Banda kolesi wraca do koryta.

Skompromitowany minister i sprzedajny cynik znów na fali.

euro2

Pod takim tytułem, na jednym z tabloidów jesteśmy informowani o powrocie na ministerialne stanowisko pewnego chłopskiego działacza, któremu nasz dyktator przebaczył jego udział w pewnej aferze, bowiem teraz jest potrzebny do przyjęcia na siebie rolniczych protestów. Kto by dziś zajmował się aferą taśmową, po której ów minister wyleciał z ministerstwa. Czas poszedł do przodu i mamy inną sytuację.  Ministra Kalembę szybko usunięto, a jego sprawę z niedalekiej przeszłości potraktowano, jako wypadek przy pracy.

Nie jest to nic nadzwyczajnego w sytuacji, gdy Sąd Najwyższy w swym „niezawisłym” i „odpowiedzialnym” orzeczeniu uwolnił od wszelkiej odpowiedzialności-czy też dokładniej- uniewinnił pewną posłankę, która w świetle kamer odbierała łapówkę od „zakochanego” w niej agenta CBA. Jednocześnie sąd znalazł winnego. Nasz wymiar sprawiedliwości okazał się tak dociekliwym, że ustalił, iż całą winę za ten spektakl ponosił ów młodzieniec, a posłanka z burmistrzem, mimo przyjęcia łapówki nie popełnili korupcji. Oczywiście nie powinniśmy przy tej okazji natychmiast sięgać do historii, bowiem, gdy  swego czasu, tylko za zamiar wręczenia łapówki Rywin został skazany na kilka lat więzienia, to wówczas była inna sytuacja. Można nawet powiedzieć, że to była zasadnicza różnica, bowiem wówczas sprawa dotyczyła polityków SLD, a teraz PO. Dobry pan nie chce już o tym pamiętać. Dziś nie są ważne sprawy korupcyjne, bowiem wszystkie ręce na pokład i rozgrywa się walka o wyrwanie Rosji Ukrainy.

Dziś można powiedzieć, że banda nie tylko wraca do koryta, ale i przepycha się wszelkimi sposobami, by na kilka lat zabezpieczyć sobie spokojny i dostatni byt. We wspomnianej gazecie autor przypomina nam postać Michała Kamińskiego, który dla kariery nie tylko zmienił partię, ale to wszystko w co podobno sam wierzył i nas usiłował do tego przekonać, przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Jeśli mówi się, że jest to cwaniactwo i bezczelność, to wypada się z tym zgodzić.

Ktoś może oburzać się ostrą oceną naszych polityków. Jednak patrząc na okupację polskiego sejmu przez matki niepełnosprawnych dzieci, gdy w tym samym czasie premier rządu zabiega o sankcje dla sąsiada w Brukseli, a jednocześnie minister rolnictwa ma jechać do Moskwy wypraszać cofnięcie embarga na polską wieprzowinę, w czasie gdy politycy i media szukają sposobów na antyrosyjskie sankcje, to trudno zrozumieć, przyczyny tego antypolskiego działania. Jeszcze bardziej bulwersująca jest informacja o tym, że dwaj ministrowie obecnego rządu zamierzają ubiegać się o mandaty do EP. Gdzie jest drugi taki kraj, że ministrowie zostawiają nierozwiązane problemy w kraju i w obawie o swoja własną przyszłość uciekają do przodu, do Brukseli. Czy to też nie jest wyścig do koryta?

Czym bowiem ma być start do EP wielu naszych polityków, których oprócz chęci bycia europosłem nic nie łączy z regionem z którego ubiegają się o wybór. Zapewne jeszcze tylko na Ukrainie lub w podobnym kraju, nagle ktoś pragnie startować w okręgu mu dotychczas obcym. Żadne bowiem logiczne podstawy nie przemawiają za ubieganiem się o mandat  z Lublina / Kamiński /, ze Szczecina / Rosati /, z Kujaw Rostowski, czy z Podlasia Czarnecki. To jest jeden wielki cyrk i wyborczy przekręt, bowiem obywatele nie mogą wybierać spośród obywateli w swoich okręgach wyborczych, a narzuca się im, jak za czasów poprzedniej władzy towarzyszy z centrali. A przecież tak łatwo można to wszystko przeciąć. Wystarczy kandydowanie w okręgu potwierdzić 5-tetnim zameldowaniem.

Oczywiście, my sami też nie jesteśmy bez winy. Po prostu, nie powinniśmy na nich głosować. Pamiętajmy również  o tym, że to nasze elity polityczne ustanowiły na początku przemian ten wygodny dla władzy sposób przeprowadzania wyborów. Ciekawe, z jakich to przykładów korzystali zwycięzcy czerwcowych, roku 1989 wyborów. Bowiem, ostatnie wybory przypominają mi najgorszy przykład arogancji władzy w tym zakresie. Rządzący specjalnie nie zabiegają o powszechność pójścia do urn, już nie potrzebują do wyborów narodu, bowiem wystarczy im, że władza sama liczy głosy i ma zapewniony udział w wyborach tych wszystkich, co z tą władzą są związani. To im w zupełności wystarczy. Podobno, na Ukrainie też tak było. A nam pozostaje trochę pomyśleć, założyć okulary i milczeniem pominąć tych wszystkich komandosów, co to bez żadnej przyczyny, nieproszeni zjawiają się w naszym okręgu wyborczym.

Michał Podobin

Wypowiedz się