SPRAWIEDLIWOŚĆ W POLSCE-PRZYCZYNY, ODPOWIEDZIALNI.

Niezawisłość, czyli bezkarność

lisowski zdjęcie

Fot. Fundacja Lex Nostra

Podczas zmiany ustrojowej w 1989 r. sędziowie cieszyli się największym zaufaniem wśród wszystkich grup zawodowych, obecnie zaś w ich rzetelność wierzy niecałe 20 procent społeczeństwa. Jak wielką „pracę” trzeba wykonać, żeby aż tak bardzo utracić wiarygodność? – pyta w rozmowie z PCh24.pl Maciej Lisowski, dyrektor prawniczej fundacji Lex Nostra.

 

 

 

 

Na naszych łamach piszemy w tych dniach sporo o sprawie Grzegorza Brauna, który wiosną 2008 roku złożył skargę na poturbowanie przez policjantów, a następnie sam został postawiony w stan oskarżenia za rzekomą napaść na pięciu funkcjonariuszy. Reżyser i publicysta pozostaje do dzisiaj jedynym ukaranym w związku z tym wydarzeniem, bowiem w tych dniach orzeczono wobec niego tygodniowy areszt za gwałtowną reakcję na wyjątkowo wyrozumiałe potraktowanie przez sąd jednego z policjantów w procesie odszkodowawczym. Jak skomentowałby Pan tę kuriozalną sprawę?

 

– Zgadzam się z opinią pana Brauna, który stwierdził, że postępowanie sądu jest hańbą dla polskiego wymiaru sprawiedliwości. Myślę, że podobne zdanie podziela większość przyzwoitych osób. Jak można przez kilka lat trzymać w stanie oskarżenia człowieka, później go uniewinnić, a następnie jeszcze skazać na najbardziej drastyczną karę w postaci pozbawienia wolności za opuszczenie sali sądowej? Rozumiem, że sąd poczuł się urażony faktem, iż pan Grzegorz nie chce uczestniczyć w teatrze, jaki mu tam zafundowano i w związku z tym, niczym niesfornemu aktorowi wymierzył karę, i to najsurowszą.

 

To sprawa wyjątkowa, czy też może zna Pan więcej podobnych historii?

 

– Niestety, mamy mnóstwo podobnych przypadków. Tego typu zachowanie sądu jest bardzo częste, chociaż może nie zawsze aż tak skrajne. Zwykle bowiem jako kara porządkowa stosowana jest grzywna. Sędziowie bardzo często porozumiewają się poza protokołem z prokuratorami czy świadkami, którymi są, dajmy na to, policjanci. Osoby będące stronami w procesach wchodząc na salę sądową widzą jak pani czy pan prokurator kończy właśnie rozmowę z sędzią. To zachowanie naganne i nie powinno być dopuszczalne, podobnie jak inne zachowania, do jakich dochodzi w sądach. Stały się one jednak taką codziennością, wręcz rutyną, że nikt już nie zwraca na nie uwagi.

 

W środowisku prawniczym, szczególnie adwokackim funkcjonuje powiedzenie o tzw. trójcy idiotów. Można skazać każdego człowieka, nawet niewinnego, który nie był obecny w miejscu zdarzenia, jeśli trafi się właśnie taka „trójca idiotów”: idiota policjant, idiota prokurator i idiota sędzia. To dowcip, ale bardzo trafnie oddający rzeczywistość.

 

U początków fałszywych oskarżeń czy absurdalnych wyroków może stać, oczywiście również zła wola. Środowisko sędziowskie i prokuratorskie tłumaczy natomiast kuriozalne decyzje sądów ich tzw. niezawisłością i tutaj tkwi, jak sądzę, klucz do zrozumienia, dlaczego się tak dzieje. W tutejszym rozumieniu owa niezawisłość jest rozumiana bowiem jako bezkarność. Z działaniami sędziów nie łączy się jakakolwiek odpowiedzialność za wydawane werdykty. Odpowiedzialność dyscyplinarna jest zupełną iluzją, podobnie jak możliwość zaskarżenia orzeczeń w trybie odwoławczym do trzyosobowego składu sędziowskiego, gdyż tylko w wyjątkowych przypadkach zdarzają się odmienne zdania. Niemal wszystkie orzeczenia zapadają przy pełnej zgodności. Nasuwa się zatem wniosek, że decyduje sędzia sprawozdawca, natomiast pozostali tylko mu przytakują. Jeżeli posiadaliby inne zdania, musiałoby to znaleźć odzwierciedlenie w treści wyroku i aktach sprawy. Przy takiej liczbie spraw odwoławczych w Polsce zdumiewa owa, całkowita niemal jednomyślność.

 

Z czego wynika mechanizm bezkarności, o której Pan wspomniał? Z jakich uregulowań, przepisów, a może zaszłości?

 

– Genezą obecnej kondycji systemu sądownictwa, panującej w nim zapaści jest brak jakiejkolwiek lustracji w środowisku sędziowskim. Świętej pamięci prof. Adam Strzembosz powiedział, że wymiar sprawiedliwości sam się oczyści, a jak ów wymiar wygląda dzisiaj, widać bardzo dobrze. Znamienitym przykładem stanu rzeczy jest chociażby fakt, iż podczas zmiany ustrojowej w 1989 r. sędziowie cieszyli się największym zaufaniem wśród wszystkich grup zawodowych, obecnie zaś w ich rzetelność wierzy niecałe 20 procent społeczeństwa. Jak wielką „pracę” trzeba wykonać, żeby aż tak bardzo utracić wiarygodność? To pierwsza, podstawowa przyczyna raka, który toczy wymiar sprawiedliwości w Polsce.

 

Drugą przyczyną, jaka mi przychodzi na myśl jest symbioza utrzymywana pomiędzy władzą wykonawczą a sądowniczą właśnie, przede wszystkim ze środowiskiem sędziowskim. Tworzy ono jedyną właściwie władzę w Polsce, która sama się wybiera. Owszem, istnieje formalnie czynnik nadzoru w postaci Krajowej Rady Sądownictwa, natomiast nie tylko według mojej opinii, ten nadzór faktycznie nie funkcjonuje. KRS to organ żyjący ze środowiskiem sędziowskim w symbiozie doskonałej. Nie ma więc żadnej kontroli, a w szczególności kontroli społecznej nad działaniem sędziego, a jakie może być to działanie, widać chociażby na przykładzie sprawy pana Brauna, ale również w przypadku dziesiątek tysięcy innych spraw.

 

Mam odczucie, że dla rządzących aktualna sytuacja jest na rękę, z uwagi na to, że tak poważny problem w dużej mierze kanalizuje niezadowolenie społeczne. Zawsze łatwo jest odciąć się od tego, co wyprawiają sądy, tłumacząc, że przecież są one niezawisłe, natomiast z drugiej strony sama władza sądownicza już tak bardzo oderwała się od rzeczywistości społecznej, że wydawane przez nią orzeczenia stoją w sprzeczności z podstawowymi wartościami.

 

Kolejny czynnik to kwestia immunitetów. Sędzia jest praktycznie bezkarny we wszystkim, co robi. To stanowisko nie jest tak jak w cywilizowanych, zachodnich systemach prawnych ukoronowaniem kariery, tylko jedną z możliwych jej dróg. Musiałby nastąpić bardzo duży splot rozmaitych, niekorzystnych dla sędziego okoliczności, by przestał on pełnić swoją funkcję. Jego immunitet rozciąga się nie tylko na kwestię orzekania, ale praktycznie na całe życie.

 

Czy któreś ze sfer orzecznictwa szczególnie dotknięte są patologiami?

 

– Kuriozalne przypadki zdarzają się we wszystkich rodzajach spraw, natomiast najczęściej  do „dziwnych” sytuacji dochodzi wówczas, gdy w grę wchodzą duże pieniądze, ewentualnie gdy mamy do czynienia z „trójcą”, o jakiej wspominałem wcześniej. Na przykład, ktoś naraził się policjantom i zamiast oskarżyć funkcjonariuszy prokurator woli postawić zarzuty tej osobie. Czasem zdarza się, że policja kogoś postrzeli czy pobije, a prokuratorskie śledztwo okręcane jest w taki sposób, że ofiara de facto staje się sprawcą. W tym momencie rusza mechanizm, zgodnie z którym sądy obdarzają pełnym zaufaniem i wsparciem kolegów po fachu z organów ścigania, policji czy urzędu prokuratorskiego. W takich przypadkach orzeczenia i ich uzasadnienia oderwane są od rzeczywistości.

 

Mamy prawie cztery tysiące udokumentowanych spraw, jakie w ciągu tych kilku lat przewinęły się przez nasze biuro. To spore spektrum różnych przypadków. Jedna z ostatnich spraw, które do nas spłynęły to przypadek ojca, który w szpitalu, w stanie nieprzytomności (co potwierdzili świadkowie – inni pacjenci) „podpisał” w obecności notariusza niekorzystny dla swoich bliskich testament odciskiem palca. Cały system sądowniczy nie miał nic przeciwko temu, żeby dzieci owego, nieżyjącego już dziś człowieka dowiedziały się o stracie domu od… komornika. Do tego czasu przeprowadzono całą procedurę, doręczenia sądowych powiadomień dokonywały się na niewłaściwy adres (co jest bardzo częste), wszystkie procedury przeprowadzone zostały więc zaocznie. To tylko jeden z przykładów.

 

Braliśmy też udział w sprawie młodego człowieka oskarżonego o zabójstwo wyłącznie na podstawie poszlak. Proces został przeprowadzony w sposób skandaliczny, chłopaka praktycznie bez żadnych dowodów skazano na 25 lat pozbawienia wolności. Sprawa trafiła w końcu w trybie kasacji do Sądu Najwyższego. O dziwo, prokurator poparł kasację obrońcy przyznając, iż w trakcie procesu rzeczywiście doszło do wielu nieprawidłowości i proces należy powtórzyć, o co zresztą wnosiła też obrona. Ku naszemu zdumieniu, SN stwierdził, iż istotnie w postępowaniu miały miejsce nieprawidłowości, ale sprawa nie jest tak doniosła dla linii orzecznictwa, żeby w tej sprawie przyjmować kasację. Sąd więc ją oddalił, a chłopak został z wyrokiem!

 

Takie przypadki skłaniają właśnie do przekonania o tym, że środowisko sędziowskie w coraz większym stopniu oderwane jest od rzeczywistości społecznej, od podstawowych norm i od zwykłego poczucia przyzwoitości. Oczywiście, nie mówię tu o wszystkich, sam znam kilku porządnych sędziów. Nie jest tak, że całe to środowisko odpowiada obrazowi, jaki tu przedstawiam. Podobne sprawy nie są jednak pojedynczymi przypadkami. Niestety, pośród spraw, z jakimi się spotykamy więcej jest negatywnych przykładów pracy wymiaru sprawiedliwości niż pozytywów.

 

Dlatego w imieniu fundacji oraz zaprzyjaźnionego z nią środowiska zamierzamy składać propozycje zmian w sądownictwie. Oczywiście, powierzchowne modyfikacje niewiele dadzą, bo ten system trzeba przede wszystkim przebudować w taki sposób, by społeczeństwo uzyskało większą możliwość nadzoru nad władzą sądowniczą. Czynnik społeczny w postaci ławników praktycznie, niemal całkowicie zniknął z sądów zaledwie kilka lat temu.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Roman Motoła

Wypowiedz się