DYLEMATY POLITYKI WSCHODNIEJ RP·
Prof. Karol.B. Janowski
Część I
Od równowagi dynamicznej do nierównowagi
1. Odwracanie wektorów.
„Wielka zmiana” w 1989 r. tworzyła przesłanki dla przeobrażeń polskiej polityki zagranicznej. Sprzyjały temu okoliczności. Przede wszystkim uległo zmianie nastawienie Związku Radzieckiego, pogodzonego z niemożliwością podtrzymania doktryny o ograniczonej suwerenność państw objętych jego imperium. Jednocześnie dążenia do usamodzielnienia spotykały się z gestami wsparcia płynącymi zza oceanu i zachodniej Europy.
W odniesieniu do najistotniejszych komponentów polityki zagranicznej główni aktorzy sceny polskiej wykazywali postępującą zgodność. Zaakceptowali oni jej podstawowe kierunki, przedstawione 12 września 1989 r. przez premiera, który wyraził ambicje Polski „wyzwolenia” się z ograniczeń narzuconych podziałem Europy i świata, jak i obawy, by nie skomplikowało to sytuacji Polski. Zapowiadał jej udział we współtworzeniu „nowej” Europy i przezwyciężaniu podziałów świata. Uznał on, że „stosunki międzynarodowe oparte na suwerenności i partnerstwie są bardziej stabilne niż porządek opierający się na dominacji i sile”. Deklarował, że cele „nadrzędne” polskiej polityki zagranicznej „zachowują swoje znaczenie w każdych okolicznościach, bez względu na to, jaka orientacja polityczna obejmuje ster rządów”. W sprawie stosunków ze Związkiem Radzieckim „rozumne” ich pojmowanie winno prowadzić do „rozwiązań uwzględniających z jednej strony interesy wielkiego mocarstwa, z drugiej – respektowanie suwerenności naszego państwa oraz pełnej swobody kształtowania przez nie porządków wewnętrznych” (Oświadczenie premiera, 1989). Najogólniej rząd realizował linię, „wyzwalania” z ograniczeń narzuconych podziałem Europy i świata, sprzęgniętą z odwracaniem wektorów politycznych.
Jako „specjalny gość”, od września 1989 r. Polska uczestniczyła w obradach Rady Europy. 9-14 listopada 1989 r. wizytę w Polsce złożył kanclerz Helmut Kohl, Wprawdzie została ona przerwana z powodu wydarzeń w NRD, które zaowocowały zjednoczeniem Niemiec. Niemniej wizyta złożona w tak newralgicznym dla Europy Środkowo-Wschodniej miejscu i momencie miała swoją wymowę, dokumentując uznanie dla polskich przeobrażeń, rokując pozytywnie na przyszłość.
Polska, otwierając przemiany w regionie, przynoszące destrukcję realnego socjalizmu, zyskała aprobatę wiodącej potęgi świata zachodniego – USA. 15 listopada 1989 r. na wspólnym posiedzeniu obu izb Kongresu wystąpił Lech Wałęsa, wzbudzając aplauz amerykańskich deputowanych, kwitujących zwycięstwo nad „imperium zła”. Jego wystąpienie charakteryzowało godność i poczucie misji. Eksponując rolę Polski w sięganiu „po wolność, która się jej sprawiedliwie należy”, wydobył oczekiwania: „teraz będzie rósł współudział Zachodu w tych przemianach. Usłyszeliśmy już wiele pięknych słów zachęty. To dobrze, ale jako robotnik i człowiek konkretnej pracy powiem, że podaż słów jest na świecie wielka, ale popyt na nie maleje” (Wałęsa, 1989).
Ulegające zintensyfikowaniu więzi z Zachodem nabierały wagi w kontekście starań Polski o ułożenie stosunków ze Związkiem Radzieckim. Tadeusz Mazowiecki, podczas wizyty w Moskwie, 23-27 listopada 1989 r. ponownie oparł stosunki radziecko-polskie „na autentycznej szerokiej bazie społecznej i ich ciągłości”. Przemianę w obopólnych stosunkach zapowiadało „oczyszczenia” pola współpracy poprzez wejrzenie w przeszłość: „Wyjaśnianie trudnych spraw w historii stosunków obu krajów i w pierwszej kolejności sprawy katyńskiej będzie sprzyjać uwolnieniu ich od negatywnych nawarstwień przeszłości i umocnienia przyjaźni między narodami polskim i radzieckim” (Nowa sytuacja, 1989).
2. Porzucanie Wschodu …
W jakim stopniu koncepcja dynamicznego zrównoważenia, kreowana w 1989 r., była kontynuowana bądź wzbogacana w następnym okresie? Co z doświadczeń bądź dokonań tego okresu się zachowało, stało trwałą cechą życia politycznego, co zostało odrzucone czy uznane za „niechciany” balast? O ile mieć na myśli tendencję, odpowiedź rysuje się wyraziście. Doszło do podważenia idei „równowagi”. Osłabł wysiłek na rzecz sformułowania nowej koncepcji stosunków ze Wschodem. Ugrupowania polityczne, powołujące się na rodowód „Solidarności”, uzyskały przemożny wpływ w polityce wewnętrznej i zagranicznej. Niedostatek osiągnięć w latach 90-tych skłaniał je do kompensacji poprzez wyolbrzymianie syndromu komunistycznego, łączonego z Rosją. Właściwością dominującej na polskiej scenie formacji politycznej było traktowanie swoiście interpretowanej przeszłości jako klucza do definiowania współczesności i przyszłości. Ugrupowania te nie kryły dążenia do zakonserwowania układu bipolarnego, w ramach którego antagonizm między „komunizmem” – interpretowanym w sposób niewyrafinowany intelektualnie (Janowski, 1996, s. 213-214) – a siłami postępu, demokracji i reform stał się elementem porządkującym wizję polityki. Obóz zasłużony w walce z porządkiem socjalistycznym – paradoksalnie – przejął z socjalistycznego modelu kultury politycznej elementy, pozostające w opozycji do etosu wiązanego z protestem sierpniowym w 1980 r.
Polska oswabadzała się z zależności od radzieckiego imperium względnie niekonfliktowo. Odzwierciedlało to m. in. opuszczenie Polski przez wojska rosyjskie oraz niemal przyjazne relacje między prezydentami Polski i Rosji – Wałęsą i Jelcynem. Na wschodni kapitał Polski składały się: poziom sympatii, jakiej doznawali Polacy od Rosjan, znajomość Wschodu, jego potrzeb materialnych i kulturalnych oraz wzajemnie korzystne relacje gospodarczo-handlowe. Polska miała zatem szansę odegrać rolę swego rodzaju pomostu między Zachodem i Wschodem,
Wbrew temu kolejne rządy „solidarnościowe” zabiegały o to, by uczynić z Polski „przedmurze” Zachodu wobec „nieucywilizowanego” Wschodu. Traktowano go więc jako adresata misji cywilizacyjnej, wręcz krucjaty politycznej, odbiorcę wartości kulturowych, przy równoczesnym eksponowaniu wyższości własnych racji moralnych etc. Politycy „solidarnościowi” wykazywali mentalną niezdolność do odrzucenia balastu przeszłości. Zdając się nie dostrzegać upadku ZSRR, traktowali Rosję jako kraj nadal „sowiecki”. Nie przyjmowali do wiadomości przemian, którym ulegała, ani problemów, z którymi przyszło się jej zmierzyć. Nie byli także skłonni do symetrycznego postrzegania interesów Polski i Rosji. Jej dążenia interpretowali poprzez projekcję własnych doświadczeń i doznań, szczególnie frustracji i fobii.
Na kierunku wschodnim począł przeważać chaos, żywiołowość i brak pozytywnych, w istocie racjonalnych działań. Dochodziło do wydarzeń, które nabierały wymiaru ponad incydentalnego, tworząc znamienną sekwencję. Mieściła się w tym nieskrywana niechęć wobec Rosji. To nastawienie odzwierciedlał styl uprawiania polityki zagranicznej, odbiegający od przyjętych na gruncie stosunków międzynarodowych obyczajów. Przykładem – demonstracyjne wydalenie dyplomatów rosyjskich, oskarżonych o szpiegostwo. Fakt ten zyskał komentarz o osobliwej poetyce. „Trzeba było wreszcie skończyć z działaniami rodem z powieści Johna Le Caré” – stwierdził minister spraw zagranicznych RP (Koniec, 2000). Analiza materiału obrazującego działania dyplomatów rosyjskich wzbudza szereg wątpliwości co do zasadności zastosowanych środków, a także profesjonalizmu osób odpowiedzialnych za politykę państwa (Raport, 2000).
W tym kontekście trudno nie wspomnieć o wystąpieniach chuligańskich przeciwko placówkom dyplomatycznym Rosji. Ich organizatorzy nierzadko cieszyli się sympatią osób wywodzących się z podziemnej „Solidarności”, a pełniących ważne funkcje państwowe. Odbywało się to przy braku reakcji ze strony policji i funkcjonariuszy UOP; sprawcy – nieukarani (Flaga pod but, 2000). Należy odnotować także niszczycielskie burdy pod ambasadą Rosji w Warszawie, 11 listopada 2013 r. (Rosja żąda przeprosin, 2013).
W „urzędowej” narracji mieściło się wykorzystywanie tragedii katyńskiej. Ze zgładzenia Polaków czyniono kartę pamięci narodowej o nieskrywanym ostrzu politycznym, zorientowanym na dwa kierunki: wewnętrzny (krajowy) i zewnętrzny – wschodni (Golgota Wschodu, 2000). Tym zamierzeniom wtórował kościół katolicki, który nadawał Katyniowi dramatyczną rangę w stosunkach polsko-rosyjskich. Nie skrywał antyrosyjskiego nastawienia, co wypadnie łączyć z fiaskiem prozelityzmu Jana Pawła II. Ten czynnik stał się dodatkową przesłanką polityki wschodniej urzeczywistnianej przez ekipy „solidarnościowe”, demonstrujące wszak przywiązanie do tiary.
3. Tryumf syndromu antyrosyjskiego…
W istocie wschodniemu segmentowi polityki zagranicznej nadawano wymiar ideologiczno-afektywny, co uniemożliwiało jego racjonalne zdefiniowanie. Pokazuje to reakcja na propozycję poprawy stosunków z Rosją, sformułowaną przez Aleksandra Kwaśniewskiego, prezydenta RP. Podczas spotkania z członkami Amerykańskiej Izby Handlowej, 1 marca 2000 r., określił on relacje z Rosją jako „w tej chwili niedobre”. Przypomniał o jej dezaprobacie wobec przystąpienia Polski do NATO. Równocześnie uwydatnił „rodzime” źródła zahamowań, wskazując, iż „niewątpliwie po polskiej stronie też zostały popełnione dość poważne błędy (…) nowy rząd, mimo deklaracji, że podejmie stosunki polsko-rosyjskie nie obciążone przeszłością, w istocie rzeczy niczego zasadniczego w tej sprawie nie zrobił”.
Z analizy faktu wkroczenia na scenę polityczną Rosji nowej generacji polityków – w stosunku do Jelcyna – prezydent RP wywnioskował, iż rozmowy polsko-rosyjskie okażą się trudniejsze, ponieważ nowy prezydent Rosji to człowiek „silny, o bardzo europejskim sposobie zachowania, ale też o bardzo głęboko rosyjskim, czy wielkorosyjskim sposobie myślenia” (Rakowski, 2000). 29 marca 2000 r. (telefonicznie) składając gratulacje Putinowi wyboru na prezydenta Rosji i wyrażając przekonanie, że oba kraje będą zabiegać o budowanie jak najlepszych stosunków dwustronnych sięgających „wspólnych wartości, historycznych losów i doświadczeń oraz wzajemnej sympatii”, zaprosił go do odwiedzenia Polski. Putin miał zapewnić, że bliskie sąsiedztwo wymaga odpowiedniej rangi wzajemnych stosunków oraz wyeliminowania pojawiających się incydentów i przeszkód (Kwaśniewski, 2000).
Opinie prezydenta RP wywołały nieprzychylną reakcję rządu. Uznał on je – nietrafnie – za ingerencję w konstytucyjne uprawnienia rządu, zarzucając mu podważanie polskiej racji stanu. Na specjalnie zwołanej konferencji, 6 marca 2000 r. minister spraw zagranicznych pytał: „Jeżeli pan prezydent tak krytycznie ocenia politykę rządu wobec Rosji, pytam, czy nadal zgadza się z tym, że Rosja (…) nie jest partnerem uprzywilejowanym? (…) Czy nadal jest zgodność, że Ukraina jest dla Polski partnerem strategicznym i (…) tej polskiej polityki nie zmienimy?” (Rozmawiać, 2000). Ta nadpobudliwa reakcja ukazywała w fałszywym świetle intencje prezydenta RP. Ważniejsze – potwierdziła sposób pojmowania wschodniego segmentu polityki zagranicznej.
Czy proces narastania wrogości była zdolna odwrócić bądź zahamować lewica? Mając za sobą światowy i europejski „trening” polityczny, stanęła przed szansą zdefiniowania polityki zagranicznej, by zyskała na pragmatyzmie. Mentalnie była gotowa do otwarcia jej na Wschód, przy uznawaniu ważności kierunku zachodniego (Oświadczenie Leszka Millera, 2000). Jednakże za rządów lewicy polityka zagraniczna nie uległa zasadniczym zmianom. W latach 1993-1997 na jej urzeczywistnianie znaczący wpływ miał prezydent Lech Wałęsa. Niezależnie od braku zdecydowania i konsekwencji ideologicznej udziałem lewicy pozostały ograniczenia psychologiczno-polityczne, związane z nastawieniem formacji „solidarnościowej”. „SLD mniej wolno, bo po szkarlatynie, po ciężkiej chorobie, jaką była PRL obowiązuje kwarantanna” (Milewicz, 2000) – oto uzasadnienie dystrybucji politycznej, którą stosowano wbrew demokratycznym regułom i mechanizmom. Najogólniej działania lewicy były paraliżowane obawą, iż zostaną zakwalifikowane przez przeciwników politycznych jako bliskie „totalitaryzmowi” wschodniemu (Nowak-Jeziorański, 2000).
W posługiwaniu się oskarżeniami, kalumniami i insynuacjami, dokumentującymi wszakże miałkość koncepcyjną celowali prominentni przedstawiciele rządu w okresie 1997-2001. Demonstrowali oni „antykomunizm” o znamionach jakobińsko-bolszewickich, sugerując, iż lewica pozostaje ona pod presją przebrzmiałej doktryny. Upatrywali w jej ewentualnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich i parlamentarnych katastrofę dla Polski: „Dominacja SLD mogłaby doprowadzić także do zakwestionowania obecnych celów polskiej polityki zagranicznej” (Rybicki, 2000). Lewica w okresie rządów, 2001-2005 nie zdołała odwrócić dominujących tendencji w polityce zagranicznej. Wprawdzie podtrzymywała bądź wzbogacała jej główne elementy. Dalszemu pogłębieniu uległa współpraca z Zachodem, czego wyrazem była postępująca integracja z europejskimi strukturami militarnymi i polityczno-gospodarczymi; w 2004 r. Polska przystąpiła do UE.
Wydaje się, iż znaczna część dylematów, przed jakimi stanęła Polska w 1989 r. nie straciła na aktualności. Od 2005 r., od objęcia rządów przez prawicę wyraźną przewagę zyskał priorytet zachodni, zanikowi zaś uległy wysiłki na rzecz sformułowania racjonalnej koncepcji stosunków ze Wschodem. Dystans wobec Rosji uległ pogłębieniu, przybierając z czasem formę wrogości, przy postępującej uległości wobec USA. Rządzący poddali się złudzeniom, że uczestniczą w światowej dramie politycznej. Nie uwzględniano charakteru konkurencji między USA a Rosją. Polska, podporządkowując się Stanom Zjednoczonym AP – poza gestami i deklaracjami – nie zdołała uzyskać konkretnych korzyści, a i te osiągane odbiegają od zapowiadanych i… oczekiwanych. Jest to zrozumiałe, ponieważ dążenia partnerów USA są uwzględniane o tyle, o ile mieszczą się w strategii bądź nie są sprzeczne z interesami tego państwa. Polscy przywódcy zdają się tego nie dostrzegać.
Karol.B. Janowski
- · Tekst stanowi rozwinięcie konstatacji zawartych w artykule (2001) Polska polityka zagraniczna w 1989…Dziesięć lat później (w:) Polska w systemie międzynarodowym w dobie integracji europejskiej, red. M. Marczewska-Rytko, Puławy.
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.