Krzysztof Zagozda
Cały ten majstersztyk jest kolejną fazą „najdłuższej wojny nowoczesnej Europy”. Wojny wciąż trwającej, którą my, Polacy, sromotnie przegrywamy.
Wojna to dobry interes. Do niedawna wydawało się, że ta złota myśl dotyczy wyłącznie zwycięzców i tych, którzy mieli dobre układy z kwatermistrzami walczących stron. Początek XXI wieku może ten pogląd wywrócić do góry nogami. Niestety, w całym tym procederze to Polska znów ma szansę wystąpić w głównej roli.
Kiedyś siła niemieckich marek, a teraz nie mniej niemieckiego euro sprawia, że tzw. opinia międzynarodowa winą za hekatombę II wojny światowej (identyfikowanej już prawie wyłącznie z holocaustem Żydów i „wypędzeniem” Niemców) obarcza „nazistów”, a tych coraz powszechniej utożsamia z Polakami. Staliśmy się bezbronni wobec toposu „polskich obozów koncentracyjnych”, a z marketingowym sukcesem filmu „Nasze matki, nasi ojcowie” nawet nie próbujemy walczyć. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że w całym tym niezwykle kosztownym przedsięwzięciu Niemcom chodzi wyłącznie o ich własne samopoczucie, o choćby częściowe odciążenie własnego zbiorowego sumienia. Nic z tych rzeczy. Cały ten majstersztyk jest kolejną fazą „najdłuższej wojny nowoczesnej Europy”. Wojny wciąż trwającej, którą my, Polacy, sromotnie przegrywamy.
Za chwilę zostaniemy zasypani lawiną już gotowych, prywatnych pozwów potomków niemieckich „wypędzonych”, domagających się zwrotu w naturze nieruchomości z całych tzw. Ziem Odzyskanych o łącznej powierzchni 100 tys. km² (ok. 1/3 całego państwa polskiego). Będzie to pierwsza próba obejścia postanowień traktatu w Poczdamie z wykorzystaniem unijnego rozumienia „świętej” własności prywatnej. Niestety, przed każdym „europejskim” trybunałem zachowane do dziś niemieckie księgi wieczyste wezmą górę nad polską „wieczystą dzierżawą” (swoją drogą warto by sprawdzić, kto stoi za ciągłym utrzymaniem tej chorej instytucji). Casus Nart (choć dotyczył z pozoru innego zakresu spraw) jasno pokazał, po której stronie staną urzędnicy znad Wisły, a od dawna dokonująca się pełzająca germanizacja Ziem Odzyskanych sprawi, że powrót „dawnych gospodarzy”odbędzie się niezwykle sprawnie.
Co możemy na to poradzić? Wystąpić jak najszybciej z własnym roszczeniem odszkodowań za straty wojenne. Mamy jeszcze szansę ich udowodnienia. Trzymajmy się jednak z dala od nieudaczników i patriotów-symulantów. Do tej pory wyłączność na to zagadnienie posiadało Powiernictwo Polskie związane z Prawem i Sprawiedliwością. Odkąd ewidentnie podłożyło się Erice Steinbach i przegrało proces sądowy, słuch po nim zaginął, a i do tematu nikt w Polsce nie ma odwagi powrócić. Ustawka? Być może. Jeśli jednak na Nowym Ekranie znajdzie się grupa osób gotowa przygotować taki pozew, chętnie włączę się w jej prace. Wierzę, że zyska on poparcie wielu Polaków, a przy okazji otworzy im oczy na wiele innych zagrożeń. Poszukamy sojuszników naszej sprawy wśród innych narodów europejskich. Może staną się nimi Grecy, może Serbowie. Musimy spróbować. Kto chętny?
Krzysztof Zagozda
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.