CO DALEJ PO TUSKU?

Gdy mi Ciebie zabraknie– tej piosenki po „stracie „ słońca Peru, nie śpiewają dziś, ani przeciwnicy, ani również jego wielbiciele. Opozycja wyraża przekonanie, że gorzej już być nie może, a zwolennicy mają świadomość, że kontynuacja zaprowadzi ich wkrótce na śmietnik historii. Koalicja nie chwali się tym co, pozostało po 7-letnich rządach Tuska, opozycja zapowiada dokładny audyt tego, co pozostało. Wszyscy mamy świadomość, że wybrane z obecnej talii, karty do gry w rządzie byłej „marszałkini” sejmu  nie może przynieść żadnych rewelacji. Jest to już bowiem trzecia poważna zmiana rządu PO-PSL, stąd kadry mogą być tylko gorsze, bowiem najlepsze były na samym początku. Zmiany ministrów wyraźnie wskazują, że prowadzone przez nich obszary zupełnie zawaliły się. Zawaliła się ochrona zdrowia, ale padła również i nie wytrzymała wyzwań polityka zagraniczna. Nie sprostał tego nie tylko minister, ale również premier i prezydent w polityce zagranicznej oprócz haseł nie odnotowali żadnych godnych uwagi efektów.

Sytuację musimy uważać za bardzo poważną. Znaleźliśmy się na krawędzi katastrofy i nie przysłonią tego żadne uwielbiające hołdy, jakie wciąż oddają byłemu premierowi jego zwolennicy. Czas spojrzeć prawdzie w oczy. Poniżej analiza „dokonać” obecnej koalicji i jego byłego przywódcy:

afery Tuska

 SCHEDA PO TUSKU

Budżet na 2015 r. to budżet wyborczy. Kolejny już plan finansowy państwa oparty na myśleniu życzeniowo-propagandowym ekipy PO-PSL

JANUSZ

SZEWCZAK

główny ekonomista SKOK

 

Gdy 27 grudnia 2013 r. na portalu w Polityce.pl oraz na Stefczyk.info przed­stawiłem czytelnikom „10 przestróg Kasandry” na 2014 r., zapisałem w punkcie drugim, że niewykluczone, iż 2014 będzie już rokiem bez premiera Donalda Tuska w Pol­sce, który zdobędzie upragniony immunitet w Komisji Europejskiej, oraz że będzie to rok wielkich niewiadomych, zarówno w gospo­darce, jak i w finansach. Rok, który będzie się charakteryzował całkowitym rozdźwiękiem między tym, co oficjalne, statystyczne w Pol­sce, a tym, co Polacy będą widzieć we włas­nym portfelu. Byłem raczej dość odosobniony w tych ocenach. Dziś, gdy polski premier nie­spodziewanie opuszcza polskiego Titanica, po 7 latach rządów koalicji PO-PSL, warto popatrzeć, jaka jest ta prawdziwa scheda i co tak naprawdę zostawia nam Donald Tusk w gospodarce i finansach.

Ten prawdziwy obraz polskich finansów publicznych i budżetu pomimo propagan­dowych zaklęć wygląda niestety wręcz dra­matycznie. To nie tylko „kamieni kupa” czy wielka czarna dziura budżetowa z prawie 50-miliardowym deficytem, lecz przede wszystkim państwo totalnie zadłużone, na blisko 1 bln zł. Co gorsza, dług zagraniczny Polski urósł do równie gigantycznych roz­miarów i wynosi już blisko 370 mld dol. Warto przypomnieć, że Edward Gierek przez 10 lat pożyczył zaledwie 30 mld doi. i spła­caliśmy to aż 32 lata. Wygląda więc na to, że obecny dług zagraniczny przyjdzie nam spłacać 300 lat, o ile jest on w ogóle do ure­gulowania. Tylko odsetki od tego długu kosz­tują polskich podatników aż ok. 42 mld zł rocznie. A zatem tylko nieco mniej niż za­planowane w budżecie na 2015 r. dochody z PIT, które mają wynieść 44 mld zł.

 

Polacy tyrają więc dziś głównie na spłatę długów, przede wszystkim wobec zagranicznych wierzycieli. To prawdziwy dramat i antyrozwojowy mechanizm, zwłaszcza dla państwa na dorobku, i jednocześnie niezbity dowód na katastrofalne błędy w po­lityce gospodarczej oraz finansowej nie tylko ostatniego 7-lecia. Obecny minister finansów Mateusz Szczu­rek zaplanował sobie nawet w bu­dżecie na 2015 r. wzrost dochodów podatkowych z PIT o ponad 3 proc. w stosunku do 2014 r. Papier jest cierpliwy i wszystko przyjmie.

Donald Tusk zostawia Polskę z prawie całkowicie wyprzedanym wartościowym majątkiem narodowym, z bankami na czele. Od czasu tzw. rządów gdańskich aferałów z początku lat 90., poprzez ostatnie 7-lecie rządów koalicji PO-PSL, wyprzedano blisko 70 proc. tego majątku za kwotę zaledwie ok. 160 mld zł.

Coroczne potrzeby pożyczkowe brutto polskiego państwa w ostatnich latach się­gają od 120 do 160 mld zł, netto zaś od 40 do 50 mld zł. Tyle musimy rok w rok pożyczyć, i to głównie za granicą, by nie ogłaszać ban­kructwa, by móc dalej rolować ogromne długi, czyli spłacać stare zobowiązania nowo zaciąg­niętymi pożyczkami. Na 2015 r. rząd zaplano­wał niezbędne pożyczki brutto na kwotę bli- skoi55 mld zł, a potrzeby pożyczkowe netto na ok. 54 mld zł, co oznacza, że niebezpieczna karuzela zadłużenia kręci się dalej.

Zostawia nam też premier Tusk projekt budżetu państwa przygotowany przez „tech­nicznego ministra finansów”, czyli kolejny dokument oparty na myśleniu życzeniowo- -propagandowym. Jeszcze dwa miesiące temu minister Szczurek przewidywał wzrost polskiego PKB w budżecie na 2015 r. na poziomie 3,8 proc., teraz szacuje go na 3,4 proc. Podobnie było z inflacją: plano­wano 2,3 proc., wpisano – 1,2 proc. Widać, jak bardzo zmienne czy wręcz gumowe są wskaźniki makroekonomiczne w tym bu­dżecie. Oczywiście za 2-3 miesiące, późną jesienią, okaże się, zwłaszcza przy załama­niu się eksportu na wschód, jak i recesyjnej oraz deflacyjnej sytuacji w Eurolandzie, że ten realny wzrost PKB może wyraźnie zanur­kować i być niższy od zapisanego w przyszło­rocznym planie finansowym państwa nawet o ponad l pkt. procentowy. I oby tylko na tym się skończyło.

 

Podobnie mało realistycznie wyglądają inne wskaźniki makroekonomiczne przy­jęte w nowym budżecie, jak choćby wzrost eksportu o ponad 5 proc. Zanosi się na to, że już w tym roku w eksporcie stracimy równowartość kilku miliardów dolarów. I nie będą to tylko pieniądze za jabłka lub gruszki, które złotousty, a zarazem całko­wicie nieskuteczny minister rolnictwa po rosyjskim embargu obiecał wyeksportować do Chin czy do arabskich szejków, nie mó­wiąc już o idiotycznych wręcz apelach Marka Sawickiego, by Polacy nie kupowali tanich jabłek w supermarketach, bo to wspieranie Władimira Putina. Trzeba by raczej dopro­wadzić do tego, aby wielkie sieci handlowe zaczęły wreszcie płacić podatki. Polski eks­port wieprzowiny spadł w pierwszej połowie tego roku już o blisko 45 proc., zaś polskiemu mleczarstwu grożą kary rzędu blisko 1 mld zł w przypadku przekroczenia unijnych kwot mlecznych.

Blisko 50 proc. działających w Polsce firm w ogóle nie płaci podatku CIT. Mimo to rząd zaplanował wzrost dochodów budżetu na 2015 r. z tego tytułu o 5,5 proc., do kwoty 24,5 mld zł. Dochody z dywidend i wpłat mają skoczyć aż o ponad 51 proc. w sto­sunku do 2014 r. i wynieść ponad 6 mld zł. Wydaje się to bardzo naciągane w sytuacji, gdy nawet duże spółki z udziałem skarbu państwa notują wyraźne spadki zysków, poważne straty i rosnącą skalę zadłużenia. Coraz większe są też ich odpisy i rezerwy na nietrafione inwestycje lub przejęcia. Sektor górniczy wraz z JSW może mieć straty idące w miliardy złotych. Słabnie sprzedaż paliw, a KGHM najprawdopodobniej przeinwestował, zwłaszcza za granicą.

Także zaplanowane dochody podatkowe w kwocie blisko 270 mld zł będą bardzo trudne do osiągnięcia i są zdecydowanie zbyt optymistyczne. Skrajnie życzeniowe wydają się budżetowe zapisy dotyczące wysokich wpływów podatkowych, zwłaszcza z VAT, szacowane na ponad 134 mld zł, czyli o blisko 7 proc. wyższe niż w 2014 r., jak również wpływy z akcyzy w kwo­cie ponad 63 mld zł, też wyższe o bli­sko l proc. niż tegoroczne. Wszystko to ma się zdarzyć nie tylko w rea­liach słabego popytu i konsumpcji, lecz także w sytuacji, gdy od kilku lat wykonane wpływy z podatku VAT rażąco odbiegają od tych pla­nowanych w kolejnych budżetach rządu PO-PSL i mają wyraźną oraz stałą tendencję spadkową. Straty na podatku VAT od lat powodowane są rosnącym fiskalizmem obecnej, niby-liberalnej ekipy (podwyższona 23-pro- centowa stawka) i ogromną nieudolnością oraz pobłażliwością, zwłaszcza dla zagra­nicznych gigantów ze strony polskiego rządu i aparatu skarbowego, jak i nieumiejętnością walki z patologiami i rosnącą skałą przestęp­czości podatkowej w Polsce.

Rośnie w siłę zarówno szara strefa, jak i  przemyt towarów akcyzowych. A na doda­tek ostatnie podwyżki akcyzy na papierosy, alkohol czy paliwa już spowodowały mniej­sze wpływy podatkowe do tegorocznego bu­dżetu. Słabnąca konsumpcja i rosnące zubo­żenie polskiego społeczeństwa także będą mieć wpływ na niższe dochody akcyzowe.

134,6 mld zł

– czyli o 7 proc. więcej niż w bieżącym roku mają wynieść wpływy z VAT w 2015 r. To zaskakujące, bo od lat dochody budżetu z tego tytułu spadają

 

 

Oczywiście obiecane na odchodne przez premiera Tuska wyższe ulgi na trzecie i ko­lejne dziecko w kwocie ok. 30-40 zł miesięcz­nie, jak też humorystyczne 36 zł brutto dla emerytów w ramach rewaloryzacji znacząco nie ożywią polskiej konsumpcji ani nie na­pędzą wyższych dochodów podatkowych. Siada bowiem wyraźnie popyt indywidualny, bo Polacy mają po prostu coraz mniej pienię­dzy w portfelach, a odmrożenia płac w sferze budżetowej się nie przewiduje. W budżecie na 2015 r. rząd odwrócił się również od bezro­botnych. Fundusz Pracy ma zasilić zaledwie 12,1 mld zł, czyli niewiele więcej niż w tym roku, w którym przewidziano 11,9 mld zł.

Mimo że minister Szczurek ocenia przy­szłoroczny budżet jako „dobry, choć trudny”, to na słynnych już „taśmach hańby” słychać coś zupełnie innego – że w kasie państwa pustki, że koniecznie trzeba dodrukować pieniędzy. Przyszłoroczny budżet to budżet wyborczy, mocno wirtualny, który najpraw­dopodobniej w całkiem nieodległej perspek­tywie trzeba będzie znacząco zmieniać, gdyż wiele jego wskaźników makroekonomicz­nych stanie się po prostu nieaktualnych. Papier jest cierpliwy, w rządzie PO-PSL od lat fikcja goni fikcję.

 

Wypowiedz się