Akcja „Ostra Brama”
Sowiecka zdrada, polska naiwność
tekst: Andrzej Solak ilustracje: Jacek Widor
Latem 1944 roku oddziały Armii Krajowej podjęły próbę samodzielnego oswobodzenia Wilna spod okupacji niemieckiej. Jak zwykle mogliśmy liczyć na ofiarne bohaterstwo polskich żołnierzy. Jednak zawiedli dowódcy – najpierw lekkomyślnie szafując życiem własnych żołnierzy w ataku na i tak wycofujących się Niemców, później wydając w zbrodnicze ręce Sowietów tysiące podkomendnych.
Wilno – przez wieki potężny bastion polskości, jeden z najważniejszych na naszych ziemiach ośrodków religijnych, kulturalnych i naukowych – zostało srogo potraktowane w latach drugiej wojny światowej. Już 13 września 1939 roku padło ofiarą nalotu niemieckiej Luftwaffe. Sześć dni później wkroczyły doń oddziały sowieckie, łamiąc opór nielicznych sił polskich. Po zawarciu porozumienia między Związkiem Sowieckim a Litwą Kowieńską, od października 1939 do czerwca 1940 roku wilnianie doświadczyli z kolei okupacji litewskiej. Następnie miasto zostało ponownie zajęte przez Armię Czerwoną. Rządy sowieckie, choć trwały tylko rok, zapisały się w pamięci mieszkańców niezwykle tragicznie jako czas okrutnego terroru. 22 czerwca 1941 roku na miasto znowu spadły niemieckie bomby, a po dwóch dniach na wileńskich ulicach załomotały buty żołnierzy Wehrmachtu. Nowi okupanci zdystansowali Sowietów pod względem brutalności. Podwileńskie Ponary stały się miejscem masowych zbrodni dokonanych przez Niemców i ich litewskich kolaborantów.
Współpraca z Sowietami źle kończyła się dla oddziałów AK już wcześniej. Władze sowieckie zalecały oddziałom czerwonej partyzantki unikanie współpracy z polską konspiracją oraz stosowanie wobec niej i wspierającej ją ludności wszelkich form terroru. Sposobem likwidacji polskich oddziałów było nawiązanie z nimi kontaktów, rozbrajanie i rozstrzeliwanie albo wydawanie ich niemieckiemu okupantowi
„Burza”
Do jesieni 1943 roku przywódcy Polski Podziemnej byli przekonani, że ziemie Rzeczypospolitej zostaną oswobodzone przez aliantów zachodnich. Tymczasem rozwój sytuacji na frontach wymusił rewizję tych założeń. Spodziewana inwazja Anglosa- sów na Bałkanach nie nastąpiła. Aliancką ofensywę na Półwyspie Apenińskim ogromnie spowalniał zaciekły opór wojsk niemieckich. Drugi front został otwarty we Francji dopiero w czerwcu 1944 roku.
Tymczasem na froncie niemiecko-sowieckim przewagę zaczęła uzyskiwać Armia Czerwona. Jej dywizje nieubłaganie postępujące za wycofującymi się Niemcami systematycznie zbliżały się do granic Rzeczypospolitej.
Przez poprzednie ćwierć wieku państwo sowieckie, hołdujące doktrynie eksportu rewolucji komunistycznej, stwarzało nieustanne zagrożenie dla suwerenności Rzeczypospolitej. We wrześniu 1939 roku wojska sowieckie uczestniczyły wraz z Niemcami w inwazji na Polskę, w następnych miesiącach okupowały ponad połowę jej ziem, mordując dziesiątki tysięcy obywateli, a setki tysięcy poddając różnorakim represjom. Trudno się było spodziewać, że Józef
Stalin, który nigdy nie wyrzekł się „prawa” do zaanektowanych ziem polskich, teraz poda Polakom wolność na tacy.
Dowództwo Armii Krajowej opracowało plan wzmożonej akcji sabotażowo-dywersyjnej o kryptonimie „Burza”. Rozkazy Komendy Głównej AK nakazywały przygotowanie, a następnie przeprowadzenie w odpowiednim czasie krótkotrwałych wystąpień zbrojnych, wymierzonych w ustępujących Niemców. Po usunięciu Niemców polska podziemna administracja cywilna oraz żołnierze AK mieli ujawniać się przed wkraczającymi Sowietami i występować w roli prawowitego gospodarza ziem polskich.
Trudno dociec, skąd wzięła się ufna wiara dowództwa AK, że Sowieci nie wykorzystają ujawnienia polskiego podziemia do jego zniszczenia. Niekiedy zwykli żołnierze i młodzi oficerowie wykazywali się większym realizmem politycznym i zdolnością przewidywania niż generałowie i pułkownicy. Na odprawie oficerów Nowogródzkiego Okręgu AK porucznik Stanisław Sabunia „Licho” zapytał wprost, co będzie, gdy Sowieci zaczną rozbrajać Polaków. W odpowiedzi usłyszał, że do tego nie dojdzie, bo jest porozumienie. Uparty oficer drążył temat. Co jednak, zapytywał, gdy mimo porozumienia Sowieci przystąpią do rozbrajania akowców? Jak wtedy postępować? Poddać się, podjąć walkę czy uciekać? Niestety, nie doczekał się odpowiedzi na kwestię nurtującą wielu
Bitwa o miasta
4 stycznia 1944 roku Armia Czerwona przekroczyła w rejonie Sarn na Wołyniu przedwojenną granicę Rzeczypospolitej. 15 stycznia dowództwo Okręgu Wołyń AK wydało rozkaz o rozpoczęciu „Burzy”. Rychło sformowano dużą jednostkę – 27. Wołyńską Dywizję Piechoty AK, której liczebność sięgnęła 7000 żołnierzy. W następnych miesiącach wołyńscy akowcy stoczyli ponad sto walk z Niemcami i banderowcami, często współpracując w tym dziele z oddziałami Armii Czerwonej, wyzwalając szereg miejscowości, czy to u jej boku, czy samodzielnie.
Wkrótce akcja „Burza” objęła nowe obszary województw wschodnich. Mnożyły się potyczki i akcje dywersyjne. Szczególnie widoczne rezultaty przyniosły typowe dla wojny partyzanckiej ataki na linie komunikacyjne – wykolejanie pociągów z zaopatrzeniem, zrywanie trakcji kolejowej, niszczenie mostów, zasadzki na kolumny samochodowe.
W czerwcu 1944 roku dowództwo AK rozszerzyło zakres „Burzy”. Podziemnemu wojsku nakazano wyzwolenie dużych miast – Wilna i Lwowa. Była to decyzja niesłychanie kontrowersyjna. Oznaczała rzucenie partyzantów dysponujących na ogół tylko podstawowym uzbrojeniem strzeleckim, bez broni ciężkiej, do otwartej bitwy z regularnym wojskiem niemieckim.
Droga ku Ostrej Bramie
Zdobycie Wilna powierzono żołnierzom Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego AK. Operacja otrzymała kryptonim „Ostra Brama”. Komendant Okręgu, podpułkownik Aleksander Krzyżanowski „Wilk” zatwierdził plan ataku na miasto, którego miało dokonać pięć zgrupowań partyzanckich, wspartych wystąpieniem garnizonu miejskiego Armii Krajowej.
Niestety, tak ogromne przedsięwzięcie najwyraźniej przerosło możliwości konspiracyjnego wojska. Poważna część oddziałów leśnych nie zdążyła dotrzeć w rejon przewidzianej koncentracji. W samym mieście na wysiłek wystawienia powstańczego batalionu zdobyła się jedynie dzielnica kalwaryjska (w założeniu miała tak uczynić każda z pięciu wileńskich dzielnic). Ostatecznie, zamiast spodziewanych dziesięciu tysięcy żołnierzy, w chwili rozpoczęcia akcji podpułkownik „Wilk” miał do dyspozycji najwyżej cztery i pół tysiąca.
Zawiodło rozpoznanie. Na odprawach dowódcy zapewniali, że Niemcy nie zamierzają bronić Wilna. Tymczasem okupanci zgromadzili pokaźne siły i zamienili miasto w twierdzę. W celu obrony przed nadciągającymi Sowietami przygotowali okazałą sieć fortyfikacji, w skład której wchodziło między innymi dwanaście wielkich węzłów obrony (Stiitzpunktów), tworzonych przez betonowe schrony bojowe oraz stanowiska broni maszynowej w żelbetowych bunkrach połączone rowami strzeleckimi i łącznikowymi. Garnizon niemiecki liczył 17500 żołnierzy, zatem był czterokrotnie liczniejszy od atakujących oddziałów AK. Niemcy mieli w Wilnie sześćdziesiąt czołgów i dział samobieżnych, pięćdziesiąt samocho dów pancernych, dwieście siedemdziesiąt dział, czterdzieści osiem moździerzy i pociąg pancerny, a na lotnisku w Porubanku stacjonowało kilkadziesiąt samolotów bojowych. Akowcy mogli przeciwstawić tej masie ciężkiego sprzętu zaledwie dwa działka przeciwpancerne, ponadto kilka moździerzy, granatników i rusznic przeciwczołgowych.
W trakcie akcji popełniono poważne błędy. Jeden z uczestników operacji wspominał z goryczą:
Oddziały nowogródzkie weszły na teren Okręgu Wilno bez map i planów miasta, które miały zdobyć. Mało tego, nie postarano się nawet o przewodników, którzy prowadziliby je w nieznany teren, nie mówiąc o punktach zaopatrzenia, kwaterach dla rannych, składnicach meldunkowych itp.
Co gorsza, partyzantom nakazano nacierać na Wilno od wschodu i południowego wschodu – tam, gdzie umocnienia niemieckie były najsilniejsze…
Szturm
W nocy z 6 na 7 lipca 1944 roku oddziały Armii Krajowej ruszyły do ataku. Rozpoczęła się bitwa o Wilno. Szturm na linie umocnień niemieckich zakończył się niepowodzeniem. Niemcy powstrzymali go gwałtownym ogniem z broni maszynowej. Zaraz potem Polacy znaleźli się pod ostrzałem nieprzyjacielskich dział i moździerzy. Z lotniska w Poruban- ku wystartowały samoloty, które zbombardowały akowców i ostrzelały ich ogniem z broni pokładowej. W rejonie stacji Kolonia Wileńska Niemcy wprowadzili do akcji pociąg pancerny.
Znaczne straty w zabitych i rannych poniosły zwłaszcza 3. i 8. Brygada AK. Podczas próby zdobycia bunkrów na Hrybiszkach poległ dowódca 9. Brygady Oszmiańskiej chorąży Jan Kolendo „Mały”.
Polacy walczyli z uporem, odnosząc lokalne sukcesy. 3. Brygada AK porucznika Gracjana Fróga „Szczerbca” zdołała dotrzeć do Belmontu, następnie Zarzecza, Traktu Batorego i Antokolu. We wsi Góry żołnierze porucznika Bolesława Piaseckiego „Sablewskiego” zdobyli szturmem niemiecki bunkier, biorąc sześćdziesięciu jeńców, a wśród zdobytych tam trofeów znalazło się działko przeciwpancerne i dwa moździerze. Pod Szwajcarami 6. i 12. Brygada AK uwolniły tysiąc jeńców sowieckich, jugosłowiańskich i włoskich ewakuowanych przez Niemców z obozu w Mińsku.
Tym niemniej główne siły polskie zostały powstrzymane. Przedłużająca się walka groziła całkowitym unicestwieniem oddziałów. Dlatego po kilkugodzinnym boju padł rozkaz odwrotu.
Podczas szturmu poległo stu pięćdziesięciu żołnierzy Armii Krajowej, a kilkuset odniosło rany. Bitwa ujawniła ogromną przewagę garnizonu niemieckiego, doskonale przygotowanego do obrony. Z drugiej strony pokazała też dobrą postawę polskiego żołnierza, który nie uległ panice i zniechęceniu mimo wysokich strat.
Polskie Wilno
Polskie podziemie najpierw wykrwawiało się czyszcząc przedpole wojskom Stalina, a później w sowieckich więzieniach i na
Wieczorem 7 lipca na miasto uderzyły sowieckie jednostki pancerne. Jednak garnizon niemiecki wciąż stawiał zacięty opór. Dowództwo Armii Czerwonej zmuszone było skierować do miasta pięć dywizji piechoty oraz kilkaset czołgów wspieranych przez artylerię i lotnictwo. Ogółem do bitwy o Wilno zaangażowano ponad sto tysięcy czerwonoarmistów. Niemcy ponosili ciężkie straty, ich garnizon topniał w walkach, uparcie jednak bronili swych pozycji. Dopiero 13 lipca ewakuowali z miasta resztki swoich wojsk.
Rozmiary batalii oraz fakt, że Wilno okazało się twardym orzechem do zgryzienia nawet dla ponad stutysięcznych sił regularnych dysponujących ciężką bronią, pokazały dobitnie, że założenia akcji „Ostra Brama” – samodzielne zajęcie miasta przez słabo uzbrojone oddziały partyzanckie i konspiracyjne – były całkowicie nierealne. Natomiast podczas szturmu sowieckiego żołnierze AK odegrali dość znaczną rolę, współdziałając w walce z czerwonoarmistami. W dzielnicy kalwaryjskiej walczył mężnie batalion kapitana Bolesława Zagórnego „Jana”. Biły się z poświęceniem batalion kapitana Józefa Grzesiaka „Kmity”, oddział podporucznika Mariana Homolickiego „Wiktora” i wiele innych. Żołnierze AK zdobyli bądź uczestniczyli w zdobyciu szeregu ważnych obiektów w mieście, takich jak siedziba starostwa, więzienie na Łukiszkach czy potężny bunkier łączności na ulicy Subocz. Polacy zadali Niemcom znaczne straty, zdobyli sporo uzbrojenia, w tym nawet jeden czołg, który przemierzał potem dumnie ulice miasta ozdobiony biało-czerwoną flagą.
Wycofujące się z Wilna wojska niemieckie wpadły pod Krawczunami na zgrupowanie AK majora Mieczysława Potockiego „Węgielnego”. Mimo dwukrotnej przewagi liczebnej nieprzyjaciela Polacy utrzymali pole bitwy, zabijając setki wrogów i biorąc trzystu jeńców przy stratach własnych sięgających osiemdziesięciu poległych. Ogółem straty Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego AK podczas akcji „Burza”, w tym w trakcie operacji „Ostra Brama”, wyniosły pięciuset zabitych żołnierzy.
Po walce Wilno raz jeszcze zademonstrowało swą polskość. Miasto tonęło w powodzi biało-czerwonych flag pieczołowicie przechowywanych w ukryciu przez lata obcych okupacji bądź uszytych naprędce. Wedle raportu podpułkownika „Wilka”: Polskość miasta bije w oczy. Pełno naszych żołnierzy. Służba OPL polska. Szpitale przepełnione, wszystkie w polskich rękach. W fabrykach warsztatach tworzą się komitety i zarządy polskie. Władze administracji ujawnią się w najbliższym czasie.
Zdrada
Negocjacje dowódców AK z przedstawicielami sowieckiego 3. Frontu Białoruskiego, jak się początkowo zdawało, dały nadspodziewanie dobre efekty. Sowieci wyrazili zgodę na sformowanie korpusu AK składającego się z dwóch dywizji piechoty oraz brygady kawalerii. Dowódcy AK nakazali więc swym oddziałom koncentrację w rejonie Turgiele, Tabo- ryszki i Wołkorabiszki. Komendant „Wilk” zażądał od przedstawicieli Delegatury Rządu ujawnienia i oddania do dyspozycji Sowietów całego aparatu administracyjnego. W przemówieniu do członków Konwentu Stronnictw Politycznych „Wilk” nie ukrywał entuzjazmu:
Jeśli ta umowa zostanie zatwierdzona, to śmiało stwierdzić mogę, że rozpoczniemy nową erę stosunków polsko-sowieckich. To, czego nie potrafili osiągnąć dyplomaci za stołem, przy zielonym suknie, osiągniemy my, żołnierze, na zielonej murawie.
Otrzeźwienie przyszło szybko i okazało się nader bolesne. 17 lipca podpułkownik „Wilk” udał się na rozmowy z dowództwem sowieckim. Towarzyszył mu jego szef sztabu, major Teodor Cetys „Sław”. Obaj oficerowie zostali aresztowani przez Sowietów. W tym samym dniu większość dowódców brygad AK wraz ze sztabami stawiła się na odprawę w folwarku Bogusze. Zostali tam otoczeni przez Sowietów, a następnie rozbrojeni. Wtedy przyszła kolej na pozbawione dowództwa oddziały AK.
Wkrótce ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria raportował Stalinowi, że podległe mu służby w ciągu zaledwie trzech dni zatrzymały i rozbroiły 7924 żołnierzy AK. W ostępach leśnych szukały jeszcze schronienia drobne od- działki polskie, zaciekle ścigane i tępione przez Sowietów.
Zagłada
Dramat wileńskiej Armii Krajowej winien był stanowić ważną przestrogę dla przywódców Polski Podziemnej. Bitwa o Wilno udowodniła, że wysyłanie oddziałów partyzanckich i konspiracyjnych do otwartej bitwy z wojskami niemieckimi, kiedy przeciwnik mógł wykorzystać swą ogromną przewagę w sile ognia, musiało się zakończyć porażką. Sam tylko ideowy patriotyzm i męstwo żołnierzy nie były w stanie zastąpić samolotów, czołgów i armat, którymi Armia Krajowa nie dysponowała. Z kolei podstępne rozbrojenie przez NKWD polskich oddziałów ukazało bez żadnych niedomówień cele i zamiary sowieckiego „sojusznika naszych sojuszników”. Nikt już nie powinien był żywić najmniejszych złudzeń, że ujawnienie struktur podziemnej administracji i wojska ułatwi jedynie pracę służbom specjalnym Stalina.
Niestety, dowództwo Armii Krajowej zdawało się nie wyciągać wniosków z zaistniałej sytuacji. Na całym niemal obszarze Polski wschodniej oddziały Armii Krajowej kontynuowały akcję „Burza”, mężnie występując przeciw Niemcom, by następnie zostać rozbrojone bądź wymordowane przez Sowietów. Zagłada podziemnej armii otwierała drogę do całkowitego zniewolenia kraju.
Pomimo wiedzy na temat zbrodniczego charakteru sowieckiej machiny wojennej, polskie władze podziemne zdecydowały się na współpracę z nią, co wielu żołnierzy przypłaciło życiem □
Andrzej Solak – pisarz historyczny, publicysta. Autor m.in. książek Modlitwa mieczy. Opowieść o obrońcach wiary i Męczennicy katoliccy ostatniego stulecia oraz strony internetowej krzyzowiec.prv.pl
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.