Rządowe i wspierające je komercyjne media robią wszystko, by nasi rodacy swoje zainteresowania ciągle przenosili na inne obszary tematyczne i przestrzenne. Propagandzistom los sprzyja, więc jesteśmy zmuszani do ciągłego pochylania się nad sprawami innych. Wiodącym tematem jest oczywiście Ukraina, w której nie brakuje okazji do zademonstrowania nieograniczonego poparcia dla władz w Kijowie i nawoływania do szybkiego i zdecydowanego rozprawienia się z tzw. „separatytstami”. Głosy są tak dobitne i zdecydowane, że można odnieść wrażenie, że działania armii ukraińskiej oraz różnego rodzaju wspomagających ją zgrupowań, łącznie z międzynarodowymi najemnikami, odbywają się bez rozlewu krwi. Mimo znaczących strat wśród ludności cywilnej spowodowanej bombardowaniami lotniczymi i ostrzałem artyleryjskim, milczeniem zbywa się ten temat, skupiając się na eksponowaniu zwycięskich momentów. Ostatnio na plan pierwszy weszła katastrofa lotnicza, która natychmiast po wydarzeniu, bez żadnych śledztw i dochodzeń została przez władze w Kijowie przypisana separatystom, a w naszej propagandzie narastały kolejne hipotezy przemawiające za odpowiedzialnością obrońców Donbasu. Zapewne przez najbliższą dekadę ten temat przysłoni wszystko, a w tym nieudane podchody Tuska i Sikorskiego do zajęcia nowych gabinetów w Brukseli.
Oczywiście ku zadowoleniu „bohaterów” zdjęto z ramówki temat podsłuchów, czy też zjednoczenie prawicy, bowiem ciągle obowiązuje zasada doboru tematów, które rozgrywają się z dala od naszej rzeczywistości. Nie da się ukryć, że nasi dziennikarze, jeżeli nawet rozmawiając z naszymi politykami wchodzą na obszar kraju, to pytania ich są tak płytkie, ogólnikowe i zazwyczaj obracają się w obszarze zwykłej pyskówki. Naprawdę trudno znaleźć spotkanie z „gadającymi głowami” , które byłoby interesujące ze względu na konkretność tematu. Do takich spotkań potrzeba przygotowanych dziennikarzy i znających się na sprawach polityków, a tego od dawna nie ma w naszych mediach. Ostatnio padła komenda o bojkot pewnego polityka, bowiem jego mocne słowa zbyt nadwyrężają uszy prowadzących te telewizyjne bełkoty.
Dlatego proponuję wypowiedź szczerą i otwartą znawcy tematu wskazującego zagrożenia, jakie niezależnie od propagandowego maskowania ciągle nam zagrażają.
Janusz Szewczak / Główny ekonomista SKOK /
Komu jak komu, ale obecnej ekipie demontaż polskiego państwa udał się znakomicie. Jeśli chcemy uratować polskie państwo, naprawić gospodarkę, a zwłaszcza finanse publiczne, czeka nas nie tyle powrót prof. Zyty Gilowskiej, co postuluje w TVN24 Andrzej Urbański, czy realizacja hasła „kochajmy się i wybaczmy sobie wszystko, jednoczmy się”, ile raczej 3 x „d”: dezynfekcja, dezynsekcja i deratyzacja.
Po dotychczas ujawnionych taśmach władzy, taśmach zarazem prawdy, ale i hańby, Polacy widzą już doskonale skalę absurdów, niegodziwości, zła, deprawacji i patologii tzw. elit, zarówno politycznych, jak i tych gospodarczych. Manipulacja, tupet i ordynarne kłamstwo stały się metodami rządzenia w Polsce, niestety bardzo skutecznymi. I pomimo wakacji, na które wyjechała przecież niewielka część naszych rodaków z powodu coraz większej pustki w portfelach, mają oni już teraz pełną świadomość, że po 25 latach świetlanych przemian w Polsce jesteśmy cztery razy biedniejsi niż Grecy i 100 razy bardziej oszukiwani niż Hiszpanie. Po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych, zarówno w sferze politycznej, jak i gospodarczej, potrzebni będą nam ludzie twardzi, odważni, z zasadami i niekoniecznie z liberalnym skrzywieniem. Błędów więcej być nie może. Struktury i fundamenty polskiego państwa, istniejącego tylko teoretycznie, są dziś całkiem praktycznie przegniłe i coraz bardziej grożą zawaleniem się całej konstrukcji III RP. Ciężko chore tzw. elity okazują się całkowicie wyobcowane, przeżarte korupcją, sprzedajne, zdegenerowane i na dodatek zupełnie bez pomysłu, co robić dalej, czyli jak ma żyć zdecydowana większość Polaków. Pomysł, by z kraju wyjechały kolejne dwa miliony młodych i zdolnych, wydaje się trudny do zrealizowania.
Kontynuowany właśnie plan obecnej koalicji: toniemy, gnijemy, ale płyniemy dalej razem z prądem, być może pod nowym, zmienionym nieco kierownictwem, nic nie da i niczego nie naprawi. Podobnie pomysł niektórych przedstawicieli opozycji: będziemy nieco mniej liberalni, połatamy dziury, postawimy na starych graczy – ten też niestety nie gwarantuje-
sukcesu. Oczyszczenie polskiego państwa, budowa czegoś sprawnie funkcjonującego, praktycznego z punktu małego i średniego polskiego biznesu, a przede wszystkim społecznie sprawiedliwego i akceptowalnego na „kamieni kupie” nie ma żadnych szans powodzenia. Tym bardziej jeśli ktoś myśli, że to już całkowity koniec oddziaływania tzw. afery taśmowej.
Nie znamy całej siły i skali rażenia owych taśm, nie wiemy, jak dużej skali kompromitacji mogą ulec jeszcze administracja państwowa, organa wymiaru sprawiedliwości, prokuratura czy służby specjalne. Nie wiemy, na ile poważnie urzędujący premier Donald Tusk mówi i zarazem wierzy w to, co mówi, kiedy twierdzi, oceniając nagrania swych ministrów, biznesmenów, urzędników państwowych i prezesów spółek skarbu państwa: „Pomijając rozmowę Sławomira Nowaka, muszę powiedzieć, że jestem zbudowany tym, co usłyszałem na nagraniach. Nie ma tam śladu korupcji czy nieuczciwości, a przecież jesteśmy przy władzy już siedem lat”. I choć przebaczenie to niewątpliwie piękna, chrześcijańska cecha, to przecież nie wszyscy winowajcy i wielcy szkodnicy, a zwłaszcza ci, którzy są wielkim zagrożeniem dla samego istnienia i funkcjonowania państwa polskiego, znajdą azyl i immunitet w Brukseli, Londynie czy Szwajcarii.
Jeśli nowa władza będzie chciała traktować swe obowiązki poważnie, a polskie społeczeństwo uczciwie, to będzie musiała dokonać daleko idących rozliczeń, bilansu zagrożeń i ukarania winnych – bezkarnie dotychczas łamiących prawo. Trzeba będzie odsunąć od wpływu na sprawy publiczne bezpowrotnie nie tylko ludzi nagranych na taśmach hańby, którzy decydowali przez lata o polskich sprawach. Tu nie wystarczy tylko kara ze strony wyborców i brak obecności w mediach. Jeśli chcemy naprawdę ratować państwo po tym, co już wiemy z owych taśm, i po tym, czego być może jeszcze się dowiemy, to z pewnością czeka nas
generalny remont polskiego domu, znacząca wymiana tzw. elit i przeważającej części klasy politycznej oraz gospodarczej. Zdesperowana i zdegenerowana upadająca rządowa ekipa może jeszcze zaskoczyć swymi niebezpiecznymi posunięciami opinię publiczną. Tacy ludzie muszą zniknąć z pola widzenia i życia publicznego, mimo że niektórzy z nich, jak choćby prezes NBP Marek Belka, twierdzą, iż „gadanie nie łamie konstytucji”. Jeśli oczywiście ta zaraza ma ustąpić, a zdrowie publiczne i moralne, profesjonalizm i uczciwość mają zatriumfować. To z pewnością nieodzowny warunek naprawy polskiego państwa i „Nowego Otwarcia”.
Gdy idzie o zapaść w funkcjonowaniu instytucji państwowych w naszym kraju, gdy idzie o skalę partyjniactwa, dojenia państwa i obywateli, bezmiar kompromitacji rządzących elit, uwikłań biznesowych w sprawy spod ciemnej gwiazdy, to zbliżamy się do poziomu bantustanów. Pamiętajmy, że „nie ma takiej niegodziwości, do jakiej nie posunąłby się liberalny rząd, gdy zabraknie mu pieniędzy”. A tych – jak wylicza Instytut Studiów Podatkowych prof. Witolda Modzelewskiego (straty tylko na VAT w ostatnich latach to blisko 100 mld zł) – bardzo brakuje nad Wisłą. Być może stąd rządowe pomysły, by ujednolicić VAT, czyli znacząco go podnieść na żywność, leki i wiele artykułów powszechnego użytku.
Politycy zarażeni kłamstwem, prawnicy przesiąknięci rządzą władzy, przedsiębiorcy i oligarchowie zajmujący się wyłącznie kręceniem lodów, różne „tłuste mi- zbratane na poły ze światem przestępczym, najzwyklejsze „słupy” wywyższone na piedestał, typy spod ciemnej gwiazdy rozdające karty na rynku finansowym czy giełdowym, niczego sensownego Polakom nie zaoferują. Zegarka, który sami zepsuli, ci goście nie naprawią. Płynięcie wyłącznie z prądem przez obecną rządową ekipę przez najbliższe półtora roku przyniesie Polsce wyłącznie jeszcze większe szkody i nieodwracalne straty w sferze finansowej czy gospodarczej, a także być może nawet w sferze bezpieczeństwa, i to nie tylko ekonomicznego. Może wręcz zagrozić samemu istnieniu państwa polskiego w coraz bardziej skomplikowanej sytuacji geopolitycznej. Wyświetlenie infoafery zostało zaledwie rozpoczęte, przekręty na stadionach, drogach czy kolei jeszcze prawie nie zostały dotknięte, wielkie przetargi, np. dla wojska, jeszcze ciągle niezbadane, a zwracanie unijnych miliardów dopiero przed nami. Ciężko chore media, dogorywającą służbę zdrowia, a zwłaszcza upadający wymiar sprawiedliwości, nie będzie łatwo postawić na nogi. Nie wystarczą więc półśrodki, aspiryną nie da się wyleczyć raka, choćby użyło się tony medialnych i propagandowych dopalaczy.
Zanim jednak zaczniemy leczyć ciężko chore państwo, potrzebne są: dogłębna i uczciwa diagnoza, a przede wszystkim całkowite odsunięcie od leczenia pacjenta zabójczych znachorów i – co równie ważne – znalezienie lekarzy o patriotycznych postawach, etyczno-moralnych kręgosłupach i głowach pełnych pomysłów, zwłaszcza tych gospodarczych. Albo będziemy powoli tworzyć coś na kształt prawdziwie europejskiego państwa, a nie republiki bananowej, albo nie będzie niczego. Już dziś świat biznesu i finansów w Polsce powinien zdecydowanie wybrać i opowiedzieć się, jakiej Polski chce i po czyjej stronie zamierza stanąć. Ile te gospodarcze środowiska są z siebie w stanie wygenerować uczciwości i wizji lepszego, sprawnego państwa. Państwa, które nie będzie ich chciało „bardziej okraść”. Czy zechce pomóc w naprawie tego zepsutego zegarka, czy będzie podtrzymywać procesy gnilne w państwie, idąc na dno z tonącą władzą, biorąc równocześnie na siebie skutki odpowiedzialności za tę zbliżającą się katastrofę, za potencjalne bankructwo, a być może i społeczny gniew.
Janusz Szewczak
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.