Józef Beck – postać tragiczna
Trudno doprawdy znaleźć drugi taki kraj jak Polska, który z takim zapałem zamieniałby katów w ofiary, złodziei w okradzionych… Proces ten narasta ostatnimi laty, a jego aktualną „pożywką” jest przedwojenny polityk, dyplomata, wcześniej żołnierz Legionów – Józef Beck. Zarówno osobę jak i politykę ostatniego ministra spraw zagranicznych wolnej II Rzeczypospolitej oczernia się i to w sposób nieraz wprost ordynarny, skądinąd typowy dla zachowań i wypowiedzi przedwojennych jeszcze krytyków Józefa Piłsudskiego. W tej paranoicznej kampanii nienawiści nazywa się go nawet alkoholikiem, choć nie ma najmniejszego dowodu na to, że kiedykolwiek widziano go w stanie upojenia w trakcie pełnienia obowiązków służbowych. Prezydentowi Kwaśniewskiemu na ten przykład od razu wybaczono publiczne wystąpienia po niejednym głębszym, w tym bełkotliwe śpiewy z mównicy. Puszczono do obywateli „oko” – równy chłop ten Olek…
Od skądinąd bardzo zacnej osoby usłyszałem niedawno słowa żalu, że Kościół, a zwłaszcza metropolita warszawski nie zrobił nic, gdy pod pałacem prezydenckim dzień po dniu bezczeszczony był Krzyż. Nieco się zirytowałem. To prawda, tak było, zabrakło wówczas zdecydowanego, głośnego protestu, który na pewno osłabiłby śmiałość wrogów Krzyża. Brak protestu ich rozzuchwalił. To prawda, ale nie rzucajmy się w odwecie na ofiarę, lecz na sprawcę! Nie miejmy pretensji, że ktoś nie umie się obronić, miejmy pretensje do napastnika! A o nim już nie pamiętamy. Toż właśnie o to chodzi tym wszystkim wrogom i ludzi wierzących, i patriotów, byśmy sami się biczowali za ich grzeszne czyny. Czyż chodzi jednak tylko o to, by się wyżyć – na kimkolwiek, a przecież najłatwiej na swoim, na bliskim, na stojącym po tej samej stronie. Bo taki jest zawsze pod ręką i nie odda.
Rocznica wybuchu II wojny światowej posłużyła lansowaniu haniebnych teorii o konieczności sojuszu z Hitlerem, o wyborze „rozsądnej” drogi, a ci, którzy temu się sprzeciwili – skutecznie – doprowadzili, jak wiadomo, do samobójstwa Polski. Publikowanie takich książek artykułów jest teraz legalne, jest ponoć dowodem na odzyskanie wolności… Dla takiego jednak jak ja, jest to nawet nie policzek, ale kopniak. Bowiem taki jak ja od dziecka, od lat 1950. słuchał o dramatycznej walce swego ojca najpierw w Związku Walki Zbrojnej, potem w AK, w Lasach Kampinoskich, nad Narwią, w Powstaniu Warszawskim itd. Taki jak ja nigdy nie słyszał natomiast o zwątpieniu, o pójściu na służbę do oprawców. A takich jak ja są jeszcze miliony. Tym milionom właśnie wymierzają kopa nowi ukła- dacze naszej historii, którzy dopiero co tłumaczyli nam, że bohaterscy powstańcy warszawscy to oszukane naiwniaki poprowadzone na stracenie przez oszołomów z dowództwa AK i rządu w Londynie. To nie byli patrioci, nie szlachetni ludzie zdolni do poniesienia największej ofiary dla wspólnoty, dla swego narodu, a także – o, zgrozo! – dla wiary. To narwańcy, przez których dobrzy Niemcy musieli spalić całą stolicę. A jakby siedzieli cichutko, posłusznie arbeitowali, to stolica pewnie nie ległaby w gruzach. I pewnie nazywałaby się Hitlersstadt, przynajmniej jakiś czas, do momentu nieuchronnej klęski Rzeszy
My słuchaliśmy naszych walczących ojców, kogo zaś słuchali (i słuchają) nowocześni stratedzy zamieniający katów w ofiary i odwrotnie? Kogo np. słucha redakcja, skądinąd wydawałoby się porządnego tygodnika, pisząc o „samobójstwie Polaków” w kontekście podejmowania przez nich walki zbrojnej z okupantem i najeźdźcą? Po okresie „odmitologizowania” Powstania Warszawskiego, Powstania Styczniowego i innych powstań przyszła kolej na wrzesień 1939.
Wywodzący się z niderlandzkiej rodziny, która jeszcze za Stefana Batorego przywędrowała do Polski, posiadający bardzo patriotycznych rodziców Józef Beck miał początkowo piękną drogę życiową. Od 1914 r. robi karierę w Legionach, jako były student Politechniki Lwowskiej przydzielony zostaje najpierw do artylerii, awansuje od kaprala do podporucznika, jest ranny w głowę w słynnej bitwie pod Kostiuchnówką. Staje się zaufanym człowiekiem Józefa Piłsudskiego, który pokładał w nim duże nadzieje. Kariera dyplomatyczna, rządowa – aż przychodzi druga połowa lat 30 i gwałtowna zmiana układu sił w Europie. Co mogła zrobić Polska w tym nowym układzie? Dziś, po tylu latach, łatwo się wymądrzać, ale tak naprawdę w naszej sytuacji geopolitycznej – pisze o tym na tych łamach dr Deszczyński – byliśmy bez wyjścia. Wybitny znawca tego okresu prof. Marek Kornat wyjaśnia wyraźnie: Twierdzenie, że jakikolwiek polityk polski mógt zapobiec katastrofie, jest tak samo niemądre, jak twierdzenie, że jakikolwiek polityk mógłby zapobiec trzęsieniu ziemi, gradobiciu lub wylewom rzek podczas powodzi (portal dzieje.pl).
Mimo to nikt nie myślał o dobrowolnym pójściu w niewolę! Słynne przemówienie ministra Becka w Sejmie 5 maja 1939 r. zostało przyjęte gromkimi brawami przez wszystkich posłów, przez wszystkie opcje polityczne. Bowiem nie było wówczas, tak jak jest dzisiaj, opcji oddania się w niewolę, kolaboracji, przehandlowania suwerenności za ileś tam eurosrebrni- ków. Józef Beck wyraził po prostu jednoznaczną wolę narodu. To przemówienie powinno być obowiązkowo analizowane przez początkujących polityków i znane na pamięć przez posłów. To nędzni geszefciarze i wciśnięte w garnitury parobki plują na honor. Dla przedwojennego Polaka to była wartość niekwestionowana, była miarą nie tylko suwerenności, ale i człowieczeństwa. Takie wartości jak honor nie straciły nic ze swego znaczenia, są ponadczasowe – obśmiewają je tylko osobnicy chwilowo władający głośnymi mediami oraz usiłujący nas skolonizować cudzoziemcy albo osobnicy nazywani dotychczas szmaciarzami.
Po wrześniu 1939 życie ministra Józefa Becka nabrało tragicznego wymiaru. Ci, którzy parę miesięcy wcześniej bili mu brawo, teraz szukali kozła ofiarnego – nadawał się do tego idealnie. I tak pozostało do dziś… Internowany w Rumunii, nie mógł udać się, jak tylu innych, do Francji, Wielkiej Brytanii, by walczyć dalej dla i za Ojczyznę. Na przeszkodzie tym razem nie stanął okupant; „załatwił” mu to nowy rząd na obczyźnie. Miał żyć jako kozioł ofiarny. I tak też umarł, w biedzie, w odosobnieniu, w marnej rumuńskiej wiosce, zżerany przez gruźlicę… Jeśli na- grzeszył – a któż jest bez grzechu? – to pokutował już za życia, które zakończył 5 czerwca 1944 r.
Leszek Sosnowski
“Ten z was, który napisze o mnie pamiętnik, rozpocznie go od słów: Józef Beck był alkoholikiem” mówił do sekretarzy (Łubieńskiego, Siedleckiego i innych). Dowodów alkoholizmu Becka jest sto. Przez ostatnie dwa lata przed wojną pił ciągle. Okłamał Anglię, że jak dostanie gwarancje, to przepuści Hitlera na Moskwę. Dostał je, ale odmówił przepuszczenia Niemców, więc Chamberlain wycofał gwarancje, a Francja odmówiła podpisania konwencji wojskowej. Najbardziej oszukał Polaków, że Sowiety będą nas bronić przed Niemcami.
Dalej szkoda słów. Radzę obejrzeć debatę w tvp historia “Polityka ministra Becka”. Wystąpił w niej niezależny historyk Janusz Choiński, który ujawnił nieznane lub przemilczane dowody źródłowe.