Chociaż cała Polska świętuje po zdobyciu mistrzowskiego tytułu w piłce siatkowej, a nowa premier u prezydenta przygotowuje kolejną prezentację „przekopanego w całej platformie” rządu, to koniecznym wydaje się przypomnienie przyczyn czekającego nas kryzysu. Nie są tu oczywiście potrzebne przymiotniki określające „osiągnięcia’ rządu Tuska, ale rzetelna ocena sytuacji gospodarczej kraju. Powinien taką ocenę przedstawić fachowiec, by propagandzistom koalicyjnym wybić argumenty do kolejnych prób obrony „prezydenta” Europy. Pozwalam sobie przybliżyć tylko istotne negatywne działania, które długo jeszcze będą kładły się cieniem na sytuacji gospodarczej naszego kraju.
W moim przekonaniu jest to rzetelna ocena, jakiej dokonał Krzysztof Rybiński, który we wstępie do swego artykułu pisze: Trudno zrozumieć, dlaczego unijni przywódcy wybrali na przewodniczącego Rady Europejskiej polityka, który skazał Polskę na stagnacje , a przyszłe pokolenia emerytów na biedę
PASMO PORAŻEK
A teraz największe porażki rządów Tuska. Jak wielokrotnie pisałem na tych łamach, za największą porażkę gospodarczą uważam to, że zadłużył Polskę bardziej niż Edward Gierek. Nowe długi zaciągnięte za czasów Tuska są większe w relacji do naszego dochodu narodowego niż długi zaciągnięte przez siedem pierwszych lat dekady Gierka. W tamtych czasach jednak za długi zbudowano znaczną część potencjału przemysłowego Polski socjalistycznej, a za czasów Tuska pieniądze z nowych długów przejedzono.
I jest to wina rządu, który przez siedem lat nie był w stanie przeprowadzić reform ograniczających wydatki publiczne kierowane do grup interesów, a niektóre z tych wydatków znacząco zwiększał.
Druga porażka rządu to kolosalne marnotrawstwo pieniędzy. Kwota nowo zaciągniętych długów, dotacje z Brukseli, przychody z prywatyzacji oraz 150 mld zł ukradzione Polakom z OFE dają łącznie prawie bilion złotych. To jest kwota, która powinna przemówić Polakom do wyobraźni. Rząd Tuska przez siedem lat rządzenia otrzymał do wydania bilion złotych (tysiąc miliardów) ponad normalne wpływy z podatków. I je wydał. Według GDDKiA budowa kilometra autostrady kosztuje w Polsce średnio 9,6 min euro, czyli jakieś 40 min zł. Za bilion złotych można by zbudować w Polsce 25 tys. km autostrad, a mamy łącznie około 2,5 tys. km dróg szybkiego ruchu. Albo można by zbudować gęstą sieć szybkich połączeń kolejowych, tak żeby przejazd z centrum Warszawy do centrum Gdańska trwał półtorej godziny. Albo można by postawić Tusk Tower – najwyższą na świecie wieżę, o wysokości 1 km, o 200 metrów wyższą niż Burj Khalifa w Dubaju. Taka wieża kosztowałaby blisko 6 mld zł. Za bilion złotych mogliśmy zbudować 150 takich drapaczy chmur.
Nic takiego jednak nie powstało, rząd Tuska wykorzystał 10 proc. tej kwoty na ważne dla rozwoju Polski inwestycje, a 90 proc. przejedzono i zmarnowano.
Na co zmarnowano? Na przykład na bezsensowne próby zmniejszenia różnic rozwojowych między bogatymi a biednymi województwami. Te różnice się nasiliły. Zmarnowano pieniądze na finansowanie tysięcy projektów, których jedynym celem było wydanie pieniędzy unijnych.
Kolejna porażka
rządów Tuska to zniszczenie polskiej innowacyjności. Gdy Tusk przejmował władzę, ponad 23 proc. polskich firm w przemyśle było innowacyjnych. Ten odsetek spadł poniżej 18 proc. W rankingu innowacyjności Światowego Forum Gospodarczego byliśmy w piątej dziesiątce na świecie, a teraz spadliśmy do siódmej dziesiątki. W rankingu Komisji Europejskiej poziom innowacyjności polskiej gospodarki w porównaniu ze średnią unijną obniżył się znacząco za czasów rządów Tuska.
W innym prestiżowym globalnym rankingu innowacyjności wyprzedziła nas Rumunia i jesteśmy daleko za Bułgarią. Takie są skutki wdrożenia rządowego programu Innowacyjna Gospodarka.
Do istotnych porażek tych rządów należy doliczyć katastrofalny rozrost biurokracji. Liczba urzędników wzrosła za czasów Tuska o ponad 70 tys. i przekracza pół miliona, podczas gdy w 1990 r., kiedy nad polską ziemią unosiły się jeszcze opary komunizmu, urzędników było tylko 158 tys. W okresie, gdy rosła armia urzędników, zatrudnienie w przemyśle spadło o 110 tys. osób. I to działo się w czasach, gdy wszyscy trąbili o nowej erze przemysłowej, o tym, jak ważny jest przemysł w rozwoju każdego kraju. W tym czasie rząd Tuska zwiększał armię urzędników, inicjując masę nowych, chorych przepisów, które trzeba egzekwować, więc potrzebni są nowi urzędnicy, a te same przepisy zniechęcały sektor prywatny do tworzenia miejsc pracy w polskim przemyśle.
Porażką rządu Tuska jest sytuacja ludnościowa Polski. Dwa miliony ludzi uciekło z naszego kraju, a dzietność jest na bardzo niskim poziomie, co powoduje, że prognozy demograficzne są dla Polski katastrofalne. Jeżeli dzietność nie wzrośnie, to w 2100 r. będzie nas tylko 16 min. Za czasów Tuska te negatywne tendencje demograficzne jeszcze się nasiliły. Propozycje wdrożenia polityki demograficznej zgłaszane przez autora tego tekstu zostały przez premiera Tuska publicznie wyśmiane. Bo przecież liczy się tu i teraz, a nie to, co będzie za 100 lat, nawet jeżeli w XXII stuleciu polski naród przestanie istnieć. Wtedy bowiem będzie rządził ktoś inny i będą to problemy innego rządu. Oczywiście to nie rząd rodzi dzieci, ale to rząd tworzy przepisy, które zachęcają lub zniechęcają Polaków do podjęcia decyzji o posiadaniu dwojga lub więcej maluchów.
SKOK NA KASĘ
Stan finansów państwa był tak zły na skutek rządów Tuska, że aby się ratować, rząd musiał ukraść Polakom 150 mld zł odłożonych na emeryturę w OFE. Gdyby tego nie zrobił, dług publiczny w przyszłym roku przekroczyłby konstytucyjny limit i premier Tusk stanąłby przed Trybunałem Stanu. To zresztą jest drugi powód postawienia premiera Tuska przed Trybunałem Stanu, pierwszy to Smoleńsk.
O ile lista sukcesów rządu jest krótka, o tyle lista porażek mogłaby stać się tematem kilku takich artykułów. Warto zatem zadać pytanie, dlaczego ktoś o tak negatywnym bilansie dokonań, którego rządy prawdopodobnie odebrały bezpowrotnie Polsce szansę na długofalowy rozwój i skazały kraj na stagnację, a przyszłe pokolenia emerytów na biedę, został wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale mam nadzieję, że ktoś jej kiedyś udzieli. A przewodniczącemu Tuskowi życzymy wszystkiego najlepszego w nowej roli, oby bilans jego dokonań dla Unii Europejskiej był lepszy niż to, co zrobił Polsce.
Autor jest profesorem i rektorem Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie.
Mam wrażenie, że Pan Rybiński odpowiadając na własne pytanie: “dlaczego ktoś o tak negatywnym bilansie dokonań, którego rządy prawdopodobnie odebrały bezpowrotnie Polsce szansę na długofalowy rozwój i skazały kraj na stagnację, a przyszłe pokolenia emerytów na biedę, został wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej? “, stwierdzeniem: “Nie znam odpowiedzi…”, udaje naiwnego “profesorka”, który stara się o image prawicowego liberała. Ponieważ, przemilczenie, jest postawą poprawności politycznej, asekuracja Pana Rybińskiego jest wybaczalna, zwłaszcza w świetle jego kariery zawodowej i politycznych koneksji. Mnie poprawność polityczna nie potrzebna i więc mogę Panu Rybińskiemu pomóc w odnalezieniu odpowiedzi – “dlaczego…?” (i nie jest to wyłącznie moje osobiste zdanie, a raczej zdecydowanej większości dyskutantów) . Otóż właśnie – “Dlatego, że… (i tu można skopiować dalszą część).
Nominacja Tuska przypomina dokładnie taką samą jak z nominacja H. Van Rompuyi-a, który najpierw w swojej ojczyźnie, Belgii, dokonał niemal rozbioru, po czym uciekł – no nie uciekł, przepraszam – został nagrodzony ciepłą i lukratywną posadkę, a skłócony naród nadal toczy wewnętrzne walki i spory.
Dziwi mnie, a raczej skłania do zastanowienia postawa Pana Rybińskiego w sprawie OFE. Rozsądny człowiek po werdykcie sądu, że pieniądze w OFE, nie są jego własnością, lecz społeczną, ma klarowną sytuację “sprywatyzowania społecznych wpłat” i czerpania profitów z inżynierii finansowej dopóty, dopóki nie przyjdzie czas na wypłaty. Czyli coś w stylu Amber Gold, lecz zgodnie z przepisami prawa i pod parasolem klas rządzących, no i oczywiście na zdecydowanie większą skalę. W tym świetle, kolejne działania rządu PO-PSL odcinające “wpływy” do OFE, niemalże likwidując zasadność istnienia OFE, dla przeciętnego obywatela, jawią się niczym “walka gangów o łup”.
Problemem nie jest istnienie ubezpieczeń społecznych, obojętnie czy to w formie ZUS-u, czy OFE, lecz przywileje wynikające z przepisów, które na barki osób wytwarzających wartość dodaną, wrzucają utrzymanie całej masy biurokratycznej, budżetowej i częściowo produkcyjnej pozabudżetowej (górnicy, rolnicy), która nie wnosi wkładów, a uczestniczy w podziale.
Zdecydowanie zgadzam się natomiast z diagnozą, że nie wyjdziemy z kryzysu gospodarczego, bez radykalnego odchudzenia aparatu państwowego, wraz z jego towarzyszącymi “gospodarstwami pomocniczymi” i innymi przybudówkami.