Co dalej z Ukrainą?

gdzie Rzym, gdzie Krym…

gołębiewski…gdzie Bruksela, gdzie Kijów, a gdzie Symferopol, czyli sprawa ukraińska, ostatnio przekształcająca się dynamicznie w poważny problem geopolityczny. Jak sytuacja będzie się rozwijać jeszcze nie wiadomo, ale na wszelki wypadek trzeba być bardzo czujnym i uważać „na zakrętach”, ponieważ ktoś może wpaść na pomysł, że – jak by nie patrzeć na mapę świata – Ukraina nie stanowi jeszcze  „pępka” świata i chyba nie warto za nią umierać. Za Gdańsk w 1939 roku też nikt z naszych sojuszników – Francuzów i Anglików – umierać nie zamierzał i wiemy jak to się skończyło. Bracia Ukraińcy korzystając z tych doświadczeń, powinni więc ostrożniej przyjmować zaloty i oświadczyny płynące ciurkiem z różnych stolic, od Brukseli po Waszyngton wzbogacane obiecankami-cacankami, w rodzaju „jak będziecie tańczyć według naszej muzyki, to wam damy forsę”. No, ale zobaczymy jak to wszystko będzie się rozwijać, w dniach najbliższych i dalszych.

Nawet pewny siebie goryl, jak „przejedzie” się na skórce od banana i walnie całym swoim ciężarem o skałę,  to „na bank” może wybić sobie zęby. Nie zamierzam kreować się na Wyrocznię Delficką 2014, ale jak dzisiaj widzę całokształt wydarzeń pomiędzy Majdanem, sytuacją gospodarczą Ukrainy, podziałami w społeczeństwie ukraińskim, oraz zwyżkującą temperaturę  polityczną na Krymie i niedaleko Krymu, to myślę, że w bliżej nieokreślonej perspektywie Unia Europejska en block prawdopodobnie „przejedzie się” na Ukrainie, jak Goryl na skórce od banana. I to tylko dlatego, że w ogóle Ukrainy nie rozumie, Ukraińców nie rozumie w szczególności, a specyficzną wysoką kulturę Ukrainy lekceważy, co jest już grzechem głównym „geniuszy” wciągającym  Ukrainę „na siłę” do Unii Europejskiej. Przypominając kulturę Ukrainy mam na myśli  ten obszar kultury ukraińskiej, który określa się dumą narodową. A Ukraińcy jak wiadomo, to ludzie bardzo dumni na swoim punkcie. „Europejczycy” o takim zjawisku nie mają żadnego pojęcia,  ale czego wymagać od „białych kołnierzyków” z Brukseli i z paru innych europejskich i światowych stolic. Którzy „mają w oczach” tylko bogactwa naturalne Ukrainy  i tanią „siłę roboczą” z tego pięknego kraju?

I to byłoby wszystko, gdyby nie depesza donoszącą, że znowu jakiś polski „polityk” do tego „europoseł” zadarł z niemieckimi celnikami o słówko „raus!” i podobno proponował im odbyć „pielgrzymkę” do muzeum – niemieckiego obozu zagłady z czasu drugiej wojny światowej – Auschwitz-Birkenau, oraz przypominał im przy okazji pana nieboszczyka Hitlera. To, co było dalej otacza mgła tajemnicy i mglistych wyjaśnień „bohatera”, ale w kontekście całości nie należy się dziwić, że Niemcy generalnie traktują Polaków jako podludzi. Nawet jeśli owi „podludzie” wymachują paszportami dyplomatycznymi. I w tym miejscy można przytoczyć pytanie jakie dawno, bardzo dawno temu, chyba w warszawskich Hybrydach, zadał „ówczesnym” Jan Pietrzak: „Gdzie ONI mają tę hodowlę? Pytanie to jest dzisiaj jeszcze bardziej aktualne, aniżeli w PRL-u: „Gdzie ONI mają tę hodowlę”…

Jerzy A. Gołębiewski

 

 

 


 

 

Wypowiedz się