Po co dawać Owsiakowi?
Łukasz Warzecha
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy już dawno zamieniła się w akcję quasi-państwową i można założyć, że bez wsparcia państwa nie byłaby nawet w połowie tak skuteczna, jak jest – ocenia publicysta.
Świecki święty, wybitna postać, dobroczyńca polskich dzieci czy zapatrzony w siebie, agresywny egotyk, który rozstawia po kątach wszystkich śmiących wątpić w jego świętość? Jerzy Owsiak konsekwentnie przemieszcza się ku temu drugiemu wizerunkowi. Nie zmienia to bezprecedensowego wsparcia, jakiego polskie państwo udziela wyłącznie jego akcji.
Owsiak kilka dni temu udzielił wywiadu portalowi Wirtualna Polska. Znalazła się w nim odpowiedź skierowana do krytyków, w tym do mnie: „Myślę, że są tacy, którzy z przekory, lenistwa czy innego powodu nie mają szans, by znaleźć się w jakiejś grupie, która podświadomie ich ciekawi, bo jest czymś fajnym. Doskonale to rozumiem, bo gdy pierwszy raz jechałem do Jarocina i miałem 30 lat, też zazdrościłem tym wszystkim artystom, uczestnikom festiwalu. Stałem za płotem i chciałem być taki jak oni. Cztery lata później zostałem dyrektorem artystycznym festiwalu. I myślę, że Warzecha ma podobnie, główkuje: jak ja bym chciał prowadzić taki sztab, powiedzieć coś przez mikrofon na scenie, marzę, by to wszystko działo się wokół mnie. Więc powiem mu tyle: jak bardzo czegoś chcesz, być może to ci się wydarzy”.
To bardzo charakterystyczne podejście. Nie ma tu ani słowa odpowiedzi na rzeczową krytykę, płynącą z wielu stron. Przekaz jest natomiast taki: „Kto mnie krytykuje, ten jest niespełnionym frustratem, który tak naprawdę po prostu mi zazdrości”. To podejście nie tylko skrajnie infantylne, ale i skrajnie megalomańskie. Tylko osoba z gigantycznym ego może używać takiej pałki w walce z oponentami.
Dyżurny autorytet III RP
Trudno się jednak dziwić. Salony III RP pompują przecież Owsiaka od lat i tak zwyczajnie, po ludzku, bardzo trudno w podobnej sytuacji zachować trzeźwą ocenę samego siebie i samokrytycyzm. Z czasem zaczyna się wierzyć, że jest się niemal mesjaszem. A jeśli ktoś to zakwestionuje, nie dyskutuje się z nim.
Jerzy Owsiak albo obrzuca delikwenta czy instytucję obelgami na swoim wideoblogu (jak to uczynił z Telewizją Republika), albo wspomaga się sądem, jak w przypadku blogerów Pawła Rybickiego i Piotra Wielguckiego, znanego jako Matka Kurka. Przy czym warto zauważyć, że w obu przypadkach Owsiak sięgnął po najcięższy i wyjątkowo paskudny środek, jakim jest prywatny akt oskarżenia z artykułu 212 kodeksu karnego, zamiast złożyć cywilny pozew o naruszenie dóbr osobistych.
W ciągu ostatnich paru lat zachowanie Jerzego Owsiaka ostatecznie zburzyło mit pozapolitycznego celebryty dobroczynności. Owsiak pouczał ministra zdrowia, jak ma rządzić resortem (a tamten pokornie chylił głowę), odwoływał rzecznika praw dziecka, kazał swoim zwolennikom „gonić dziadów”, czyli niewygodnych dla siebie dziennikarzy, rzucał k… w Antoniego Macierewicza, oponentów ciągał przed sąd, groził, że za krytykę Wałęsy może „dać z baśki”, a innym odpowiadał w sposób chamski i wulgarny.
Dla establishmentu III RP Owsiak odgrywa specyficzną rolę. Należy do kategorii specjalnych dyżurnych autorytetów. To ludzie, wobec których utrzymywana jest iluzja ich apolityczności, a którzy zarazem parają się działalnością mającą dawać im specyficzny moralny immunitet. Po ich opinie w sprawach ściśle politycznych (oczywiście zawsze dla establishmentu wygodną) sięga się wtedy, gdy jest szczególnie potrzebna. U przeciętnego odbiorcy, niezdolnego do analizowania technik manipulacji, pojawia się wówczas ciąg skojarzeń: Owsiak ratuje dzieci, czyli jest wspaniałym facetem, którego nie można krytykować – Owsiak wali w Macierewicza, Kościół czy kto tam mu akurat podpadnie, więc na pewno ma rację. Przecież jest „apolityczny” i pomaga chorym dzieciom.
Tandetny show
Mógłby ktoś powiedzieć: oddzielmy Owsiaka od jego akcji, która przecież ma szlachetne cele, a ludzie naprawdę dają z siebie wszystko. Otóż takiego podziału dokonać się nie da z prostego powodu: cała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy kręci się wokół Owsiaka. Co jest zresztą w rażącej sprzeczności z ideą prawdziwej dobroczynności, której zasadą jest skromność. Tandetny medialny show z Owsiakiem w centrum jest na antypodach tej zasady. Zresztą w tym kontekście wyjątkowo paskudny jest argument stosowany przez wyznawców Owsiaka (można tu mówić o wyznawcach, bo Owsiak cieszy się u wielu niemal religijną czcią): skoro krytykujecie Owsiaka, to pokażcie, co sami robicie.
A przecież krytykując czyjeś działania, nie mamy obowiązku wchodzić w jego rolę. Jeżeli, dla przykładu, krytycznie oceniamy funkcjonowanie policji, nie mamy obowiązku samemu się do niej zaciągać, aby pokazać, jak być lepszym policjantem. Poza tym, czy każdy z krytyków Owsiaka ma prezentować listę charytatywnych dzieł, na które łoży? W przeciwieństwie do Owsiaka wiele osób słusznie uznałoby takie zachowanie za żenująco nieskromne.
Jest kilka innych powodów, dla których nie warto wspierać WOŚP.
Po pierwsze – tak naprawdę i tak wszyscy już składamy się na Owsiakową imprezę, czy tego chcemy czy nie. Wśród ofert do licytacji w ramach tegorocznej edycji znalazł się między innymi dzień na miejscu wicepremiera Janusza Piechocińskiego. Do dyspozycji zwycięzcy aukcji ma być służbowe auto wiceprezesa Rady Ministrów, a także jego ochrona. Nie wiadomo, na jakiej podstawie prawnej oficerowie BOR mają chronić osobę, która wygra aukcję. Wiadomo, że zarówno kursy służbowym autem, jak i koszty ochrony członków rządu są finansowane z naszych pieniędzy. A zatem państwo wyda pieniądze po to, żeby Owsiak mógł zebrać pieniądze, które następnie zostaną wykorzystane na zastąpienie państwa w jednej z jego ról. To jawny absurd.
Oczywiście to jedynie przykład. Od lat znaczne kwoty wykładają gminy na organizację lokalnych koncertów w ramach finału WOŚP. W działania Orkiestry angażuje się armia i inne służby oraz publiczna telewizja. Zatem de facto przedsięwzięcie Owsiaka finansują wszyscy podatnicy. Dodatkowo zaś finansujemy je jako klienci rozlicznych prywatnych instytucji, takich jak banki czy sieci telefonii komórkowych, które włączają się w WOŚP, nie pytając przecież swoich klientów o zdanie.
Po drugie – spośród wielu inicjatyw dobroczynnych i charytatywnych jedynie Owsiak dostaje bezprecedensowe wsparcie publicznych mediów i instytucji. Dla tej rażącej nierównowagi w traktowaniu różnych inicjatyw nie ma żadnego formalnego ani nawet nieformalnego uzasadnienia. Przedstawiciele instytucji państwa uznają to za oczywistość i dogmat. Dlaczego? Nie wiadomo. WOŚP już dawno zamienił się w akcję quasi-państwową i można bezpiecznie założyć, że bez wsparcia państwa nie byłby nawet w połowie tak skuteczny jak jest.
Po trzecie – choć sumy zbierane przez WOŚP robią wrażenie, to trzeba pamiętać, że w ogromnej mierze nie są to datki od ludzi na ulicy, ale od firm, które rozporządzają pieniędzmi swoich klientów, a że WOŚP jest dziś ogromną machiną marketingową, żadna duża firma nie może sobie pozwolić na jej zbojkotowanie. Dotyczy to również spółek Skarbu Państwa lub z jego udziałem. W istocie zatem w jakiejś mierze państwo pomaga samo sobie.
Po czwarte – bardzo wątpliwa jest sama idea działania przedsięwzięcia Owsiaka. Zbierane pieniądze w zestawieniu z budżetem NFZ są mikroskopijne, a WOŚP częściowo zdejmuje z państwa jego obowiązki w dziedzinie wyposażenia szpitali w sprzęt medyczny. Dla państwa to po prostu kompromitujące.
Po piąte – w ostatnim czasie pojawiło się wiele pytań o zależności pomiędzy działalnością fundacji WOŚP a komercyjną spółką Złoty Melon. Trudno nie odnieść wrażenia, że Owsiak w pewien sposób wykorzystuje swoją pozycję naczelnego dobroczyńcy III RP, jak choćby wtedy, gdy pojawiła się możliwość, że to ludzie WOŚP będą na komercyjnych zasadach szkolić dyspozytorów pogotowia ratunkowego, co samo w sobie jest absurdem. Owsiak, który sztorcował wówczas ministra Bartosza Arłukowicza, wyliczył koszt szkolenia na 600 tys. złotych.
Po szóste – akcyjność, jednorazowość, komercyjna otoczka (Owsiak od dwóch lat występuje w reklamach jednej z sieci komórkowych) i moralny terror towarzyszące WOŚP są zaprzeczeniem ideałów pracy dobroczynnej.
Bez świętych krów
Nie chodzi oczywiście o to, żeby Owsiakowi czegokolwiek zakazywać albo niszczyć Wielką Orkiestrę. Niech działa. Pod warunkiem wszakże, że akcja i jej szef przestaną być uznawani za święte krowy, którym należy się immunitet, specjalne traktowanie i nadzwyczajne wsparcie ze strony państwa.
Czytaj dalej www.rp.pl/artykul/9157,1076944-Po-co-dawac-Owsiakowi-.html
Od dawna zauważa się, jak instytucje państwowe materialnie wspierają tę akcję, nad którą nie wypracowano publicznego nadzoru i rozliczenia kosztów i efektów. Bezpłatne przeloty samolotem, samochodami, okrętami MW, czy nieograniczony czas antenowy telewizji publicznej są zaprzeczeniem reklamowanej intencji.
AZ