Prof. WŁODZIMIERZ BOJARSKI
Niedawno Papież św. Jan Paweł II zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo takich nowych sytuacji, w których mówiąc o wyzwoleniu człowieka realizuje się faktycznie jego zniewolenie. Nie wiadomo co miał przy tym na myśli, ale ta wyrafinowana forma zagrożenia łączy się m.in. z działalnością postkomunistycznej i postsolidarnościowej, lewicowej grupy polskich “intelektualistów-europejczyków”. Propagują oni i usiłują narzucić współobywatelom obcy polskiej tradycji, laicko-liberalny model europejskości, który formułują na własne podobieństwo, w oderwaniu także od wielkich ruchów europejskich. Towarzyszą temu różne poczynania polskich oficjalnych czynników rządowych, wykreowanych przez poprzednie gabinety.
Dużo się mówi pięknych słów o odejściu od ideologii oraz o europejskiej przyjaźni i solidarności, o bezpieczeństwie wzajemnym, o współpracy i pomocy krajom mniej rozwiniętym, w tym postkomunistycznym , o transferze technologii, rozwoju gospodarczym i dobrobycie. Faktycznie całe to gadanie, to nic innego jak nowa forma stuletniej, naiwnej ideologii ziemskiej szczęśliwości, osiąganej łatwo bez ofiarności i moralności, bez obowiązków i powinności, w ramach uniwersalnych praw i wolności człowieka.
Starsi znają już co najmniej trzy pełne systemowe warianty realizacji tej ideologii w naszym stuleciu: wariant wielkich, wielonarodowych, imperialnych monarchii (nazywanych więzieniem narodów) sprzed pierwszej wojny światowej, wariant zachodni Europy Hitlera i wariant wschodni Europy Lenina i Stalina. Do tego można dodać wiele równie pięknych słów i idei głoszonych przed pierwszą i drugą wojną światową, oraz obiecujących, a bezskutecznych instytucji jak liga Narodów czy Unia Międzyparlamentarna, działających w okresie międzywojennym.
Młodsi skłonni są lekceważyć te straszne doświadczenia, wskazując na powojenne, niewątpliwe sukcesy gospodarcze Unii Europejskiej i Europy Zachodniej. Trudno jednak dziś powiedzieć czy osiągnięto je z przyjaźni i solidarności, czy pod presją strachu przed zakusami imperium sowieckiego. Mit solidarności i bezpieczeństwa europejskiego pękł jak bańka mydlana w sytuacji dramatycznych walk i rozdarcia Jugosławii, prawie w centrum Europy. Mit przyjaźni i pomocy dla Polski drastycznie odarły paroletnie zabiegi o redukcję komunistycznego zadłużenia, jakim nas się stale obciąża, ogromny krzyk protestu we Francji przy pierwszej próbie eksportu polskiej wołowiny, czy brukselskie już interwencje przy wprowadzeniu kontyngentów na import zachodnich samochodów do Polski.
Niektóre, instalujące się już w Polsce agendy europejskie, jak np. “Energy Centre European Communities” wcale nie ukrywają, że celem objęcia Polski europejskim, wolnym rynkiem jest pełne otwarcie naszego kraju na penetrację gospodarczą przez przedsiębiorstwa zachodnioeuropejskie, a celem tego ośrodka nie jest żadna pomoc czy współpraca technologiczna, a propagowanie zachodnich rozwiązań i urządzeń; zwykły, prywatny biznes pod szyldem Wspólnoty Europejskiej, realizowany w ramach europejskiego programu THERMIE, popierany z wysokiego szczebla z Brukseli. Rząd Polski 17 grudnia 1991 r. podpisał wraz z 46-ciu innymi państwami, Europejską Kartę Energetyczną deklarującą gotowość pełnego otwarcia naszego kraju na jeszcze szerszą penetrację.
W negocjacjach dotyczących tej Karty i związanego z nią traktatu nie biorą udziału nasi energetycy ani przemysłowcy. Całość negocjacji o stowarzyszeniu Polski Europejską Wspólnotą Gospodarczą – EWG toczy się też z dala od Parlamentu, inaczej niż zwykle w krajach zachodnich. Najwyższa więc pora zapytać naszych “europejczyków”, Ministerstwo Spraw Zagranicznych i władze gospodarcze o konkretne warunki gospodarcze i polityczne naszej integracji z Europejską Wspólnotą Gospodarczą. Potrzeba tu opracować możliwie pełny bilans kosztów i efektów tej integracji, w kilku wariantach, zmierzających do maksymalizacji korzyści i minimalizacji strat.
Wiemy, że takie wieloletnie studia, negocjacje i zażarte targi dotyczące warunków i harmonogramu integracji z EWG prowadziły prawie wszystkie kraje europejskie. Na przykład Dania zdołała wynegocjować w EWG utrzymanie zakazu wykupu na jej terenie domków letniskowych przez Niemców. Wiele krajów wcale się do EWG nie spieszyło i nadal nie jest członkiem Wspólnoty. Natomiast nasi “europejczycy”, na ogół nie obciążeni merytoryczną wiedzą techniczną i gospodarczą, usiłują w sprawie integracji jak gdyby wypchnąć kraj z samolotu bez spadochronu i to jest ogromne niebezpieczeństwo.
W tym miejscu można wymienić orientacyjnie tylko niektóre jakościowe pozycje polskiego kosztu do poniesienia w procesie integracji :
– zmiana kilkudziesięciu tysięcy polskich nora i standardów na standardy europejskie oraz wymiana związanego z tym oprzyrządowania,
– przestudiowanie około ośmiu tysięcy aktów prawnych EWG, to jest około sześćdziesięciu tysięcy stron i dostosowanie do nich ustawodawstwa polskiego,
-przeszkolenie polskich techników i prawników w zakresie nowych norm, standardów i prawodawstwa,
– nakłady na najważniejsze przedsięwzięcia związane z wdrożeniem standardów europejskich w ruchu granicznym, w transporcie, ochronie środowiska i w innych dziedzinach,
– wyszkolenie i delegowanie sześciuset do ośmiuset polskich fachowców i ekspertów> znających języki zachodnie i opłacanych przez nas na poziomie zachodnim, do różnych instytucji międzynarodowych i aparatu biurokratycznego EWG
,
– spadek i utrata dochodów z ceł i niektórych licencji oraz pełne otwarcie kraju na najbardziej bezwzględną i wyrafinowaną konkurencję zagraniczną, także artykułów tam dotowanych (zwykle pośrednio),
– poszerzenie procesu upadku i bankructwa wielu polskich przedsiębiorstw i polskiej produkcji oraz wzrostu bezrobocia,
– narastające uzależnienie kraju od importu,
– poszerzenie procesu “drenażu polskich mózgów” i ich wyjazd za granicę,
– przyznanie pełni praw Niemcom i innym obywatelom EWG do nabywania polskiej ziemi, majątków i zakładów przemysłowych,
– wyrzeczenie się w znacznym stopniu własnej, polskiej polityki gospodarczej, przemysłowej i rolnej oraz podporządkowanie się polityce gospodarczej EWG i dominujących tam partnerów,
– uzgadnianie podstawowych aktów prawnych dotyczących gospodarki, z centralą EWG w Brukseli.
To jeszcze lista niepełni, zwłaszcza, że wymagania EWG rosną. Liczący ponad 320 stron traktat o unii ekonomicznej, monetarnej i politycznej z Maastricht istotnie poszerza zakres ponadpaństwowej regulacji i kontroli gospodarki krajów EWG. I tak wymaga
on, aby w kraju członkowskim inflacja nie była wyższa niż 1,5% ponad średnią trzech najbardziej stabilnych krajów o najniższej inflacji, długoterminowa stopa procentowa nie różniła się o więcej niż o 2% od średniej trzech krajów o najniższej stopie, deficyt budżetowy nie przekraczał 3% produktu krajowego brutto, a dług publiczny nie był większy niż 60% tego produktu. Być może nie wszystkie kraje EWG ratyfikują ten traktat, a silniejsze wymuszą indywidualne odstępstwa. Nam trzeba jednak poważnie brać pod uwagę postanowienia tego dokumentu.
Trudno w tym miejscu podać równie obszerną listę oczekiwanych dla Polski korzyści i efektów integracji z EWG. Niewątpliwie mogą być one także bardzo duże, ale .aby je osiągnąć trzeba je najpierw dobrze określić, a następnie nad nimi fachowo i systematycznie pracować. Tego niestety w szerszej skali nie widać.
Nieliczni tylko eksperci otwarcie przyznają, że stowarzyszenie z EWG łączy się z poważnym ograniczeniem suwerenności gospodarczej poszczególnych krajów, a jest to faktem. I tu nasuwa się podstawowy dylemat: dobrobyt zamiast suwerenności, czy też suwerenność jako warunek dobrobytu? Obserwacja gospodarki europejskiej zdaje się wskazywać, że poszczególne kraje najpierw najpełniej wykorzystywały suwerenność gospodarczą do interwencyjnego wzrostu gospodarczego, a dopiero następnie pertraktowały o stowarzyszeniu z EWG, dopuszczając uszczuplenie swej suwerenności. Najpierw więc własne wzmocnienie, pełna mobilizacja dla przezwyciężenia zacofania oraz stymulowany krajowy wzrost, a dopiero następnie wolny rynek i integracja międzynarodowa.
Naturalnie, proces ten trzeba w Polsce możliwie przyspieszać, ale nasi “europejczycy” próbują odwrócić jego kolejność i to jest bardzo niebezpieczne. Bowiem wielkie interesy i pieniądze zagraniczne wchodzą tu w grę, a agenci i rzecznicy obcego kapitału działają w Polsce w celu załamania polskiej wytwórczości i uczynienia z naszego kraju dogodnego rynku zbytu i obszaru postkolonialnej eksploatacji. Współdziałający przy tym prominenci będą się w przyszłości tłumaczyli niewiedzą i prawem do błędu, za które płaci nędzą całe społeczeństwo.
Nasuwają się więc podstawowe pytania: czy już dziś{tak zaraz po odzyskaniu polskiej suwerenności gospodarczej musimy się jej sami częściowo wyrzekać bez pełnej próby wykorzystania jej do postawienia najpierw własnej gospodarki na nogi? Czy jesteśmy sami dostatecznym partnerem do integracji, gdy nie potrafiliśmy jeszcze rozwinąć właściwie współpracy z najbliższymi sąsiadami: Czecho -Słowacją, Węgrami czy Ukrainą? Czy stać nas już dziś na tak kosztowną integrację, choćby miała ona przynieść wielkie korzyści za kilkanaście lat? Przez trzy lata nie zdołaliśmy odejść od komunistycznej konstytucji, komunistycznego ustawodawstwa, komunistycznej bierności i komunistycznych roszczeniowych postaw. Ile czasu trzeba na asymilację e
uropejskich standardów, praw i sposobów myślenia? Właściwie nie podjęliśmy jeszcze na szerszą skalę wieloletniej akcji repolonizacji i dekomunizacji, nie oczyściliśmy i nie utwierdziliśmy polskiej tożsamości narodowej i chrześcijańskiej. Czy możemy już dziś podjąć najszersze zderzenie ze zdechrystianizowaną, laicką i kosmopolityczną ideologią oraz cywilizacją konsumpcji i użycia krajów zachodnich? Czy nie mając w poszczególnych dziedzinach gospodarki po kilkunastu ekspertów do administracji państwowej i pieniędzy na ich opłacenie, będziemy w stanie zabezpieczyć nasze interesy europejskie wysyłając kilkuset takich ekspertów do Brukseli? Z pewnością nie teraz!
Integracja europejska jest niewątpliwie jednym z podstawowych celów gospodarczych i politycznych Polski. Ale jest to cel bardzo trudny i kosztowny, przybliżający nas do wielkich szans i wielkich zagrożeń. Nie wolno podejmować go pochopnie i lekkomyślnie. Potrzebne są tu najpierw gruntowne studia i analizy fachowe, rozpatrujące konkretnie wszystkie warunki i możliwości wariantowe. “Trzy razy pomyśl, a potem zrób, a wyda czyn owoce…” mówi stary aforyzm hinduski, jakże obcy bezmyślnym politycznym zagrywkom naszych “europejczyków”.
Artykuł opublikowany w tygodniku Polska – Dzisiaj , nr.3, czerwiec 1992 r., na początku okresu transformacji, kilkanaście lat przed włączeniem Polski do Unii Europejskiej. Trwały wówczas jedynie rozmowy o bliższej współpracy z Europejską Wspólnotą Gospodarczą – EWG, poprzedniczką przyszłej Unii Europejskiej. A co na ten temat mówili i pisali wówczas, 22 lata temu, dzisiejsi wielcy politycy, eksperci i znani publicyści ?
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.