Dał nam przykład ruski Majdan jak zwyciężać mamy.

Dał nam przykład ruski Majdan jak zwyciężać mamy.

sanocki II

Janusz Sanocki.

Co takiego powiedzieli trzej ministrowie spraw zagranicznych prezydentowi Ukrainy Janukowiczowi, że ten zgodził się skapitulować i zawrzeć porozumienie? Jaką rolę odegrała w tym porozumieniu Rosja, której przedstawiciel był po wszystkim chwalony przez Sikorskiego?
Na te pytania nie sposób znaleźć odpowiedzi w entuzjastycznych pohukiwaniach polskich dziennikarzy i „polityków”, dla których wydarzenia na Ukrainie podlegały ocenie w ramach czarno-białego schematu: uciśniony przez tyrana lud pokojowo walczy o wolność i jest mordowany przez siepaczy.
W całym tym propagandowym praniu umysłów polscy „politycy” byli tak solidarni i zgodni z sobą, że aż nasuwa się podejrzenie, że jakiś reżyser zza kulis (nowy „Wielki Brat”) tym kukiełkom po prostu kazał tak mówić. Chyba że w grę wchodziła solidarność „nowej klasy”, jaka wyrosła z dawnych opozycyjnych gołodupców, którzy dorwali się do władzy po przemianach 1989-90 roku i nie chcą od tej władzy dać się odsunąć. Ta „nowa szlachta” w przypadku Polski ma charakter bardziej zrównoważony („zrównoważony rozwój”) niż na Ukrainie, gdzie w ramach leninowskiej zasady: „grab zagrablonnoje” (rabuj zrabowane) kilkunastu ludzi zagarnęło kluczowe dziedziny gospodarki. U nas, gdzie gospodarkę przejął zachodni kapitał, „nowa klasa” musiała zadowolić się dostępem do koryta politycznego w licznych ministerstwach, w sejmowych fotelach itd. Nie powstała zatem grupa polskich oligarchów, a w zamian mamy hordy politycznych pasożytów, którzy za nic nie odpowiadają, ale za to gwarantują trwanie systemu. Za co np. taki poseł Niesiołowski dostaje miesięcznie 28 tys. złotych? A przecież takich Niesiołowskich, Tusków, Arłukowiczów i innych są legiony na każdym szczeblu administracji. Nikt za nic nie odpowiada – ani minister za drogi, ani za służbę zdrowia, ani za sądownictwo, ani premier, ani prezydent. Ale dożywotnie synekury gwarantuje im system wyborczy i całkowite opanowanie mediów centralnych. Dlatego w polskim sejmie od 25 lat ciągle widzimy te same gęby i to się nazywa – jakbyście nie wiedzieli „demokracja”.
Nie można się dziwić, że taka „elyta” rządząca naszym nieszczęśliwym krajem od ćwierćwieku, doprowadziła do stanu zapaści państwo, nad którym panuje. Emigracja prawie 3 mln młodych, gospodarka wyprzedana i zlikwidowana, nie ma jednej dobrze funkcjonującej instytucji państwa, zadłużenie rośnie lawinowo, szybciej niż kolejki do lekarzy, bezrobocie nie rośnie tylko przez emigrację, ale i tak jest alarmujące. Nie wiadomo czym mogliby się pochwalić polscy „politycy” – zarówno ci z rządu, jak i z opozycji, gdyby trzeba było sporządzić listę sukcesów. A jedyną widoczna zasadą działania naszej „nowej szlachty” jest zasada: „Po nas choćby potop”.
I oto wydarzenia na Ukrainie stały się doskonałą okazją, by wykorzystać kłopoty sąsiada i odwrócić uwagę od własnej sytuacji. Jadą więc wszyscy od opozycji, po ministrów i gromko pohukują wraz z protestującymi, bo liczą na to, że polskie społeczeństwo – wrażliwe, pamiętające stan wojenny i naszą walkę o wolność, a poza tym z racji historycznych nastawione antyrosyjsko – kupi ich propagandę. Oczywiście na krótką metę to działa, choć sądząc po dyskusji w Internecie nie wszyscy dali się otumanić i wielu ludzi widzi zagrożenie w ukraińskich wydarzeniach, a też i to, że ci z Majdanu to nie są niewiniątka, a uwolniona właśnie Tymoszenko bynajmniej nie jest ubogą mniszką. Jej majątek jest gigantyczny i jakoś żaden z polskich dziennikarzy nie zapyta jak się go dorobiła.
Jednak nasi „demokraci” – od Kaczyńskiego, po Sikorskiego w zapale popierania Majdanu popełnili jednak pewien błąd. Oto poparli bunt tłumu przeciwko legalnej, wybranej demokratycznie władzy. Bunt ten odniósł sukces i teraz nie wiadomo czy Polacy w jakichś sprzyjających okolicznościach nie pójdą śladem Ukraińców i nie zjadą się do Warszawy, żeby porzucać – jak najbardziej pokojowymi ma się rozumieć – koktajlami Mołotowa?

Janusz Sanocki

Wypowiedz się