Wymiar (nie ) sprawiedliwości.

Wojciechowski1Życie codzienne, uczciwi dziennikarze w mediach ukazują nam bezmiar bezprawia, jaki w coraz szerszym zakresie ogarnia nasz kraj. Odnosimy wrażenie, jakby to wszystko zostało skrzętnie, z premedytacją zaplanowane. Dzisiejszy sędzia, prokurator, coraz częściej utożsamiany jest, jako jeden z przedstawicieli mafijnego systemy, zalewającego nasz kraj. Typowy mafioso, który obłożony stosem kodeksów i wymuszonych na władzy przepisów, arogancko i bezwzględnie realizuje własne i władzy interesy. Obszar i zakres bezprawności przyjął już tak wielkie rozmiary, że bezsilni wobec tego zjawiska stają się również przedstawiciele parlamentu.

Poniżej wywiad, jakiego udzielił poseł i były sędzia Janusz Wojciechowski J i M. Karnowskim.  

Karnowscy. 

WYMIAR (NIE) SPRAWIEDLIWOŚCI

W środowisku sędziowskim widać poczucie bezkarności, przekonanie, że możemy wszystko, i nawet gdy wydamy w zły, niesprawiedliwy, nikt nam nic nie zrobi. Dzisiaj nawet minister sprawiedliwości nie ma żadnych kompetencji wobec sądów.

Czy w pana ocenie zwykli, nieuprzywilejowani Polacy, normalne, niepowiązane z establishmentem firmy, mogą dziś w Pol­sce liczyć na sprawiedliwość? Od wielu lat specjalizuje się pan w tych sprawach, często interweniuje, przez pana ręce i pana biuro przechodzą setki ludzkich spraw.

Moja diagnoza jest pesymistyczna. Państwo nie gwarantuje dziś sprawiedliwości, wy­miar sprawiedliwości daleki jest od uczci­wości. Skala krzywd, z jakimi się stykam, jest ogromna. Nawet jeśli wziąć pod uwagę, że trafiają do mnie tylko ci, którzy czują się pokrzywdzeni. Jako wieloletni sędzia często nie mogę pojąć, jak możliwe są pewne wyroki i niektóre decyzje. Jak można skazać czło­wieka na dożywocie za podwójne zabójstwo w sytuacji, gdy sędzia w uzasadnieniu nie wskazuje żadnych, ale to żadnych dowodów? Jak można skazać kogoś na 25 lat bez dowo­dów na udział w zbrodni? Albo na siedem wyłącznie na podstawie pomówienia, zresztą odwołanego? A z drugiej strony ewidentne zbrodnie uchodzą bez kary. Znam dobrze sprawę, w której wszystko wskazuje na to, że młoda dziewczyna została zamordowana, ale prokurator na poważnie twierdzi, iż popełniła samobójstwo, trując się cyjankiem, a następ­nie w boleściach rzucała się po mieszkaniu, ponabijała sobie mnóstwo  siniaków, po czym wysprzątała mieszkanie i zmarła. Takich przykładów jest wiele.

Tak było zawsze czy możemy mówić o ja­kimś trendzie?

Pracę sędziego zaczynałem w PRL i – pomi­jając sprawy polityczne – takiej nieznośnej lekkości orzekania w tak poważnych spra­wach nie pamiętam.

Niedawno „wSieci”Marzena Nykiel opisała sprawę, która również wydawała się wielu nieprawdopodobna. Oto ks. Mirosław Bużan z Bujana został skazany za rzekomą pedofilię na podstawie wątpliwego pomó­wienia. W tle był biznesmen, który wcześ­niej obiecał księdzu zemstę za dawny kon­flikt, a rodzina autorki donosu szybko się wzbogaciła. Duchowny zdobył nagranie świadczące o własnej niewinności, ale prokuratura zleciła ekspertyzę amatorowi ormowcowi, po czym taśmy beztrosko zgu­biła. Niepojęte, a przecież na szali leży całe życie tego człowieka.

 

Czytałem oczywiście te artykuły, znam tę sprawę i faktycznie trzeba ją zbadać od nowa i solidnie, bo budzi ogromne wątpliwości. I budziła od początku, bo skazanie wyłącznie na podstawie jednego pomówienia jest nie­zgodne zarówno z sumieniem sędziego, jak i z orzecznictwem Sądu Najwyż­szego. Ale wiem, że takie przypadki się zdarzają. Najgorsze jest to, że nie ma dziś w polskim wymiarze sprawiedliwości skutecznych klap bezpieczeństwa, które pozwala­łyby interweniować w przypadkach ewidentnie złych, niesprawied­liwych, lecz prawomoc­nych już wyroków. Jedynym takim mechanizmem jest kasacja, którą mogą wnieść prokurator ge­neralny lub rzecznik praw obywatelskich, jed­nak boją się tego jak diabeł święconej wody.

Nowy program PiS zawiera propozycje no­wych rozwiązań, dodatkowych bezpieczni­ków, których można by użyć w szczególnie skandalicznych przypadkach. Na czym one polegają?

Przede wszystkim chcemy wprowadzić me­chanizm apelacji nadzwyczajnej ministra sprawiedliwości. Chcemy, by w każdej pra­womocnie zakończonej sprawie minister, niezależnie od uprawnień stron, mógł za­skarżyć wyrok.

Dotyczy to spraw także z przeszłości?

Na niekorzyść skazanego będzie to można zrobić w ciągu pół roku, a na korzyść zawsze, bez ograniczeń czasowych.

Gdzie wnoszone byłyby te apelacje nadzwy­czajne?

Przed Sąd Najwyższy. Wielką konsekwencją tego mechanizmu byłoby przyznanie mini­strowi sprawiedliwości prawa do badania spraw pod kątem orzeczniczym. Dzisiaj mi­nister nie ma żadnych kompetencji wobec sądów. Dosłownie przed kilkoma dniami czy­tałem odpowiedź ministra na oświadczenie senatorów w sprawie skazania na kilka lat wię­zienia mocno upośledzonego, niezdolnego do samodzielnego życia chłopaka. W tym piśmie przez trzy strony ciągną się wyjaśnienia spro­wadzające się do tego, że minister nic zupełnie nie może zrobić. Nawet służby więziennej, której jest formalnie zwierzchnikiem, nie może poprosić o skierowanie chłopaka na badania. Pełna niemożność.

A prokurator generalny?

Do prokuratora generalnego poseł do Sejmu czy poseł do Parlamentu Europejskiego nie może wnieść nawet interpelacji, zapytania. Jedynie przez pomyłkę, zapomniano ich po prostu wykreślić, takie pytania mogą zada­wać senatorowie. Korzystam z tego często, prosząc o pomoc mojego brata Grzegorza Wojciechowskiego, który jest senatorem.

Innymi słowy, dzisiaj nawet najbardziej ku­riozalny wyrok, wydany czy przez pomyłkę, czy wskutek działania jakiegoś układu, choćby parzył w rękach, był oczywistą obrazą sprawiedliwości, raczej nie będzie ponownie przeanalizowany? Także przez zwierzchników sędziego, który się pod tym podpisał?

Odpowiem dobrze znanym mi przykładem. W Białymstoku od dziesięciu lat siedzi czło­wiek, którego skazano bez żadnych dowo­dów. Pytam od dziesięciu lat kogo tylko mogę o tę sprawę, proszę o wskazanie choćby jednej poszlaki wskazującej na jego winę, jedną okoliczność, cokolwiek. Proszę mi wierzyć, nic takiego nie ma. Widzę na tym przykładzie rzeczy nieprawdopodobne. Choćby to, że znaleziony na miejscu zbrodni włos, nienależący do skazanego, ale najpraw­dopodobniej do prawdziwego mordercy, nie został nawet przebadany! Nie porównano wy­ników z DNA kilku innych potencjalnych po­dejrzanych. To sprawa, która nie daje spać po nocach. Kiedy pomyślę, że ktoś może siedzieć w więzieniu przez dziesięć lat, a jest niewinny, trudno pozostać biernym.

Kiedyś słyszeliśmy w Radiu Maryja pana opowieść o wstrząsającym przypadku rol­nika skazanego za to, że najechał na niego inny pojazd. Ciągnik jechał prawidłowo, był oświetlony, a jednak to jego skazano.

 Poświęciłem tej sprawie wiele wysiłku, bo rzeczywiście to wołało o pomstę do nieba. W wypadku zginął jeden człowiek, rolnika skazano na bezwzględną karę więzienia. Już wyszedł. Czytałem uzasadnienie wyroku, co zdanie, to nielogiczność, co zdanie to absurd. Na przykład sąd przyjmuje zeznania jednego z uczestników wypadku, że widział, jak trak­tor zajeżdżał drogę, a jednocześnie, iż był nieoświetlony. Sąd przyjmuje pierwszą część zeznania, a drugą odrzuca, bo jednocześnie wszystkie inne dowody wskazują na to, że był oświetlony. I tak dalej. Groza.

Jakie są najczęstsze przyczyny takich skandalicznych wyroków? Bałagan i nie­chlujstwo? Lenistwo? Niedouczenie? Lo­kalne sitwy?

Różnie, ale główną przyczyną jest poczu­cie bezkarności, przekonanie, że możemy wszystko i nikt tego nie sprawdzi, nikt nam nic nie zrobi. Zresztą, choć przykro to mó­wić, znam i takie sprawy, w których treść uzasadnienia wyroku Sądu Najwyższego też nie wskazuje na to, by sędzia czytał akta danej sprawy. Często odpowiedzi na apelacje czy kasacje są powielaniem okrą­głych, mam wrażenie, że często kopiowa­nych, stwierdzeń, iż „jest to gołosłowna polemika z ustaleniami sądu”. Pomija się w ten sposób poważne, solidne argumenty. To niestety narasta, można już chyba mó­wić o zjawisku komputerowego sądzenia, gdzie uzasadnienia w kolejnych sprawach są mechanicznie kopiowane. Widziałem na własne oczy uzasadnienie wyroku w spra­wie o wypadek drogowy, gdzie było cyto­wanych chyba z 17 orzeczeń Sądu Najwyż­szego, z 18 cytatów z literatury prawniczej, tylko nie było odpowiedzi na jedno pytanie: dlaczego sąd uznał, że oskarżony spowo­dował wypadek, zjeżdżając na swoją lewą stronę, gdy do zderzenia doszło na jego prawej stronie?

Środowisko sędziowskie nie widzi tego problemu?

Każda władza demoralizuje, a władza ab­solutna demoralizuje absolutnie. I władza sędziowska ma w sobie coś z takiej władzy. Czasem to władza nad życiem i śmiercią, zawsze nad ludzkimi losami. Jeden ze zna­jomych sędziów powiedział mi, że najwięk­szym zagrożeniem jest w tym zawodzie syn­drom Boga. Ma rację.

Ale przecież władza sędziowska jest ogra­niczona, są reguły, kontrole.

Kłopot w tym, że zdemontowano mecha­nizmy zabezpieczające i kontrolne. Nawet prezes sądu nie bardzo może dziś zwrócić uwagę młodemu sędziemu, że coś jest w danej sprawie, w konkretnym wyroku nie tak. Nie może tego zrobić minister sprawiedliwości. Największe głupstwo może więc pozostać bezkarne. Na dodatek postępowania dyscy­plinarne przedawniają się po trzech latach, a rażące błędy wychodzą najczęściej później, bo tyle zajmuje pokrzywdzonym udowodnie­nie swoich racji. Proponujemy więc w progra­mie PiS, by termin tych przedawnień liczyć od momentu ich ujawnienia.

Ale są przecież chyba jakieś kontrole pracy sędziów, jakieś wizytacje?

No właśnie, panowie, choć to trudne do po­jęcia, czegoś takiego już nie ma! Sam byłem kiedyś sędzią wizytatorem, jeździłem po sądach i sprawdzałem akta spraw, zdarzały się sytuacje, gdy wychwytywałem poważne błędy, niekiedy nawet skutkowało to wnie­sieniem rewizji nadzwyczajnej. Niezawisłość sędziowską trzeba szanować, ale muszą być jakieś reguły, jakaś kontrola, jakaś obserwa­cja i możliwość interwencji.

Praktykujący adwokaci, np. goszczący nie­dawno na łamach tygodnika „wSieci”Marek Markiewicz, twierdzą, że przewidywalność wyroków, możliwość oparcia się na jakichś stałych regułach, jest coraz mniejsza, coraz więcej jest przypadkowości.

Również się z tym stykam, bo w niektórych, najbardziej drastycznych przypadkach, podejmuję się obrony pokrzywdzonych, reprezentuję ich przed sądami. I mam np. przypadek, w którym nadal toczy się sprawa z przepisu dawno już uchylonego, z tzw. działania na szkodę spółki. Wbrew wszelkim regułom taki człowiek przed sądem łódzkim ciągle jest sądzony. To narusza fundamen­talne reguły prawa, bo zawsze jeśli znika przepis, znika sprawa. Niekiedy nasuwa się myśl, że niektórzy wierzą w hasło „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.

Padnie zapewne zarzut, że chcąc zmierzyć się z patologiami sądownictwa, czyhacie na jego niezawisłość?

Niezawisłość sędziego musi być nienaru­szalna, sędzia musi być sam w pełni odpo­wiedzialny za wyrok, bez jakiegokolwiek zewnętrznego wpływu. Ale to nie znaczy że sędzia może być w pełni niezależny od wszelkich reguł. Musi się liczyć z tym, że jego praca, jego decyzje, zostaną skontrolowane przez kogoś z zewnątrz, i rażące na ruszenia procedury, prawa, uczciwości będą wytknięte.

Prasa często opisuje rodzinne i biznesów powiązania w obrębie wymiaru sprawiedliwości. Popularnie mówi się o klikach. To poważne zjawisko?

Niestety, narastające. Jeszcze w PRL obowiązywały pod tym względem ścisłe restrykcje. Gdy ktoś był sędzią, jego małżonek w całej Polsce nie mógł być ani adwokatem, ani prokuratorem. W jednym okręgu nie mogło być żadnych pokrewieństw między sędziami, adwokatami, prokuratorami. W tej chwili bywają sytuacje; że mąż jest prokuratorem rejonowym, a żona sądzi najważniejsze sprawy karne. Niestety Trybunał Konstytucyjny dołożył tu swoje,bo przepisy ograniczające te koneksje rodzin uznał za niezgodne z konstytucją. W mojej ocenie z braku reguł w tym obszarze wyrasta coraz większa patologia. Znam osobiście sytuację, gdy doświadczona pani prokurator ubiegała się o stanowisko sędziego i dwukrot­nie przegrała z bardzo młodymi prawnikami, dziećmi sędziów. Dlatego PiS w swoim progra­mie proponuje, by sędziami mogły zostawać osoby mające co najmniej 35 lat i 5 lat do­świadczenia w zawodzie prawniczym.

Co to da?

Sędzia to tak poważny zawód, że nie powi­nien być obejmowany w ramach programu „pierwsza praca”. Przepisów można nauczyć się szybko, jednak doświadczenia życiowego, pewnej wrażliwości, empatii, nie. Młodym ludziom tego często brakuje. Przykładem jest właśnie wspomniana wcześniej sprawa skazanego rolnika. Z uzasadnienia wyroku wynikało, że dla młodej pani sędzi rolnik to zawalidroga, który przeszkadza w szybkim dotarciu na wakacje. Nie rozumiała, że on swoimi wolnymi maszynami jedzie do pracy. Tyle wiedziała o świecie.

Czy to, co przeprowadził Jarosław Gowin, likwidację części małych sądów i powo­łanie w ich miejsce wydziałów zamiejsco­wych, nie było zatem dobrym pomysłem na choć częściowe uzdrowienie sytuacji w sądach?

Ideę wprowadzenia jakiejś rotacji sędziów popieram, podobnie jak dobre dla przejrzy­stości sądzenia przenoszenie spraw poza okręgi, w których możliwy jest konflikt inte­resów czy jakieś zaszłości, niechęci. Ale me­todę wybrano niedobrą. Powstało przy okazji wiele kłopotów. Choćby okazało się, że pra­cownicy administracyjni sądów w zasadzie nie mają na miejscu żadnego zwierzchnictwa nad sobą. Tak jest w Rawie Mazowieckiej, gdzie ich szefostwo urzęduje w Skierniewi­cach. Do kogo mają się zwrócić ludzie, gdy mają jakieś pretensje, bo np. administracja coś zawaliła? Muszą jechać do Skierniewic. To straszliwe utrudnienie życia ludziom.

Wielkie kontrowersje budzą też sprawy z zakresu wolności słowa. Można często odnieść wrażenie, że są równi i równiejsi, że jedni mogą powiedzieć wszystko, każde wyzwisko, a innych skazuje się za zwykłą krytykę czy obronę.

Podzielam to panów wrażenie. Wiele wyroków z tego obszaru jest niezrozumiałych. Choćby ostatnia sprawa prof. Ryszarda Legutki skaza­nego za nazwanie kilku uczniów żądających zdjęcia krzyża „smarkaczami”. Sąd uznał, że uczonego obowiązują jakieś inne reguły, że ma on mniejsze prawo do krytyki. A przecież słowa, jakich użył, nie były obraźliwe, miesz­czą się w akceptowanym spektrum tego, co profesor może powiedzieć o uczniach. Co więcej, założono, że jest on osobą publiczną, a uczniowie robiący taką awanturę to właś­ciwie osoby prywatne, na dodatek szczegól­nie dojrzałe. W mojej ocenie to, czego żądali i w jaki sposób, było aktem niedojrzałości.

Czy w pana ocenie jest szansa na uzdro­wienie wymiaru sprawiedliwości? Napra­wienie sądownictwa? Wiele tych spraw jest tak niepojętych, że jeśli nie dotyka nas samych, nie widzimy tego z bliska, nie wierzymy.

Na spotkaniach otwartych, a mam ich bardzo dużo, ten temat sam wypływa. Skala tego, co złe, jest już tak duża, że narasta świado­mość, iż jest tu jakiś błąd systemu. Polacy oczekują od polityków, by uzdrowili wymiar sprawiedliwości. I mogę obiecać, że jeżeli Prawo i Sprawiedliwość przejmie rządy, to oczekiwanie spełni.      

Wypowiedz się