Adam Śmiech w artykule pt. „System Dmowskiego” w tygodniku “Myśl Polska” przedstawia najważniejsze koncepcje polityki zagranicznej Dmowskiego, które są zgodne z Polska Racją Stanu i nie straciły swojej aktualności w dniu dzisiejszym mimo upływu wieku. Natomiast obecna polityka polskich władz jest tego skrajnym przeciwieństwem i wpisuje się w politykę tajnych elit Zachodu, realizowaną od 3 wieków głównie przez Niemcy, mające w tym też swój interes. Polityka ta miała na celu zniszczenie Polski, lub co najmniej jej osłabienie oraz skłócenie z Rosją. Dowodzą tego jawne poglądy Woltera – bardzo wpływowego filozofa i encyklopedysty francuskiego z okresu oświecenia. Postulował on likwidację I Rzeczpospolitej i pozbawienie Polaków prawa do wolności politycznej oraz głosił pogląd o braku podstaw do posiadania przez Polaków własnej państwowości. Wolter był praojcem rewolucji francuskiej i dzisiejszego liberalizmu m.in. w zakresie demokracji i wolności słowa. W przeciwieństwie do głoszonych idei oświeceniowych, jego majątek i dochody pochodziły z zysków w handlu niewolnikami, w której to dziedzinie był potentatem we Francji. Te poglądy i wnioski są obecnie realizowane przez wdrożycieli liberalizmu oraz twórców i błogosławicieli III RP. Potwierdzeniami realizacji tych założeń ideologicznych były rozbiory Polski, prowokowane w obcym interesie powstania i największe ze wszystkich krajów zniszczenia materialne i ludnościowe, jakie dotknęły Polskę podczas I i II Wojny Światowej. Znacznie większy niż w innych krajach świata, obecny nacisk na Polskę destrukcyjnych procesów globalizacji, przy pomocy m.in. tzw. elyt, jest także tego potwierdzeniem.
Jedną z głównych przyczyn tej destrukcyjnej i wręcz ludobójczej wobec Polski i Polaków polityki tajnych elit oraz państw Zachodu sformułował pisarz angielski Gilbert Keith Chesterton (1874 – 1936) :
„Zawsze byłem stronnikiem polskiej idei, nawet wtedy, gdy moje sympatie opierały się wyłącznie na instynkcie (…) Moja instynktowna sympatia do Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń miotanych przeciwko niej; i – rzec mogę – wyrobiłem sobie sąd o Polsce na podstawie jej nieprzyjaciół. Doszedłem mianowicie do niezawodnego wniosku, że nieprzyjaciele Polski są prawie zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć zdarzało mi się spotkać osobnika o niewolniczej duszy, uprawiającego lichwę i kult terroru, grzęznącego przy tym w bagnie materialistycznej polityki, tylekroć odkrywałem w tym osobniku, obok powyższych właściwości, namiętną nienawiść do Polski. Nauczyłem się oceniać ją na podstawie tych nienawistnych sądów – i metoda okazała się niezawodną.”
Redakcja
Podsumowując ocenę współczesnej polityki zagranicznej zwróciłem uwagę, że to, co dwa czołowe nurty (PO i PiS) w istocie jednej, rusofobicznej polityki polskiej, nam proponują, jest całkowitym zaprzeczeniem tego, w jaki sposób Roman Dmowski i jego obóz polityczny widział miejsce Polski w polityce europejskiej i światowej.
Jaki był więc system Dmowskiego? Obszerność zagadnienia zmusza do ograniczenia się jedynie do kwestii zasadniczych i głównych kierunków z jednej strony, z drugiej zaś, do, w zasadzie okresu międzywojennego, czyli tego czasu, kiedy mieliśmy do czynienia już nie z polityką partyjną, ale polityką państwa polskiego, ze szczególnym naciskiem na wskazania Dmowskiego z krótkiego okresu, kiedy sprawował funkcję Ministra Spraw Zagranicznych RP, czyli od 27 października do 14 grudnia 1923 r., w drugim rządzie Wincentego Witosa, zastępując na tym stanowisku swojego bliskiego współpracownika, wybitnego endeka wielkopolskiego – Mariana Seydę, który odtąd został wiceministrem.
Pryncypia polityki narodowej na arenie międzynarodowej
Juliusz Zdanowski, w swym „Dzienniku”, pod datą 1 sierpnia 1929 r., zanotował, że Dmowski, w odpowiedzi na pytanie pułkownika-emisariusza obozu pomajowego, odnośnie warunków współpracy z sanacją, stwierdził: „zagraniczną politykę musicie robić naszą”.
Aby zdefiniować „naszą”, czyli endecką politykę zagraniczną, o której mówił Dmowski należy cofnąć się do okresu, w którym sprawował on urząd Ministra SZ. To właśnie wtedy, 16 listopada 1923 r., podczas obrad Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu, Dmowski przedstawił swoje credo odnośnie polityki zagranicznej państwa polskiego. Powiedział wówczas:
„W systemie polskiej polityki zagranicznej punktem wyjścia są dla mnie dwa fakty:
1) fakt, że mamy ustalone i uznane przez mocarstwa granice;
2) nasze położenie wewnętrzne, w którem na pierwszym planie znajduje się potrzeba uzdrowienia naszego skarbu.
Z tych dwóch założeń wychodząc, uważam, że polityka nasza musi być ściśle pokojowa. Wynika to z faktu, że posiadamy uznane granice, co daje nam pewność prowadzenia polityki pokojowej. Chcąc zaś uzdrowić skarb musimy dążyć do zgodnego pożycia z sąsiadami.
Z tego powodu polityka nasza musi się opierać:
1) na poszanowaniu jak najściślejszem traktatów;
2) na nieinterwenjowaniu w sprawy wewnętrzne sąsiadów i innych państw;
3) musi dążyć do jak największego rozwoju naszych stosunków handlowych i ułożenia ekonomicznego współżycia z państwami.”
Powyższe zasady są wyrazem realizmu politycznego Dmowskiego, jednocześnie są głęboko zakorzenione w myśli Narodowej Demokracji. W tym miejscu należy wyraźnie podkreślić – w opozycji do współczesnych nam opinii – że polityka realna nie oznacza skakania z kwiatka na kwiatek, nie oznacza bycia chorągiewką na wietrze, niestałym, nieprzewidywalnym graczem z tendencją do częstej zmiany frontu. Bieżąca polityka realna – to przede wszystkim polityka celów możliwych do osiągnięcia w danych okolicznościach i w danym czasie. Na dalszą metę zaś – to polityka długofalowa, konsekwentna w swych założeniach i konsekwentnie je realizująca. W skali makro Dmowski konsekwentnie optował za polityką sojuszu z Francją, jeżeli zaś chodzi o Wielką Brytanię, praktyka pokazała, że w momencie odejścia czynnika antypolskiego i jednocześnie proniemieckiego (Lloyd-George), stosunki mogły układać się dla Polski całkiem korzystnie.
Stosunek do Niemiec
Jest truizmem stwierdzenie, że polityka endecka była antyniemiecka. To antyniemieckość stała się głównym wyznacznikiem zwrotu politycznego dokonanego przez Dmowskiego w 1908 r. („Niemcy, Rosja i kwestia polska”). Stanowiła zerwanie z tradycją XIX-wiecznej, antyrosyjskiej polityki polskiej oraz była fundamentem, na którym oparła się polityka Narodowej Demokracji w czasie I wojny światowej i później, w okresie walki o kształt Polski w Wersalu. W wolnej Polsce, pewne zaostrzenie polityki wobec zachodniego sąsiada w okresie kierowania resortem spraw zagranicznych przez Seydę i Dmowskiego, wynikało z dbania o interes Polski, a nie było wyrazem intencji pogorszenia stosunków z Niemcami. Postawa Dmowskiego wobec Niemiec była na przestrzeni lat konsekwentna, będąc jednocześnie wyrazem jego łacińskich pojęć o polityce.
Już w „Myślach nowoczesnego Polaka”, Dmowski wspominał o „nie mniejszym” wstręcie, jaki odczuwałby do nauczyciela Polaka prześladującego dziecko za to, że jest dzieckiem ruskim, niż do pruskiej kanalii pedagogicznej, ale także uczynił zasadnicze rozróżnienie pomiędzy ludźmi nikczemnymi, których nienawidził, bez względu na narodowość, oraz pomiędzy zbrodniarzami a tymi, którzy walczyli z narodem polskim w imieniu swego, wymieniając w tym miejscu również Niemców. Swój stosunek do Niemiec wyraził w „Polityce polskiej i odbudowaniu państwa” pisząc:
„Pracowałem cale życie przeciw Niemcom, bo chciałem, żeby Polska żyła, polityka zaś niemiecka za cel sobie postawiła jej zgubę. Myliłby się wszakże ten, kto by sądził, że kieruje mną jakaś ślepa nienawiść do Niemców lub że niezdolny jestem do sprawiedliwego sądu o wartości narodu niemieckiego i o jego zasługach dla cywilizacji.(…) Byłbym też szczęśliwy, gdyby stosunki wzajemne między nami a Niemcami mogły być zdrowymi stosunkami sąsiedzkimi, opartymi na wzajemnym szacunku i umożliwiającymi współdziałanie tam, gdzie to jest potrzebne”.
Za podsumowanie politycznej postawy Dmowskiego wobec Niemiec należy uznać jego wypowiedzi podczas nieformalnej rozmowy z dwoma przedstawicielami prasy hitlerowskiej, która miała miejsce, na ich prośbę, w Warszawie, prawdopodobnie na początku grudnia 1937 r. Jędrzej Giertych w swej relacji pamiętnikarskiej „Stronnictwo Narodowe a kryzys dziejowy 1938 roku”, tak wspomina wystąpienie Dmowskiego:
„Z postulatów polskich, które [Dmowski] określił jako nienaruszalne, wymienił trzy: nienaruszalność granic Polski (…), nienaruszalność granicy niemiecko-czeskiej oraz niedopuszczalność wszelkich pomysłów budowania państwa ukraińskiego (…).”
W sprawie niemieckiej należy poruszyć jeszcze jedną kwestię, mającą bardzo silne odniesienie do naszej współczesności. Od kilku lat obserwujemy, jak się dzisiejszym rzekomym wyznawcom polityki realnej wydaje, że można było przed wojną dowolnie wybierać stronę i iść z Niemcami, handlując z nimi polską ziemią w zamian za „zdobycze na wschodzie”. Myślenie takie rozbija się nie tylko o fakt nieistnienia wystarczającego zaplecza politycznego i społecznego w Polsce dla takiego pomysłu, o marginalną, także w obozie sanacyjnym, pozycję ludzi głoszących podobne poglądy ale i o doświadczenie polityczne I wojny światowej. Polska w systemie niemieckim, to byłby kadłub pozbawiony nie tylko dostępu do morza oraz zaboru pruskiego, ale i pozbawiony granicznego pasa bezpieczeństwa (dla Niemiec) na zachodzie zaboru rosyjskiego oraz, co równie ważne, pozbawiony ziem wschodnich, czego traktaty brzeskie są dowodem nie podlegającym dyskusji.
Ale, o ile wyobrażanie sobie, że w 1939 r. Niemcy z sojuszniczą Polską powalające ZSRR, zrezygnują z popierania Ukraińców, Litwinów i Białorusinów, oraz zrezygnują z dalszych żądań terytorialnych odnośnie Polski, jest świadectwem braku przenikliwości politycznej, który wynika z quasi mistycznej nienawiści do Rosji, o tyle, wyobrażanie sobie, że Sanacja znalazłaby wystarczającą siłę w narodzie, która pozwoliłaby jej przeprowadzić politykę oddania Niemcom ziem polskich na życzenie Hitlera i podjąć wspólną wyprawę na ZSRR, jest pomysłem z dziedziny fantastyki i świadectwem myślenia życzeniowego skrojonego wg wyobrażeń współczesnych, a całkowicie oderwanych od epoki, której dotyczy.
Można by te pomysły zbyć uśmiechem politowania, gdyby nie ich nośność medialna i propagandowa. Antyniemiecka postawa większości narodu w okresie międzywojennym była faktem, ale była też po prostu słuszna. Polacy, w swej masie, zostali mentalnie przywróceni do piastowskich źródeł państwowości, do myślenia o ziemiach piastowskich jako o kolebce państwa i narodu (znów jest to zasługa endeków, z Janem Ludwikiem Popławskim na czele). Ziemie te bądź znajdowały się nadal w posiadaniu powersalskich Niemiec, bądź, w przypadku tych znajdujących się w granicach II RP, były przez Niemcy ciągle zagrożone. Co najistotniejsze jednak – granica polsko-niemiecka była fundamentem systemu wersalskiego. Nie dziwi wobec powyższego konsekwentnie sprzeciwiające się planom niemieckim w tej sprawie stanowisko Romana Dmowskiego i Narodowej Demokracji. Tym, którzy roili sobie, że oddawanie ziemi polskiej Niemcom jest możliwe, Dmowski odpowiedział krótko („Świat powojenny i Polska”):
„[Niemcy] nie wiedzą też, że gdyby się znalazł w Polsce polityk, który by chciał traktować o ustąpieniu Pomorza, dostałby kulę w łeb, jak amen w pacierzu. Podobnie skończyłby każdy, który by, idąc wbrew woli narodu, na jakiejkolwiek drodze wystawił Polskę na zmarnowanie tego, co po wojnie światowej odzyskała.”
Stosunek do Rosji
Stanisław Kozicki, wybitny polityk endecki i bliski współpracownik Dmowskiego napisał w swych pamiętnikach: „Znacznie później zdobyłem głębszą wiedzę o Rosji (…), co doprowadziło mnie do zrozumienia w pełni poglądu Dmowskiego, który uważał, że doprowadzenie do porozumienia z Rosją i ustalenia z nią jakiegoś modus vivendi na dalszą metę, jest pierwszym i najgłówniejszym zadaniem polityki polskiej”.
Roman Dmowski wielokrotnie wyrażał daleko idącą niechęć, a nawet pogardę dla Moskali i ich działań. Jest to, zwłaszcza dzisiaj, podkreślane przez ludzi pragnących dokonać rewizji myśli narodowodemokratycznej w kierunku antyrosyjskim i ma służyć uzasadnieniu ich programu politycznego. Świadczy to o głębokim niezrozumieniu zagadnienia. Stosunku narodu do sąsiada tak istotnego jak Rosja, nie buduje się na opiniach o tych czy innych Rosjanach, o tym, czy innym ich rządzie, ale na analizie politycznej i wnioskach z niej wypływających. Na potrzeby zaborów taką analizą była książka „Niemcy, Rosja i kwestia polska”. W wolnej Polsce Dmowski wypowiedział się na ten temat kilka razy i są to wypowiedzi mające charakter wskazań nie tylko na teraźniejszość współczesną ich autorowi, ale także na przyszłość bliższą i dalszą. Ich symbolicznym, w tym kontekście, wyrazem praktycznym w międzywojniu był fakt, że to właśnie za czasów kierowania przez przywódcę Narodowej Demokracji resortem spraw zagranicznych, Polska – podpisem Dmowskiego – uznała, jak napisano w nocie oficjalnej, Związek Socjalistycznych Republik Rad.
Dmowski widział Rosję jako istotny dla Polski podmiot bez względu na formę panujących tam w danym okresie rządów. Stąd, nie tylko wspomniane uznanie ZSRR, ale późniejsze spotkania z posłem radzieckim (Połpredem – pełnomocnym przedstawicielem) Piotrem Wojkowem. Wojkow spotykał się zresztą nie tylko z Dmowskim, ale i z ówczesnym marszałkiem senatu, również działaczem endeckim – Wojciechem Trąmpczyńskim. Rozmawiano przede wszystkim o polityce i gospodarce, nie tylko w kontekście stosunków dwustronnych, ale szerzej, w kontekście Europy Środkowo-Wschodniej. Z jednej strony, może zaskakiwać wysoka ocena Dmowskiego przez Wojkowa, z drugiej, pokazuje postawę lidera endecji, który uważał takie kontakty za ważne i potrzebne. O zainteresowaniu poglądem Dmowskiego na sprawy rosyjskie w ZSRR świadczy również wydanie w przekładzie na rosyjski w 1930 r., kilku artykułów pt. „Kommiwojażer w zatrudnieni”, będących wyborem spośród tekstów pisanych do Gazety Warszawskiej, w których Dmowski rozprawiał się skutecznie z pomysłem tzw. wyprawy komiwojażera na Rosję, czyli przeprowadzenia ataku na ZSRR przez Polskę za pieniądze międzynarodowego kapitału.
O wiele większe znaczenie, także w kontekście naszej współczesności i przyszłości, mają wskazania Dmowskiego zawarte w jego wypowiedziach. Na plan pierwszy wysuwa się tu artykuł programowy „Zagadnienie główne” z “Przeglądu Wszechpolskiego” nr 2 z lutego 1922 r., gdzie autor podkreśla:
„Nie chodzi tu o politykę dzisiejszą, o stosunek do rządu sowieckiego lub do tego, czy innego obozu przeciwników jego na emigracji, do tych lub do innych czynników przemijających. (…) Idzie więc o stosunek do czynnika trwałego, do narodu rosyjskiego, o stworzenie gruntu, na którym się oprze jutrzejsza polityka nasza względem rosyjskiego państwa. Im mniej my dziś w tym względzie pracujemy, im mniej posiadamy planu, im mniej przygotowujemy opinię publiczną do jego zrozumienia, tem większe powodzenie ma robota niemiecka, która dąży do ukształtowania stosunków między Polską a Rosją zgodnie ze swojemi planami. Idzie ona bez przerwy nie tylko w Rosji, ale i u nas. Wpływy niemieckie sączące się do Polski bardzo różnemi kanałami, pracują przede wszystkiem w dwóch kierunkach: z jednej strony pozyskują one ludzi dla planów handlowych i komunikacyjnych, prowadzących do zrobienia z Polski niemieckiego mostu do Rosji; z drugiej – usiłują przedstawić Rosję, jako głównego wroga Polski i główne jej niebezpieczeństwo, utrwalić i rozwinąć dawną psychologję nienawiści do ciemiężców, hypnotyzuja Moskalem jak za dawnych przedwojennych czasów, tak jak gdyby się nic w Naszem położeniu względem Rosji nie zmieniło. Sprzyja im nieruchomość duchowa społeczeństwa, które ciągle nie posiada jeszcze psychologji narodu wolnego, niezawisłego, ale tak na różne sprawy reaguje, jak gdyby żyło jeszcze w czasach niewoli i ucisku. Sprzyja im też rozwinięta szeroko u nas skłonność do robienia patrjotyzmu możliwie najtańszym kosztem. A cóż mniej dziś kosztuje, jak szczucie na Moskala?…
W ten sposób urabia się psychologja społeczeństwa w stosunku do Rosji, która później może bardzo utrudnić najważniejsze dla naszego bytu, a niewątpliwie najtrudniejsze zadanie – zorganizowania po naszej stronie i wywołania po stronie rosyjskiej jedynej polityki, mogącej i nam, i Rosji zapewnić samodzielność gospodarczą i polityczną oraz rolę w świecie, odpowiadającą siłom i położeniu każdego z dwóch narodów. Pierwszym warunkiem tej polityki jest, żeby Polska nie dawała się używać za narzędzie przeciw Rosji, a Rosja przeciw Polsce. Pierwsze zależy w całości od nas; na drugie możemy mieć mniej lub więcej wpływu w zależności od tego, ile dobrej woli, energji i rozumienia rzeczy w pracę na tem polu włożymy.(…)”
W „Polityce polskiej i odbudowaniu państwa” w 1925 r. Dmowski z naciskiem powtórzył: „Nauczyłem się na stosunek nasz do Rosji patrzeć w perspektywie dziejowej, ze spokojem, w którym myśli politycznej nie zamącają namiętności, wytworzone przez przeszłość i podsycane stale do ostatnich czasów przez politykę rosyjską względem Polski(…). Zdaniem mojem było rzeczą niegodna naszego narodu oburzać się jedynie na krzywdy, protestować przeciw nim i albo czekać na zmianę postępowania Rosji, albo tez ślepo dążyć do jej zguby, chociażbyśmy sami mieli razem z nią zginąć. Obowiązkiem naszym było mieć swoją względem Rosji politykę, politykę rozumną, zwalczającą w niej to, co dla nas było szkodliwe, ale umiejącą szczerze i uczciwie poprzeć to, co było z korzyści dla naszej sprawy. (…). Podkreślam to umyślnie, ażeby ludzie u nas nie myśleli, że polityka zbliżenia z Rosją, szukająca oparcia stosunku z nią na wzajemnej życzliwości, była wywołana tylko potrzebami chwili, i dziś już należy do historii. Niejedno pokolenie przeminie, a ta sprawa ciągle będzie aktualną, żywotną, ciągle będzie miała pierwszorzędne znaczenie dla obu narodów.(…)”
Kwestia ukraińska
Stosunek Dmowskiego do sprawy Ukrainy był wypadkową jego stosunku do kwestii niemieckiej i rosyjskiej rozpatrywanych łącznie. Z jednej strony, tzw. wolna Ukraina musiałaby być wasalem niemieckim, zarządzanym przez kapitał międzynarodowy, z drugiej, istotą naszego przyjaznego stosunku do Rosji powinien być brak poparcia dla ukrainizmu w każdej postaci.
W „Świecie powojennym i Polsce” Dmowski pisał: „Nie ma siły ludzkiej, zdolnej przeszkodzić temu, ażeby oderwana od Rosji i przekształcona w niezawisłe państwo Ukraina stała się zbiegowiskiem aferzystów całego świata (…) rzezimieszków i organizatorów wszelkiego gatunku prostytucji (…) Ukraina stałaby się wrzodem na ciele Europy; ludzie zaś marzący o wytworzeniu kulturalnego, zdrowego i silnego narodu ukraińskiego, dojrzewającego we własnym państwie, przekonaliby się, że zamiast własnego państwa, mają międzynarodowe przedsiębiorstwo, a zamiast zdrowego rozwoju, szybki postęp rozkładu i zgnilizny.”
Warto w tym miejscu zauważyć, że współcześnie pojawiające się w kręgach związanych z Młodzieżą Wszechpolską hasła współdziałania z Ukrainą przeciwko Rosji (skutkujące zapraszaniem i rozmowami z młodymi neobanderowcami), nie są pomysłem nowym. Także przed wojną nurt neoromantyczny w Ruchu Narodowym, zaczął w drugiej połowie lat 30-tych naginać myśl narodową do haseł romantycznych z XIX wieku, skierowanych przeciwko Rosji. W lutym 1939 r. jeden z autorów Wielkiej Polski, czasopisma wyrażającego takie właśnie idee napisał: „Jestem zdecydowanym zwolennikiem rozbicia przez Polskę państwa rosyjskiego na szereg narodowych organizmów państwowych, wśród których istnieć musi Ukraina Naddnieprzańska.(…) Za kilka, czy kilkanaście lat staniemy razem (z „Ukraińcami”) do walki z Rosją, staniemy razem, bo będzie to w interesie i naszym i ich, staniemy razem, choć przed tym walczyliśmy i po tym będziemy walczyć z sobą.”
Endecka „Polityka Narodowa”, nr 3 z 1939 r. skomentowała powyższe pomysły następująco: „Zgoła się nie posuwamy do „jedności celów” z wyznawcami podobnych poglądów. Zagadnienie, czy Polska ma się wlec w ogonie polityki niemieckiej, chcącej we własnym interesie rozbijać Rosję na kilka „narodowych organizmów państwowych” i wznawiać traktat brzeski, czy też ma mieć postawę niezależną – między innymi – w sprawie ukraińskiej zasadniczo odmienną od zalecanej przez „Wielką Polskę”, jest dziś jedną z głównych linii podziału w naszym narodzie”. Rzeczywistość pokazuje nam, że także i tym przypadku, niejedno pokolenie przeminęło, a linia podziału pozostała na swoim miejscu…
Międzymorze
Na zakończenie chciałbym poruszyć kwestię tzw. Międzymorza, czyli obszaru pomiędzy Bałtykiem, Morzem Czarnym a Adriatykiem, który miałby być zorganizowany politycznie przez Polskę. Idea Międzymorza, różnie rozumiana, opanowała umysły polskie i od stu bez mała lat, jest głoszona jako rzekomo wspaniała alternatywa dla Polski. Pomysł politycznego zorganizowania tego obszaru, zblokowania krajów do niego należących, pojawia się zarówno u romantyków, piłsudczyków, a więc u żywiołów nienawidzących Rosji, jak również w sferach endeckich. U tych pierwszych miał to być blok państw skierowany przeciwko Rosji i Niemcom, u drugich, skierowany przeciwko Niemcom, a z Rosją współpracujący.
Z biegiem lat idea nabrała wydźwięku zdecydowanie antyrosyjskiego, choć wciąż była obecna również w programach organizacji o profilu endeckim. Idea ta jest obciążona dwoma zasadniczymi wadami, które wykluczają jej praktyczną realizację. Pierwszą, zawsze obecną, jest założenie, że to Polska będzie liderem takiego bloku państw, a więc pozostałe państwa się jej politycznie podporządkują (założenie nieskonsultowane z pozostałymi ewentualnymi uczestnikami bloku).
Drugą, występującą w nieco zmienionej postaci przed wojną i obecnie – to słabość wewnętrzna bloku spowodowana nie dającymi się przełamać przeciwnościami pomiędzy krajami tego obszaru. Przed wojną, była to słabość Czechosłowacji, obciążonej ogromna mniejszością niemiecką, niechęć Węgier do krajów ościennych, które otrzymały po I wojnie światowej ziemie należące wcześniej do nich (Czechosłowacja, Rumunia, Jugosławia), spór bułgarsko-grecko-jugosławiański, wewnętrzna słabość Jugosławii itd.. Tę słabość przed wojną zauważał Dmowski, prowadząc politykę opartą o sojusz z Francją i porozumienia dwustronne oraz traktując kraje bałtyckie (Łotwę i Estonię) jako de facto, strefę wpływów Rosji. Stanisław Kozicki w swoich wspomnieniach wykazał wszystkie słabości tego pomysłu. Jako pomysł antyrosyjski Międzymorze było i jest jeszcze bardziej nierealne.
Wydaje się, że hasło Międzymorza, zwłaszcza po stronie endeckiej, było z premedytacją przedstawione jako właśnie tylko hasło, pewien dobrze wyglądający postulat, na którego jednak realizację nie było ani pomysłu, ani środków ze strony Polski, oraz ochoty ze strony potencjalnych uczestników. Jeżeli dzisiaj wraca się do tego pomysłu, z tą modyfikacją, że patronem Międzymorza miałyby być Stany Zjednoczone, nie zważając na wciąż istniejące zastrzeżenia natury ogólnej (rola lidera dla Polski) oraz na rozbieżność interesów państw tego regionu, zwłaszcza na skutek wojen bałkańskich z lat 90-tych XX wieku i obecnego rozszczepienia na tle konfliktu na Ukrainie, to po raz kolejny dowodzi to życzeniowości polskiego myślenia o polityce, oderwania od rzeczywistości i swego rodzaju zacietrzewienia. Źródłem takiego zachowania jest nienawiść do Rosji.
Podsumowanie
Narodowa Demokracja i jej lider, jedynie w ograniczonym stopniu wpływała na praktyczną politykę zagraniczna państwa polskiego w dwudziestoleciu międzywojennym. Najpierw było to spowodowane ograniczonym wpływem na władzę w okresie parlamentarnym, a także osobistym zmęczeniem i zniechęceniem Dmowskiego do działalności publicznej, później zaś, po zamachu majowym, wpływ rzeczywisty ustał całkowicie, natomiast pozostał wpływ pośredni, wyrażający się poprzez media, działalność wydawniczą itd. Pośredni okazał się decydujący. Choć endecja została skutecznie odsunięta od władzy, jej wpływ na myślenie narodu rósł. Co więcej, stał się on na tyle istotny, że rządząca Sanacja zaczęła się z nim liczyć, zaś odrzucenie ultimatum niemieckiego przez Becka w 1939 r., stało się tego wpływu najistotniejszym wyrazem. Endecja straciła rząd faktyczny, ale zdobyła i utrzymała rząd dusz.
Niestety, odnośnie czasów nam współczesnych nie możemy wypowiedzieć podobnego optymizmu. Dzisiaj Polska grzęźnie w antyrosyjskim obłędzie, powtarzając wszystkie błędy przeszłości, które polskiej polityce wytykał Dmowski. Stajemy się jedynie wykonawcą obcych planów, wyobrażając sobie, że realizujemy jakąś wielką ideę rozbicia Rosji, z nami na czele. Jest dokładnie odwrotnie, niemniej zaślepienie nie pozwala tego zauważyć. Zamiast polityki pokojowej, głosimy hasła wojownicze, zamiast układania stosunków jak najlepiej, głosimy, że powinny one być złe. Zamiast łagodzić, jątrzymy. Zamiast przyjaciół, wspieramy i hodujemy wrogów. Rozkład stosunków gospodarczych uważamy za sukces. Podburzającą stare uprzedzenia propagandę zewnętrzną, przyjmujemy za poparcie naszych dążeń.
Polityce polskiej potrzebny jest wstrząs, który na wzór tego z przełomu wieków XIX i XX, przeorientuje nas i zatrzyma chocholi taniec oraz odnowi zrozumienie zagadnienia głównego polityki polskiej.
Adam Śmiech
Opublikowano za: Myśl Polska, nr 47-48 (23-30.11.2014)
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.