Prof. Rybiński: Banki jak kartele narkotykowe. (z komentarzem)

rybinski

 

Co to za dziedzina wiedzy?  Ma wpływ na miliardy ludzi i na to, czy powstaną, czy też znikną dziesiątki milionów miejsc pracy.

 

 Nazwiska osób zajmujących się tą dziedziną w praktyce są znane na całym świecie, każde zdanie wypowiadane przez nie jest szczegółowo analizowane i komentowane. W ciągu minionych 40 lat teoria i praktyka w tej dziedzinie dokonała kilku gwałtownych zwrotów o 180 stopni, najlepsze praktyki sprzed dekady, za które dawano Nagrody Nobla, zostały odrzucone i przyjęto zasady działania, które były wcześniej wyśmiewane.

Ta dziedzina to oczywiście polityka pieniężna. W latach 60. ubiegłego wieku powszechnie wierzono, że jest silna zależność między inflacją a bezrobociem. Że można doprowadzić do pewnego wzrostu inflacji, dzięki czemu spadnie bezrobocie. Banki centralne stosowały to w praktyce i skończyło się wielką inflacją i wielkim bezrobociem. Potem nadeszła era twardych bankierów centralnych, którzy musieli drastycznie podnieść stopy procentowe i doprowadzić do recesji, żeby gospodarki wyleczyć z inflacji. Kuracja była bardzo bolesna, ale raka inflacji usunięto.

Potem w latach 80. zaczęto w praktyce stosować teorię, która mówiła, że trzeba kontrolować ilość pieniądza w gospodarce, wtedy inflacja będzie stabilna. I banki centralne skupiły się na tym zadaniu. Ale po dekadzie się okazało, że pieniądz sobie, a inflacja sobie, że nie ma trwałej zależności między nimi. I zarzucono tę praktykę. Wtedy pojawiła się kolejna teoria, mówiąca, że banki powinny ogłosić cel inflacyjny i go realizować za pomocą odpowiedniego poziomu stóp procentowych i za pomocą odpowiedniego komunikowania się z rynkami finansowymi. Tak urodziła się polityka bezpośredniego celu inflacyjnego. Banki skupiły się na trzymaniu inflacji blisko celu, a ponieważ była ona niska, bo globalizacja zahamowała wzrost płac w krajach rozwiniętych, banki centralne obniżały stopy procentowe. To doprowadziło do największego w historii boomu kredytowego i do narastania baniek na rynkach aktywów. Ale banki centralne ignorowały gwałtowny wzrost cen aktywów, bo realizowały politykę celu inflacyjnego, a przecież inflacja była blisko celu. Gdy bańki na rynkach aktywów pękły i światowa gospodarka odnotowała pierwszą recesję, pojawiła się kolejna teoria i praktyka polityki pieniężnej, która skupia w sobie patologiczne elementy wszystkich poprzednich.

To polityka zerowych stóp procentowych, drukowania pieniędzy na wielką skalę i kupowania przez banki centralne różnych aktywów za te pieniądze. Po pierwsze, banki centralne znowu wierzą, że przez podniesienie inflacji można zmniejszyć bezrobocie. Po drugie, znowu uważają, że jeśli dodrukują dużo pieniędzy, inflacja wzrośnie. Po trzecie, tym razem zupełnie świadomie kreują bańki spekulacyjne na rynkach aktywów w celu poprawy koniunktury, bo mają nadzieję, że ludzie staną się bardziej optymistyczni i kupią więcej towarów, gdy wzrośnie cena akcji, które mają, lub cena domu, w którym mieszkają. Polityka pieniężna, która skupia w sobie patologie wszystkich poprzednich, prawdopodobnie doprowadzi do katastrofy. Mechanizm tej katastrofy można opisać przez porównanie do narkomana.

Osoba, która od czasu do czasu na imprezie zapali skręta, prawdopodobnie może z tego zrezygnować bez większego problemu. Ale osoba, która zaczyna dzień od wciągnięcia ścieżki lub dania sobie w kanał, nie jest w stanie funkcjonować bez narkotyków. Co więcej, jest gotowa popełnić przestępstwo, żeby tylko je dostać.

Dla sektora finansowego takim narkotykiem są niskie stopy procentowe, które na początku były jak skręt, a potem spadły do poziomu zerowego i stały się potężną dawką heroiny. A banki centralne, zamiast zacząć stopniowy odwyk, podają sektorowi finansowemu dawki, które dla niektórych mogą się okazać śmiertelne. Zresztą jeden narkoman, Lehman Brothers, już zszedł po przedawkowaniu. A dawki narkotyku, które przyjmował Lehman, były niewielkie w porównaniu z działkami, które za darmo dostają obecnie instytucje finansowe od banków centralnych.

Dlatego w momencie gdy Fed planuje ograniczyć rozdawanie darmowych działek narkotyku, podnosi się tak straszny krzyk. To krzyk przerażonych, uzależnionych od niskich stóp procentowych banksterów, którzy obawiają się głodu. Ale im dłużej odkłada się kurację, tym większe ryzyko zgonu narkomana. Tylko muszą to zrozumieć bossowie narkotykowi, czyli banki centralne w krajach rozwiniętych.

Prof. Krzysztof Rybiński

Artykuł z Dziennika Gazeta Prawna

http://forsal.pl/artykuly/728319,rybinski-banki-jak-kartele-narkotykowe.html

 

KOMENTARZ – Jacek Andrzej Rossakiewicz

Artykuł prof. Rybińskiego w zwięzły sposób opisuje fakty, ale brakuje w nim bardziej precyzyjnej ich analizy i uzasadnienia twierdzeń. Jest to oczywiście dopuszczalne w artykule prasowym, który ze swej natury nie wnika we wszystkie zależności i opiera się na sądach syntetycznych. Mój komentarz do artykułu może nieco uzupełnić ten naturalny – w opracowaniu syntetycznym – brak.

Potrzebne jest przede wszystkim wprowadzenie rozróżnienia pomiędzy inflacją a wzrostem cen, gdyż nie każdy wzrost cen jest skutkiem inflacji, czasami jest to skutek likwidacji deflacji. Potrzebne są także inne precyzyjne  rozróżnienia, które będą się pojawiały w komentarzu po kolei, według potrzeby.

Dopuszczenie do inflacji, czyli do rzekomo „nadmiernego” dodruku pieniądza ma sens ekonomiczny tylko wtedy kiedy na rynku panuje deflacja i uniemożliwia wzrost gospodarczy. Dawniej ten kryzys nazywano „nadprodukcją”, później „przegrzaniem gospodarki”. Dzisiaj wiemy, iż jest to kryzys związany ze zbyt małą ilością pieniądza w społeczeństwie i/lub z jego skrajnie nieproporcjonalnym rozkładem wśród ludzi.  Wyrównanie tych różnic poprzez emisję pieniędzy siłą rzeczy prowadzi do wzrostu ilości pieniądza na rynku, bowiem ludzie ubodzy kiedy otrzymają (zarobią) pieniądze od razu wydają je na konsumpcję, a nie „trzymają w skarpecie na gorsze czasy”. Ten przypływ gotówki może wyprzedzić wzrost gospodarczy jaki wynika z rozpoczętych, ale nie zakończonych jeszcze inwestycji. W przypadku takiego interwencjonizmu potrzebna jest zatem – oprócz efektywnej pracy – cierpliwość  i konsekwencja.

Polityka pieniężna uzdrawiająca deflację – prowadzi do osłabienia zbyt silnego pieniądza i często  właśnie  do wzrostu cen. Spadek wartości pieniądza (wywindowanej poprzednio w górę poprzez deflację) nie podoba się prywatnym, wpływowym choć stanowiącym bardzo wąska grupę społeczną bankierom, którzy wolą silny pieniądz od silnej gospodarki . Przywrócenie wartości pieniądzom poprzez windowanie stóp procentowych i sciąganie pieniędzy z rynku do banku – to ich strategia, a fakt, iż wprowadzają przy tym recesję mało ich obchodzi. W efekcie „twardzi bankierzy centralni” nie tyle „usuwają raka inflacji” – jak napisał prof. Rybiński – ile wprowadzają ponownie do organizmu gospodarczego: raka deflacji. Oczywistymi objawami tego raka jest ‘trudny pieniądz”, bezrobocie i widmo recesji.

Niezależność inflacji od ilości pieniądza z lat 80. wynikała z kompletnego zamieszania jakie wprowadziła dominacja kreacji oprocentowanych długów przez bankierów prywatnych. Pieniądz był w bankach jednocześnie: 1. przetrzymywany – do czego zachęcały podwyższone stopy procentowe,  i 2. kreowany w postaci kredytowych oprocentowanych długów. Nadmierna akcja kredytowa rodziła inflację. Wstrzymanie tej akcji i spłata odsetek wprowadzała widmo deflacji i recesji . Serie kredytowych hoss i bess następowały po sobie, co nazywano „realizacją celu inflacyjnego” a później „restrykcyjną polityką finansową”.  (Różny poziom jej restrykcyjności posłużył do opisywania decydentów z FED i NBP  jako „jastrzębi” lub „gołębi”). Dominacja kreacji pieniądza poprzez stopy procentowe i cząstkową rezerwę bankową – oderwała pieniądz od gospodarki realnej i oddała go na usługi spekulacji finansowej, której triumfem było doprowadzenia do kryzysu finansowego z roku 2008 i przejmowania mniejszych banków przez bankowych potentatów. (np. doprowadzenie do upadłości i przejęcie za bezcen Banku Lehman Brothers przez bank Morgana).

Obecna sytuacja jest kształtowana całkowicie dowolnie przez oligarchią finansową, a rzesze użytkowników pieniędzy nie mają o polityce monetarnej najmniejszego pojęcia i nie jest to dziwne bowiem w świecie finansów nie ma żadnych zasad oprócz samowoli i chciwości decydentów. Ale ludzie powszechnie chcą wierzyć  w odpowiedzialność  i dobre intencje władzy (także tej finansowej) – bo to zapewnia im zdrowy sen.

To złudzenie – dzisiaj nazbyt częste – zapewne pryśnie z czasem na skutek coraz większego ucisku finansowego. Wówczas wszelkie narzucone deflacją zobowiązania kredytowe zostaną anulowane, a nowy system finansowy, jeżeli w ogóle powstanie – będzie systemem bezodsetkowym, opartym na zasadzie emisji pełnowartościowego pieniądza odzwierciedlającego stan  gospodarki realnej. Zamiast parytetu „zdolności kredytowej”, oprocentowanego długu i skrajnych, bezzasadnych nierówności majątkowych  – wprowadzimy gospodarczy parytet pieniądza: wynagrodzenie za pracę, dzielenie się pracą i równomierne zaspokajanie potrzeb ludzkich. Taka polityka monetarna będzie sprzyjała powstawaniu wśród ludzi postawy etycznej  opartej na więzi społecznej, zamiast na konkurencji i rywalizacji. Będzie to początek nowej cywilizacji ludzkości, opartej na wartościach duchowych. A ludzie przepełnieni duchem, z czasem, nie będą potrzebowali pieniądza, aby dzielić się, i obdarzać się dobrem.

Comments

  1. Klub Inteligencji Polskiej says:

    Zdecydowanie, zbyt rzadko możemy zapoznać sie z dwugłosem w tak istotnej sprawie. Karmieni w mediach wizerunkami tępych celebrytów, ktorzy zaprzedali prawdę panującej władzy, jesteśmy zdezorientowani, nieswiadomi zagrozeń, niczym te ryby w mętnej wodzie, skazani na złodziejskie decyzje panujących. Oni dobrze wiedzą, że ta telewizyjna paplanina, te pozorne ruchy prezesa Belki, to zwykła ściema, bowiem podjęte w przeszłości decyzje finansowe, zgoda naszego rzadu na okłamywanie nas, prowadzi pochyłą droą na dno, z którego długo będziemy wygrzebywać się, oddając pozostałości w obce ręce.
    TP

Wypowiedz się