozgrywali swoje interesy obecni władcy bankowo-militarno-medialnego konsorcjum (Międzynarodówki Komunistycznej).
Siłą Narodu są jej elity, a czy my mamy dzisiaj elity, Polskie Elity? – bowiem nie należy się spodziewać, że polsatowski kiepski, czy TVN-owski leming przyczyni się do poprawy doli naszego “nieszczęśliwego kraju”(SM), w tym i swojego własnego.
Być może są, a na pewno trudno zauważalne, słabe, skłócone, zastraszane, szantażowane a nawet nadal eksterminowane. Na ich opamiętanie i zjednoczenie we wspólnym celu mi “zwykłemu zjadaczowi chleba” wolno cierpliwie czekać i o nie upominać się.