Jakie mamy państwo, a jakie powinno być?
Adam Zawrat.
“Freedom” w artykule„Nowa wizja państwa: ORGANIZACJA WŁADZY w państwie”, zachęca do dyskusji w zakresie sposobu stosowania przez nasze władze w stosunku do swoich obywateli. Już od samego początku trzeba zgodzić się z autorem, bowiem jak pisze- „Nie żyjemy w średniowieczu, żebyśmy musieli być we własnym kraju poddanymi jakiejś „władzy”. Nie po to wybieramy swoich przedstawicieli żeby nami rządzili – tylko żeby nam SŁUŻYLI… …żeby nam służyli zarządzając naszym krajem wg naszej woli, a nie rządząc nami wg własnego „widzimisię”- Pragnę jednak zauważyć, że dziwnym zwyczajem, tak myślą wszyscy wyborcy, natomiast wybrani, wbrew obietnicom od pierwszego dnia po wyborach, gdy jeszcze wiszą plakaty reklamujące ich troskę o ludzi, natychmiast przystępują do rządzenia i URZĄDZANIA SIĘ. Odrzucili daleko w kąt 21 postulatów Solidarności, przyjęli postawę arystokratycznych liberałów i tylko słoma z butów przypomina im, że to wszystko zawdzięczają nocom przespanym na styropianie. Dziś z pozycji prezydenta, premiera, marszałka zaciera się obraz potęgującej się nieprawości i niesprawiedliwości, ale przecież oni taką przyszłość sobie wywalczyli. Tak sobie, a nie ludziom.
Elity polityczne przy tzw. Okrągłym Stole, nie zastanawiały się przecież nad zmianą stylu sprawowania władzy, a jedynie na PRZEJĘCIU WŁADZY i dlatego nie stało się nic nadzwyczajnego, bowiem sekretarza w gminie zastąpił wójt, a w stolicy pozostał premier z jeszcze większymi uprawnieniami. Mamy przecież DYKTATORA-PREMIERA. Czy można inaczej określić człowieka, od którego dziś zależy wszystko. Dziś, aby być parlamentarzystą, ministrem, szefem dużej spółki skarbu państwa, szefem NBP, szefem najważniejszych i ważnych instytucji w państwie, nadzorować media, czy nawet tylko być zwykłym dziennikarzem, Prokuratorem Generalnym, prezesem sądu, a wkrótce i zarządzać organami kontrolnymi w kraju- trzeba być posłuszny woli jednego człowieka. On poprzez osobisty dobór spycha kraj nad przepaść gospodarczą, doprowadził do dezorganizacji obronności kraju, obniżył bezpieczeństwo wewnętrzne i pozbawił nas poczucia bezpieczeństwa w domach i na ulicach oraz spowodował utratę wiary w możliwą sprawiedliwość.
Każdy kolejny rok ustawia nas w roli coraz bardziej biernego obserwatora, a wszechwładna propaganda zmusza społeczeństwo do wyzbycia się logicznego myślenia i bezwarunkowego uwierzenia w kolejne wizje i reformy premiera i jego natchnionych ministrów. Przez kilka lat mamieni byliśmy „zielona wyspą” , której kolejnym wcieleniem mają być „konieczne dla przyszłości naginanie prawa” . Można odnieść wrażenie, że prawo jest ustanowione w tym celu, by je tylko odpowiednio interpretować lub po prostu łamać.
Jeżeli bowiem premier namawia do bojkotu referendum w sprawie pani prezydent stolicy, to jego stosunek do konstytucji, wolności słowa i przekonań jest zwykłą manipulacją i przedkładanie interesu partyjnego i prywatnego ponad sprawy państwa i regionu. Trzeba bowiem być ślepcem, by nie widzieć wieloletniego marnotrawstwa, jakie uprawiane jest w Warszawie przez nieudolną ekipę pani HGW. Bawolej skóry by zabrakło, by wymienić te wszystkie nieprzemyślane i zbyt drogie inwestycje. Przecież nikt nie kazał budowy metra pod dnem Wisły, tym bardziej, że skomplikowane warunki geologiczne nakazywały daleko posunięta ostrożność. Nie można zbyć naprędce zorganizowaną o świcie konferencją prasową rocznego opóźnienia w budowie i nie rozliczając się z mieszkańcami rozmiarem strat spowodowanych katastrofą budowlaną. A przecież cały świat w takiej sytuacji wybiera przeprawę mostową, która oprócz metra mogłyby jeszcze wykorzystać inne środki lokomocji. Do referendum trzeba iść, trzeba iść tłumnie, by nie tylko odwołać osobę sprzyjającą jedynie swoim partyjnym kolegom, ale by jednocześnie wyrazić swój sprzeciw wobec tej całej obecnej polityki.
W referendum zdecydujemy też, czy chcemy układu politycznego, który sprzyja zacieraniu pamięci o prawdziwych wydarzeniach na Wołyniu i Podolu, czy bliżej jest nam do „prawdy” głoszonej przez zwolenników UPA, czy tragedia polskiego narodu na Kresach Wschodnich to było LUDOBÓJSTWO, czy tylko jakaś tam „ czystka”. Czy chcemy budować stosunki z sąsiadami na podstawie prawdy, czy też dla dobra UE jesteśmy gotowi zatracić pamięć tylko dlatego, że wymordowani obywatela na Kresach w większości byli Polakami? Jeżeli prawdy / i słusznie / domagamy się od Rosji, to dlaczego ta prawda ma być inna na Wołyniu? Zadziwiające jest i wprost niewiarygodne, że ukraińscy deputowaniu w liście do pani marszałek Kopacz piszą o ludobójstwie, a polski parlament mówi prawie, że nic się nie stało, ot była jakaś czystka. Z pewnością ta uchwała nie jest w interesie na wszystkich.
Trudno również pogodzić się z akceptacją nagminnego łamania prawa poprzez fakty dokonane. Z jednej strony głosimy na cały świat, że jesteśmy państwem demokratycznym, a jednocześnie bezkarnie łamane są podstawowe prawa jego obywateli, a władza z rozbrajającą szczerością w mediach twierdzi, że to wszystko jest dla naszego dobra w imię świetlanej przyszłości przyszłych pokoleń. Ten nieustanny bełkot przyprawia już o mdłości, a jedynie nasi wybrańcy nie zauważają tego i dalej kontynuują swoje manipulacje. Na szczęście zaczynamy kawałkami / poprzez kolejne referenda / rozbijać tę mafijną fasadę sprawowania rządów.
To tylko rządzący ciągle nam wmawiają, że nie mamy innego wyjścia, by podporządkowani panu dyktatorowi parlamentarzyści dalej dokonywali na naszych oczach wybiórczego traktowania konstytucji. Poprzez kolejne uchwały szczegółowe dokonuje się bowiem, zmiany znaczenia i funkcjonowania zasady ogólnej. Mimo, że mamy w konstytucji zapisane wiele praw, których de facto nie posiadamy, to ciągle uchwalane nowelizacje ustaw odbierają nam je bezpowrotnie, a zapis ustawy zasadniczej pozostaje nic nie znaczącym dokumentem. Uchwalane paragrafy ustawowe posiadają takie zapisy, że ich interpretacja zawsze jest korzystna dla silniejszego lub państwa. Bezprawne niszczenie obywateli odbywa się codziennie, na oczach społeczeństwa i przy pełnej bierności władzy i tzw. „niezależnych instytucji praworządności”.
Sytuacja oczywiście jest nienormalna, to jest chory, obleśny i mafijny system, z którym w wszystkich zakątkach naszego kraju walczą w pojedynkę „JUDYMOWIE”, w przeświadczeniu, że musi przyjść kres tej nienormalnej i szkodliwej dla państwa sytuacji. Niektóre media, a przede wszystkim Internet obrazuje nam te sytuacje przy, czytaniu których nóż w kieszeni się otwiera. To wszystko widzimy i o tym słyszymy i oprócz zabrania głosu wydajemy się być pozbawieni możliwości wpływania na bieg wydarzeń. Podobnie zachowują się decydenci i odpowiedzialni. Udają, że coś robią, a w rzeczywistości ich te sprawy nie obchodzą. Oni bowiem stoją na straży systemu, a system mimo że wylewa się to bezprawie, jest ostoją ich panowania. Niby wybraliśmy Prokuratora Generalnego, niby miał patrzeć na ręce władzy, a najczęściej dogląda, by tej władzy włos z głowy nie spadł. Mimo, że wszystko do niego dociera, spokojnie odlicza dni do zakończenia swojej kadencji. Tak jest w całej RP. Złego ministra zastępuje jeszcze gorszy, obcego szefa NIK-u zastąpi swój, nieodpowiedzialnych urzędników w stołecznym ratuszu zastąpią gorsi, bowiem najlepsi byli na początku kadencji, a przed opinią publiczna będzie dalej trwała maskarada ogłupiania mas.
W imię tzw. prawa obecna władza zapominając, że ciągle istnieje z naszego nadania, weszła w buty folwarcznego zarządcy i realizując wytyczne głównego dyktatora, zupełnie zapomniała o swojej służebności, natomiast forsuje bez zastanowienia model, w którym to my obywatele podlegamy władzy, a ona może z nami zrobić wszystko co zechce, zwiększając nam wiek emerytalny, wydłużając dzień pracy, zwiększając podatki, pozbawiając praw nabytych. Jednym słowem nie mamy żadnych praw, które by nas chroniły, mamy coraz to nowe obowiązki i powinności, a przede wszystkim, nie ma takich spraw, które władza poprzez uchwały nie mogłaby nam narzucić. Do tego potrzebna jest tylko większość głosów w sejmie i wola dyktatora.
Takie relacje mogły zaistnieć, ponieważ w czasie transformacji chodziło tylko o wymianę elit, zastąpienie jednych drugimi, przy bezbolesnym pozbawieniu władzy poprzedników. I ta karuzela cyklicznej podmiany ciągle trwa. Gracze pozostają zazwyczaj ci sami, a jedynie czasem liderzy zmieniają się przy korycie, lub zmieniają swoje przynależności. Można powiedzieć, że „ten kraj tak ma”. Niby są wybory, a ciągle jakby w wyreżyserowanym widowisku, mimo pewnych drobnych korekt, Polską rządzi ta sama opcja polityczna. W kraju nikt nikogo nie kontroluje i nie rozlicza, a praw i zwyczaje są tak ustalane, by najlepiej żyło się wszelkiej maści cwaniakom i pospolitym przestępcom. Wybuchające co pewien czas afery są doskonale rozpuszczane przez mydlane media, a kolejno preparowane NEWSY zagłuszają rzeczywistość.
Rządzący ciągle wmawiają nam, że wynik wyborczy daje im prawo do wszystkiego. Szef wygrywającej wybory partii spowodował, że wszelka władza / poza kościelną / należy do niego. Prokurator Generalny zamiast kontrolować prezydenta, premiera czuje się dłużnikiem zatrudnienia go na stanowisku. Podobnie widzimy z całym systemem sądowniczym, w którym korporacyjne zwyczaje, osłona swoich członków i pełna ignorancja wobec prawa i obywateli na dobre zagościły w obecnym systemie.
Mijają miesiące i lata, a rządzącym wydaje się, że stworzyli raj na ziemi / dla kogo? / i w tym systemie już nic się nie da zrobić. Elity nie dopuszczają do siebie, że są służbą publiczną i jako nasi przedstawiciele podlegają nam-wyborcom i nie mogą chować się za immunitetami, ale z racji zaufania jakim ich obdarzyliśmy, ponoszą dodatkową odpowiedzialność za swoje postępowanie z racji pełnienia odpowiedzialnych funkcji. Tak, jak ich wybraliśmy, tak i musimy mieć prawo do ich odwołania z zajmowanych stanowisk. Jeżeli jeszcze nie ma takiego praw, to należy je uchwalić. Czas skończyć z partyjną osłoną i nawoływaniem do bojkotu wyborów przez premiera, bowiem stanowiska nie są dziedziczne, a wybory to nie wyrok skazujący nas na trwanie do końca kadencji przy nieudolnych rządach. Już sam sygnał w sondażach opinii publicznej wskazujący na poparcie poniżej 50 % powinien być sygnałem do podania się do dymisji. Niedopuszczalne jest, by prezydent Warszawy przy tak miernym poparciu skazywała nas wszystkich na dodatkowe straty, tylko dlatego, że dyletanctwo nie pozwoliło na przyzwoitą służbę wobec mieszkańców stolicy. Tylko chory i niezdrowy układ może pozwalać, by osoba, której nie akceptuje ponad połowa społeczeństwa była nadal przedstawicielem takiego społeczeństwa.
Pójściem do referendum możemy przybliżyć zakończenie takich praktyk i zwyczajów. Nie jest prawdą, że nie można tego zmienić. To tylko obecnym elitom ciągle wydaje się, że nie jesteśmy w stanie funkcjonować w państwie uczciwym i sprawiedliwym opierającym swoje postępowanie na zapisach konstytucji. To im jest wygodnie, by panowała świadomość dalszej niemożności, by przymykając oko na korupcję i bezprawie załatwiać swoje i obce interesy.
To im nie odpowiadają poniższe założenia. Bez usunięcia ich od władzy to możliwe ciągle będzie niemożliwym.
A przecież potrzeba tak niewiele aby poniższe zasady stały się powszechne:
- 1. Intencją prawa jest zagwarantowanie uczciwości i dobrowolności w relacjach między ludźmi.
2. Uczciwość zawsze ma prawo po swojej stronie. Kto postępuje uczciwie zawsze jest chroniony przez prawo.
3. To uczciwość ma popłacać i być nagradzana – a nieuczciwość potępiana i karana.
4. Dobrowolność relacji między ludźmi oznacza, że nikt nie może nikomu uczynić nic wbrew jego woli. Dobrowolność opiera się na uczciwości – a tym samym jakakolwiek nieuczciwość (oszustwo, podstęp, manipulacja, wprowadzenie w błąd, niedopowiedzenie, zatajenie, itp. Nieuczciwe praktyki) wyklucza dobrowolność.
5. Intencją kary jest aby była większa i dotkliwsza, niż potencjalna korzyść z występku. Niedopuszczalne jest aby występek czy nieuczciwość – nawet po ukaraniu – nadal się opłacały.
Adam Zawrat.
Czytając artykuły blogera o nicku “Freedom” trzeba zachowywać daleko posuniętą ostrożność, bowiem bloger ten wyznaje typowo liberalne poglądy, ale przedstawia je jako antidotum na wadliwy system społeczny panujący obecnie. W cytowanym artykule występuje to pod pojęciem dobrowolności i brzmi przekonywująco. Jednak w tradycji liberalnej: dobrowolność zostala związana z pojęciem utylitaryzmu i zasadą “wolności zawierania umów” – w tym szczególnie tych, opartych na lichwie, w których zasadą jest wykorzystywanie niekorzystnego położenia jednej ze stron, a nie dobrowolność.
Freedom jest zwolennikiem takiego pojmowania “wolności” , które ma więcej wspólnego z samowolą i dowolnością, niż z wolnością. W innych swoich artykułach np. o ekonomii i o pieniądzu, namawia do “powrotu do normalności” czyli do stosowania lichwy. Jest zwolennikiem klasycznych tez liberalizmu: “czas to pieniądz” oraz twierdzenia, że “pieniądze pracują”. Stara sie także wykorzenić pozytywne aspekty emisji pieniądza utożsamiając ją z podatkiem inflacyjnym ew. z kradzieżą. Nie potrafi – lub nie chce – odzielić prywatnej bankowej kreacji pieniądza od emisji pieniądza opartej na parytecie gospodarczym, będącej odzwierciedleniem wzrostu społeczeństwa i jego sił wytwórczych, która jest realizowana dla dobra powszechnego.
(Jacek A. Rossakiewicz)