I kto wybuduje obwodnicę?
Jak doskonale wiedzą mieszkańcy Nysy i powiatu nyskiego, miejscowa Platforma Obywatelska od niepamiętnych czasów opiera swoje kampanie wyborcze na obietnicy budowy obwodnicy Nysy. Najpierw wyborcy mogą oglądać bilbordy: „Wybudujemy obwodnicę”. Potem, kiedy mijają kolejne terminy i kiedy minister wpisuje obwodnicę (po raz kolejny) do planu, triumfalnie oznajmiają: „Obwodnica – spełniliśmy obietnicę” – chociaż dalibóg nie ma jeszcze nawet kilometra drogi. Potem obwodnica Nysy zostaje wykreślona z planu, co sprawia, że lokalni platformersi ogłaszają alarm, jadą do ministra, piszą oświadczenia itd. Następnie minister po raz kolejny wpisuje „obwodnicę Nysy” do planu na jakieś odległe lata, co sprawia, że nyska Platforma znów obwieszcza: „spełniliśmy obietnicę”, choć żadnej drogi oczywiście nie ma.
Cały ten wyborczy cyrk trwa kilka politycznych sezonów i obliczony jest na krótką pamięć wyborców. W końcu bowiem los nyskiej obwodnicy – jak i pozostałych dróg i autostrad w nieszczęsnej Polsce – zależny jest od bardzo prozaicznej rzeczy, a mianowicie od pieniędzy. A dlaczego nie ma pieniędzy, chociaż Polska otrzymuje wsparcie unijne na budowę dróg? Ano nie ma, bo koszty budowy polskich autostrad – przy ich standardzie i jakości – są ogromne. W Polsce 1 km autostrady buduje się za 9,6 mln euro, podczas gdy w Niemczech, gdzie koszty robocizny i standard autostrad jest wyższy, koszt 1 km jest niższy o ponad milion euro i wynosi 8,24 mln euro. Tak więc polska administracja pod rządami PO, buduje autostrady o 16,5% drożej niż Niemcy. To znaczy, że za te same pieniądze powstanie u nas o 16,5% mniej dróg niż w Niemczech i w praktyce jest ilustracją stanu rządów w Polsce.
Dysproporcja ta jest wynikiem korupcji, jaka panuje w Polsce. Najpierw urzędnicy odpowiedzialni za przetarg skubną swoje, żeby wygrał ten, co trzeba, potem przymkną oko na brak jakości, niedokładne wykonanie, następnie zatwierdzą „roboty dodatkowe” czy kompletnie niepotrzebne kilometry ekranów i już koszty szybują w niebo. Oczywiście urzędnicy ministerstwa czy Generalnej Dyrekcji nie są tacy głupi, żeby mrużyć oczy za darmo. Z kolei wykonawcy nie są idiotami, żeby jak już raz dadzą łapówę, to potem sobie tego dziesięciokrotnie nie odebrać. I tak to wszystko się toczy, a my potem nie mamy dróg, albo mamy byle jakie.
No i właśnie w piątkowy wieczór dosięgła nas wiadomość, że minister transportu Sławomir Nowak podał się do dymisji, bo prokuratura wystąpiła o uchylenie mu immunitetu z powodu, że nie wpisał do deklaracji majątkowej zegarka za 17 tys. zł. Premier tę dymisję, acz z żalem przyjął, oświadczając jednocześnie, że minister Nowak to cenny urzędnik i zawsze może wrócić jakby prokuraturze nie udało mu się udowodnić nic z tym zegarkiem.
Ze strony premiera ta miłość do partyjnego kolegi jest zapewne godna szacunku, nie wiemy tylko za co on tego Nowaka tak ceni. Może za te kosztowne autostrady, może za bałagan na kolei, ale może to tylko tak po koleżeńsku, bo razem rżnęli w gałę.
Niemniej Sławomir Nowak poleciał, i to wcale nie za przeszacowane autostrady, a za jakiś głupi zegarek. Nawiasem mówiąc, trudno odmówić Nowakowi konsekwencji. Autostrady były drogie i zegarki też. Żadnej taniochy i podróby!
Niespodziewana dymisja ministra transportu oczywiście każe zastanowić się nad tym czy Tusk widząc spadające notowanie nie chce zrobić przyspieszonych wyborów? I pewnie na to wygląda, że ten wariant się przybliża.
Jednocześnie dymisja ministra transportu to dla nyskiej Platformy świetna wiadomość. Obwodnica zapewne nie powstanie, bo finanse państwa leżą w ruinie, ale nie przeszkodzi to w kolejnych wyborach wystąpić z nowymi bilbordami: „Wybudujemy obwodnicę Nysy”. A jakby się kto czepiał, to usłyszy: „My już tę obwodnicę ze Sławkiem załatwili (na zegarek złożył się Społeczny Komitet), a tu nam go odwołali. Ale nic się nie martwcie, zagłosujcie na PO, nasz następny minister też lubi drogie zegarki, luksusowe samochody i kluby go-go.”
Janusz Sanocki
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.