Zalewa nas „mętna woda”.
Uważnie obserwuję doniesienia medialne dotyczące rozwoju gigantycznej afery korupcyjnej wykrytej w kilku ministerstwach. Ostatnio skupiłem się na komunikatach, że byłemu wiceministrowi w byłym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji postawiono zarzuty. Temu panu zarzuca się przekroczenie uprawnień polegające na wymuszeniu na podwładnym zlecenia doradztwa wskazanej przez wiceministra firmie. Przy bliższemu przyjrzeniu się postaci owego wiceministra okazało się, że do resortu przyszedł on z branży informatycznej, a po zakończeniu pracy w ministerstwie, do tej branży powrócił. Na bazie tych zarzutów rozgorzała dyskusja w mediach, w toku której przedstawicielka Fundacji im. Batorego stwierdziła, że powinien być przestrzegany okres jednorocznej karencji przy przechodzeniu wysokiego urzędnika do biznesu, ale, niestety, w praktyce nie jest. Nie wiem czy jest gdzieś taki obowiązek zapisany, ale wiem, że szef CBA od pewnego czasu przekonuje decydentów, aby urzędników państwowych, którzy chcieliby podejmować pracę w firmach, wobec których wcześniej podejmowali decyzje, obowiązywał roczny okres karencji. Jednak, jak donosi „Rzeczpospolita”, w otoczeniu premiera nie ma woli, aby przeprowadzić tak poważną zmianę.
Fakty potwierdzają ową niechęć decydentów do wprowadzenia takiego ograniczenia dla byłych urzędników, choć w stosunku do, na przykład, byłych żołnierzy takie ograniczenie funkcjonuje już od dawna. Przypomnę art. 122a ustawy o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych, który wprowadza zakaz zatrudniania przez trzy lata byłych żołnierzy zawodowych mających do czynienia z zakupami uzbrojenia. Oznacza to, że żołnierza obowiązuje aż trzyletni okres karencji, a cywilnego urzędnika albo żaden, albo tylko roczny. Powoduje to potem takie „zjawiska” jak w przypadku owego byłego wiceministra w MSWiA, czy jak w przypadku byłego Ministra Skarbu Państwa Mikołaja Budzanowskiego, który w kwietniu 2013 roku został odwołany ze stanowiska, a już w lipcu tego roku został zatrudniony, jako dyrektor ds. rozwoju i członek zarządu „Boryszew S.A.”. Jest to wprawdzie spółka całkowicie prywatna, ale nie mam wątpliwości, że świeża wiedza i kontakty pana Budzanowskiego, jako byłego ministra Skarbu Państwa, zostaną wykorzystane przez tę spółkę wyłącznie dla jej interesów, a nie cudzych interesów, w tym państwa.
Mamy również jaskrawy przykład bezpośredniego przejścia z funkcji urzędnika państwowego do pracy w firmie na naszym, wojskowym podwórku, w Ministerstwie Obrony Narodowej. Dodatkowo, w tym przypadku, nie ma wątpliwości, że ten człowiek, jeszcze jako urzędnik podejmował ważkie dla tej firmy decyzje. Chodzi tu o postać byłego wiceministra ON Marcina Idzika. Ten „bohater” wielu postów na tym blogu, wiosną 2012 roku, będąc wiceministrem odpowiedzialnym za modernizację i uzbrojenie sił zbrojnych wziął udział w konkursie na członka zarządu grupy „Bumar”, a więc producenta uzbrojenia, którego głównym odbiorcą było Wojsko Polskie. Udział w procedurach konkursowych nie „przeszkadzał” mu w pełnieniu swojej funkcji w resorcie obrony i podejmowaniu wielu ważnych, również dla „Bumaru”, decyzji. Dziwne, że nikt, łącznie z CBA, nie zauważył jawnego konfliktu interesów, jaki w tej sytuacji nastąpił. Oczywiście, łatwo się domyślić, że będący na tak uprzywilejowanej pozycji kandydat, ten konkurs wygrał. Nawet po ogłoszeniu w maju wyników tego konkursu pan Idzik nie został przez premiera natychmiast odwołany ze stanowiska wiceministra, choć wiadomym było, że w dniu 1 czerwca 2012 roku pan Idzik ma objąć stanowisko wiceprezesa „Bumaru”. Widać, zatem, że w tym wypadku „okres karencji” może być liczony w dniach, a nawet w godzinach. Jestem ciekaw, czy mając na uwadze doświadczenia z afery w MSWiA, Centralne Biuro Antykorupcyjne wyjaśni również i tę sprawę? Śmiem wątpić.
Swoją wątpliwość uzasadniam tym, że po zmianie nazwy grupy „Bumar” na Polski Holding Obronny (PHO) i odwołaniu dotychczasowego prezesa Holdingu, to właśnie pan Idzik został p.o. prezesa PHO. Widzimy, więc, że kariera pana Idzika kwitnie pod łaskawym okiem zarówno Ministerstwa Skarbu Państwa, jak i Obrony Narodowej. Dzień dzisiejszy, tzn. 22 listopada przyniósł kolejny przykład na mocną i uprzywilejowaną pozycję zarówno Holdingu, jak i samego p.o. prezesa. W piątek 22 listopada w Poznaniu ministrowie obrony Niemiec i Polski podpisali umowę zakupu przez Polskę 119 używanych czołgów Leopard (105 – 2A5 i 14 – 2A4) oraz 200 sztuk sprzętu wsparcia i zabezpieczenia. Wcześniej MON ogłosił, że 128 Leopardów, które już są na uzbrojeniu Wojska Polskiego, będzie modernizowanych do wersji roboczo nazwanej „Leopard 2PL”. W październiku br. Inspektorat Uzbrojenia ogłosił przetarg na wykonanie tej modernizacji. Zainteresowanymi firmami w uzyskaniu tego kontraktu jest oczywiście Polski Holding Obronny, a szczególnie Zakłady Mechaniczne „Bumar-Łabędy” wchodzące w skład Holdingu i Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne z Poznania. Oferty tych dwóch zakładów, które postanowiły zjednoczyć siły w tym przetargu, zapewne nie będą jedynymi. Ile ich będzie i od kogo, okaże się dopiero 10 grudnia, kiedy upływa termin składania ofert. Jakież, więc było moje zdziwienie, gdy na zdjęciach z uroczystości podpisania umowy zobaczyłem … pana Idzika. Pełniący obowiązki prezesa nie tylko dumnie prężył się do zdjęcia za plecami ministra Siemoniaka i obok wiceministra Skrzypczaka, ale również zabrał głos i powiedział: „Ministerstwo Obrony dokonało rzeczy unikalnej, pogodziło interesy krajowych firm, co spowodowało, że unikniemy absolutnej konkurencji między polskimi podmiotami. Spójna polska oferta będzie ofertą modernizacyjną dla naszych sił zbrojnych. Działamy razem z MON na rzecz silnej armii”. Obecność pana Idzika na tej uroczystości i wypowiedziane słowa, mnie osobiście, sugerują, że to chyba jednak PHO i WZMot. będą modernizować Leopardy, bez oczekiwania na ostateczny termin składania ofert, że o rozstrzygnięciu przetargu nie wspomnę. Gdyby było inaczej, to taka uroczystość powinna odbyć się dzisiaj bez żadnego oferenta, z panem Idzikiem włącznie lub z udziałem wszystkich przystępujących do przetargu oferentów i dopiero po 10 grudnia. Gra była by wtedy czystsza i nie budziła wątpliwości jeszcze przed rozstrzygnięciem przetargu. Dodam jeszcze, że dzisiaj w Poznaniu stali ramię przy ramieniu były wiceminister Idzik, co do którego swoje wątpliwości formułuję nie od dzisiaj i obecny wiceminister Skrzypczak, co do którego wątpliwości sformułowała SKW, a wyjaśnia je CBA i prokuratura. Ciekawe zestawienie ludzi mających kontakt z wielkimi pieniędzmi przeznaczonymi na uzbrojenie Wojska Polskiego.
Ogłaszana radośnie w mediach wiadomość o zakupie kolejnych używanych niemieckich czołgów, osobiście u mnie wywołuje mieszane nastroje. Jako czołgista powinienem cieszyć się, że zyskamy w miarę nowoczesne czołgi, jak na dzień dzisiejszy. Jednak myślę, że jest to cios ostateczny w Zakłady Mechaniczne „Bumar-Łabędy”, naszą fabrykę czołgów, w której miałem okazję swego czasu praktykować. Jeżeli uda się pozyskać dla tych Zakładów kontrakt na modernizację starszych Leopardów, to wszystko. Nowszych, zakupionych dzisiaj czołgów Zakład nie będzie modernizować przez 15 lat, gdyż ich stan techniczny jest w miarę dobry. Zwracam uwagę, że wraz z czołgami dokonano zakupu wozów zabezpieczenia technicznego, wozów dowodzenia, zestawy do pokonywania przeszkód wodnych, laserowe symulatory strzelań, samochody średniej i małej ładowności, samochody osobowo-terenowe, a nawet karabiny maszynowe i radiostacje do czołgów i ciągników pancernych. Kupiono po prostu czołgi i sprzęt na całą brygadę pancerną, z tym, że używaną. Powstaje, zatem pytanie: a co polski przemysł będzie produkować na potrzeby tych sił pancernych? Odpowiedź jest krótka: NIC, albo NIEWIELE. Gdy uzmysłowimy sobie, że części zamiennych też nie będzie produkować, gdyż 10 Brygada Kawalerii Pancernej w Świętoszowie, mająca Leopardy na uzbrojeniu, jest włączona w niemiecki system zaopatrywania (podobnie będzie prawdopodobnie z kolejną brygadą), to można będzie stwierdzić, że stan techniczny sprzętu pancernego i zabezpieczenie logistyczne w naszych brygadach na Leopardach będzie całkowicie zależał od Niemców. Do tego dodajmy plany wycofywania czołgów T-72, a później zapewne i PT-91 Twardy (gdyż ich możliwości modernizacyjne już się wyczerpały), to okaże się, że z 900 czołgów (na dzień 1 stycznia 2010r.) „zejdziemy” do 250 Leopardów (tj. do około dwóch brygad pancernych), likwidując jedną z trzech brygad pancernych i wszystkie bataliony czołgów w brygadach zmechanizowanych. Tym bardziej, że po dzisiejszej „transakcji” trudno uwierzyć w jakikolwiek nowoczesny projekt polskiego czołgu. Tak, więc dzisiejszy dzień zapoczątkował dalszą redukcję Wojska Polskiego (szczególnie wojsk pancernych) i całkowite uzależnienie stanu pozostałych sił pancernych od obcego państwa. Moje gratulacje!
Piotr Makarewicz
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.