Widziane z Londynu. Daliśmy d…….
Paweł Pietkun
To, czemu dzisiaj przyglądamy się na Ukrainie jest echem polskiej polityki ostatnich lat. Polityki prowadzonej wobec Rosji z pozycji kolan – pisałem o tym nie raz i w ‘Gazecie Bankowej’, i w ‘Nowym Ekranie’ i w ’3 Obiegu’. Rosja idzie na konfrontację – i może sobie na to pozwolić.
Zwykle nie używam słów, które rażą i stoją w sprzeczności z kulturą języka polskiego. Tym razem uznałem, że ten – powszechny przecież – zwrot oddaje wszystko, co można powiedzieć o tym, gdzie jest dzisiaj Polska i Polacy. Bez względu na to, czy mówimy o 16 regionach z doprowadzonymi do nędzy milionami Polaków, w których jednostki wojskowe są raczej rzadkością a faktyczną nadzieją na suwerenność jest obrona terytorialna (partyzantka w okupowanym kraju – powiedzmy wprost), czy mówimy o setkach tysięcy imigrantów w Wielkiej Brytanii traktowanych przez brytyjski rząd jak śmieci i zło konieczne, czy – w końcu – o amerykańskiej polityce wizowej wobec obywateli ojczyzny upadku największego wroga Stanów Zjednoczonych. Daliśmy dupy – i dzisiaj przychodzi nam za to płacić. Nie oszukujmy się, to co widzimy na wschodzie jest rachunkiem wystawionym przez historię. Nam – Polakom.
Groźna mina premiera
Przez większą część poranka z ekranu monitora patrzyła na mnie groźna mina Donalda Tuska, którą na pierwszej stronie portalu umieściła ‘Gazeta Wyborcza’. CNN, BBC, Al. Jazeera poświęciły konfliktowy na Ukrainie tyle miejsca, ile zwykle poświęca się lokalnym konfliktom, co akurat jest zrozumiałe, bo dla zachodniej opinii publicznej Ukraina wciąż jest częścią byłego Bloku Sowieckiego. I to, czy będzie zarządzana dekretami Janukowycza, Tymoszenko, czy – w końcu – Putina, jest jej absolutnie obojętne. Rosyjska RTR mówi (zgodnie z goebbelsowskim scenariuszem dla Gdańska), że Rosja jest zobowiązana ratować swoich obywateli – a przecież od wczoraj przybyło ich, tak jak przybywało ich w plebiscytach na Śląsku.
To, że biurka i telefony w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego są rozgrzane do czerwoności jest dla mnie absolutnie jasne. I słusznie, bo doktryna wojskowa i scenariusze prowadzenia działań zbrojnych przez Federację Rosyjską były znane od dawna i powszechnie omawiane – każdy z choć podstawową znajomością języka rosyjskiego i zgrubną umiejętnością kojarzenia faktów mógł się z nią zapoznać.
Mówili o niej rosyjscy hackerzy na swoich forach i kanałach IRC (tak, wciąż ich używają, wciąż nie wpuszczają nikogo z domeny .pl i wciąż przepustką na wejście do nich jest to samo rosyjskie słowo).
A najgorszy, dopuszczalny przez Kreml, scenariusz wojny Rosji z Zachodem zakłada, że Polska jest strefą buforową działań wojennych, na której odbędzie się pokaz sił. Łącznie z wykorzystaniem broni masowego rażenia.
Jasne jest dla wszystkich, że bogate i demokratyczne społeczeństwa Zachodu nie zgodzą się na to, żeby ‘ich chłopcy’ ginęli za Krym – tak, jak nie chciały by ‘ginęli za Gdańsk’ w latach 30. ub. wieku. W końcu rozbiór mniej więcej wolnego kraju Wschodniej Europy nie ma aż takiego znaczenia. Nie pierwszy to przecież rozbiór w XXI wieku, prawda? Londyńkiej ulicy problem ukraiński jest doskonale obojętny – chyba, że zajdziemy do pubu, w którm częściej, niż angielski słychać język rosyjski. Zwykle oznacza to, że rozmawiają Rosjanie – londyńscy Ukraińcy w tych dniach pochowali się w domach.
Putin spróbował już swoich sił w Gruzji i Mołdowie. Teraz zabiera Ukrainie Krym. Próbował przed tym ostrzegać Lech Kaczyński, prezydent RP, który w Tibilisi mówił, że po Gruzji ‘przyjdzie kolej na Ukrainę, później państwa bałtyckie’ i w końcu na Polskę. Został wówczas wyśmiany przez Tuska, Komorowskiego i Sikorskiego. To trio, które ostatnio nad wyraz często mówi o polskiej racji stanu, wówczas zupełnie o niej zapomniało. Podobnie, jak zapomniało po katastrofie smoleńskiej w 2010 roku. Bo bez względu na to, czy prezydent Lech Kaczyński zginął w wypadku, czy w zamachu, zachowanie ówczesnych polskich władz było karygodnym odsłonięciem podbrzusza, łącznie z łamaniem Konstytucji na potrzeby pokazu uległości wobec Putina. Wódz Naczelny Polskich Sił Zbrojnych zginął kilka kilometrów od miejsca stacjonowania Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Wojska, które nie zrobiło nic wiedząc, że właśnie straciło naczelnego wodza.
Trudno się dziwić, że później tak lekko wojsko dało się rozformować politykom. Choć – jeśli się ma generałów bez jaj (wybaczcie Panowie, osobiście bardzo Was lubię, ale fakty są takie, że zachowaliście się jak baby) – może i lepiej armię rozformować, niż mieć taką, która z tępą miną zarzynanego barana patrzy jak wybija się jej dowódców.
A co wy na atomówkę?
Wróćmy do scenariusza rosyjkiej wojny na zachodzie (powtarzam – powszechnie omawianego w internecie). Jasne jest dla Rosjan, że ani USA, ani Unia Europejska nie są zainteresowanie konfliktem w skali światowej. A już z pewnością wykorzystaniem broni nuklearnej. Jednak, jeżeli sytuacja wymknie się Putinowi spod kontroli, nie będzie miał żadnych skrupułów wykorzystania jej w ataku na Polskę – nie dalej. Taki atak otrzeźwi wszystkich i zmusi (nawet Amerykanów) do przyjęcia pozycji negocjacyjnych. Pozycji, w których owszem Rosjanie (i Białorusini – nie zapomnijcie, że Łukaszenko już od dawna szykował armię do wyprzedzającego ataku, ćwiczył z Rosjanami i podejrzanie przycichł w ostatnim roku) wycofają się za Bug, ale pewnie zostaną i w republikach bałtyckich i na Ukrainie. Zresztą sami politycy rosyjscy też radośnie mówią do kamer, że skoro Zachód nie przejął się specjalnie Czeczenią, Kaukazem, Gruzją w końcu – to nie ma powodu, żeby przejmował się Ukrainą (nie Krymem – Ukrainą; Putin dostał zgodę na interwencję wojskową w granicach całej Ukrainy).
O ile Amerykanie są skłonni zaangażować się w obronę demokracji (sic!) w krajach islamskich, o tyle nie zrobią nic w momencie groźby wojny z wykorzystaniem broni masowego rażenia. To dlatego są skłonni wysłać armię (również polską) na Bliski Wschód po kilku gwałtach na zakwefionych muzułmankach, ale nie robią nic wiedząc, że codziennie ginie kilkuset torturowanych więźniów w obozach koncentracyjnych w Korei Północnej, że podobne gwałty zdarzają się w Pakistanie, że – w końcu – chińskie władze, żeby pozbyć się problemu mnichów tybetańskich nie uznających agresji w ogóle, obcinały im kciuki i palce wskazujące, żeby uniemożliwić odmawianie tybetańskich różańców. I Korea, i Chiny, i Pakistan mają broń atomową i chętnie z niej skorzystają. Rosja – to jest jasne – też. Pierwsi zrobią to, jak znajdą się pod ścianą. Rosja zrobi to, żeby pod ścianą postawić wszystkich innych.
Obywatel trzeciej kategorii
To, że znajdujemy się w tej mało komfortowej sytuacji zawdzięczamy sami sobie. To my głosowaliśmy (jako naród – nie ja imiennie) na obecne władze, to my godziliśmy się na to, żeby głosy w wyborach powszechnych były liczone w Rosji, to my godziliśmy się na to, żeby w ramach oszczędności zlikwidować polskie siły zbrojne. Oszczędności wątpliwych, bo circa about każdemu rozformowanemu żołnierzowi towarzyszyło pojawienie się nowego urzędnika w administracji publicznej – polecam uważne studia danych GUS-u.
To my w końcu pozwoliliśmy Rosji na grzebanie w ukraińskich sprawach.
Daleki jestem od miłości do naszych wschodnich sąsiadów – choćby za to, jak traktują cmentarz Orląt Lwowskich i jak próbują zakłamywać historię. Ale niepodległa i bogata Ukraina była w interesie Polski. Zamiast tego daliśmy sobie wmówić, że ukraińska ulica wciąż chce „rezat’ Lachow”, zaś to, czy młodzi Ukraińcy będą mówić po rosyjsku, czy po ukraińsku nie ma dla nas najmniejszego znaczenia. Otóż miało. I ma dalej. Podobnie, jak miało i ma to, co dzieje się w Gruzji i Osetii. Nie ma natomiast najmniejszego to, w jakiej prowincji Afganistanu wieśniacy będą wierzyli Pasztunom, a w której Talibom – to miało i ma znaczenie dla Amerykanów i Brytyjczyków (oraz, co naturalne, dla Pasztunów i Talibów).
Dzisiaj siedzę w Londynie – jestem tu obywatelem trzeciej kategorii. Nie biorę zasiłków, nie korzystam z pomocy państwa brytyjskiego (z przekonań Wasza Wysokość), a i tak, jeżeli odezwę się po polsku to już spadam na koniec kolejki. Mimo tego, że żołnierze spod mojego godła ratowali zadki brytyjskich komandosów w Iraku i Afganistanie. Mimo nawet tego, że dzisiejsze dzielnice Londynu wyglądałyby inaczej, gdyby nie piloci Dywizjonu 303.
Przeprowadziłem nawet test na poziom dyskryminacji Polaków – po to, żeby, jeżeli będzie potrzeba, mówić o tym głośno przed międzynarodowymi trybunałami. Wysyłałem kilka CV na jedną ofertę pracy – jako Polak, katolik i ojciec dzieciom, jako murzyn, chrześcijanin i ojciec rodziny, murzyn pedał (przepraszam – znów jestem niepoprawny), jako Pakistańczyk pedał i muzułmanin z Somalii.
CV nie różniły się między sobą – kwalifikacje i historię zatrudnienia miały dokładnie takie same. Zmieniłem, co naturalne, nazwy zakładów pracy i miejsca zamieszkania, poza tym – wszystko było takie samo. Eksperyment powtórzyłem kilkukrotnie z różnymi stanowiskami pracy (w tym w brytyjskich urzędach) – tylko Polak dostawał odpowiedź: „dziękujemy za twoją ofertę. Niestety otrzymaliśmy oferty od kandydatów, których kwalifikacje były bliższe naszym wymaganiom”. Pakistańczyk – pedał, wygrywał. Murzyn – chrześcijanin najczęściej dowiadywał się, że jest ‘overqualified’, czyli zbyt dobry na to stanowisko.
David Camereon niemal codziennie pokazuje na mnie palcem nazywając mnie publicznie największym kłopotem Wielkiej Brytanii – a polski premier i szef dyplomacji kończą walkę o mój honor na jednym telefonie wykonanym przed kamerami.
A dzisiaj ten premier i ten minister mają mnie bronić przed tym, co szykuje Polsce Rosja, która odważną ręką sięgnęła po kolejne niepodległe państwo. Mam nadzieję, że starczy im odwagi. Bo Ukraińcom odwagi zabrakło. A doświadczenie Polaka każe mi sądzić, że gra może toczyć się dla naszego kraju o najwyższą stawkę.
Napisane przez: Pawel Pietkun
Paweł Pietkun przebywając w Londynie uległ propagandzie medialnej, jaka tam panuje. Jego opinie są szczere i oparte na słusznych osobistych przemyśleniach dotyczących skandalicznej sytuacji w Polsce, ale w swoim żalu nie spostrzega tego że, za Polską biedę i większość kłopotów odpowiada Zachód, UE i korporacje z USA. Te same które po latach (obecnie) rozpoczęły podobną inwazję na Ukrainę. Obwinianie Rosji jest nieporozumieniem i dużą przesadą. Z daleka widać mniej wyraźnie i łatwiej ulec medialnym „przekazom”, które są w istocie zręczną manipulacją. Podczas stanu wojennego też zaszczepiano nam lęk przed Rosją, ale „oferta” interwencji w nasze sprawy przyszła z Niemiec, z NRD a nie z ZSRR. Teraz Niemcy rozgrywają polskie i europejskie sprawy za zgodą USA i międzynarodowego kapitału – co widać. Z Ukrainą jest podobnie. Jednym słowem sądzę, że Paweł się myli, powielając pomysły zaszczepiane opinii światowej przez zachodnie media.
To, w jaki sposób są traktowani Polacy w UK jest odzwierciedleniem pozycji Polski w Europie i ogólnej kultury Polaków. Polacy nie są postrzegani jako uczciwi i słusznie. Mieszkałem kilkanaście lat w Australii i nigdy nie byłem tam oszukany przez tamtejszych urzędników. W Polsce natomiast zostałem wielokrotnie okradziony przez sądy i komorników, trzy razy byłem zamknięty w kryminale przy ewidentnie spreparowanych oskarżeniach. Od ponad ośmiu lat przejadam oszczędności z zagranicy a tutaj nie jestem w stanie zarobić jakichkolwiek pieniędzy ze względu na ustawiczne nękanie mnie przez zaburzonych psychicznie przedstawicieli państwa polskiego. Ten naród jest zdegenerowany od dołu do góry i nie widzę tu elit, które byłyby w stanie wprowadzić w tym kraju normalność.
Przynajmniej Paweł, wini za ten stan rzeczy samych Polaków i słusznie.
Być może należałoby wprowadzić warunek stażu pracy w normalnym kraju dla wyboru posłów czy mianowania urzędników.
Nie widzę, by autor tekstu uległ brytyjskiej propagandzie. To tylko w naszym kraju trwa milczenie na sposób traktowania Polaków na wyspach. Zapewne ten, co na własnej skórze odczuwa “opiekuńcze” ręce gospodarzy wiele lepiej od nas, jak wygląda sytuacja. zresztą powinniśmy wiedzieć historycznie, że Brytyjczycy wszystkich innych traktują jako poddanych. Polscy piloci z okresu II wś. wiedzą o tym najlepiej. Natomiast sprawa ukraińska jest jedną z wielu ocen, zasadniczo różniących się od oficjalnej propagandy
JL