Przez wiele lat naszej historii pozycja Polski na arenie międzynarodowej była wyznaczana przez nasze decyzje polityczne korzeniami tkwiące nie w doraźnych korzyściach, ale… moralności. Nasze gesty wobec najsłabszych, umiejętność postawienia sprawy na ostrzu noża czyniła nas mocarstwem. Przede wszystkim w wymiarze moralnym właśnie. A więc wymiarze ponadczasowym.
Oto Imperium Otomańskie na wszystkich swoich uroczystościach, w czasach naszych zaborów, kiedy powstańcy ginęli w skazanych na porażkę porywach patriotycznych, walkach o niepodległość w zaborach austriackim, pruskim i rosyjskim, miało miejsce na posła z Polski. I mistrz ceremonii donośnym głosem oświadczał, że „poseł Lechistanu nie przybył”. Oto na koronację największego cesarza w Afryce, Abisyńczyka Hajle Sellasie I, wśród przedstawicieli europejskich mocarstw z lat 20. i 30. pojawia się zaproszony dyplomata z kraju, który dopiero odzyskał niepodległość i ledwie zaczął walczyć o swoją pozycję w Europie, hr. Dzieduszycki, stojący na koronacyjnych zdjęciach w pierwszym szeregu. Dzisiaj na takie piękne gesty nie możemy już liczyć, bo zapomnieliśmy o tych, którzy walczą o wolność i zachowanie swojej tożsamości.
Rząd Tuska wybrał pozycję „na kolanach” i z tych kolan rozmawia z państwami, które w ciągu dekady będą odpowiadać przed Radą Bezpieczeństwa ONZ za zbrodnie ludobójstwa dokonywane z zimną krwią na narodach do niedawna niepodległych. Dlaczego? To miraż niewielkich zysków, które w imieniu Polski chcą uzyskać w handlu międzynarodowym choćby.
Bezdusznie przyglądaliśmy się, jak rząd Chin pacyfikował Tybet, zabijając ludność cywilną i niszcząc klasztory tybetańskie, choćby w taki sposób, że obcinał tysiącom tybetańskim mnichów kciuk i palec wskazujący, żeby ci nie mogli odmawiać swoich buddyjskich różańców. To wszystko w ramach walki ideologicznej.
Bezdusznie przyglądaliśmy się jak rząd Turcji eksterminuje wielomilionowy naród Kurdów, którzy – wbrew opiniom dziennikarzy TVN i TVP – nie walczyli o niepodległość, lecz możliwość używania swojego języka we własnym kraju.
Teraz Donald Tusk i Radosław Sikorski w naszym imieniu godzą się na eksterminację dokonywaną na narodach arabskich przez Izrael, któremu marzy się – już całkiem otwarcie – powrót do sytuacji z czasów starożytnych, kiedy na Bliskim Wschodzie była tylko jedna religia i jeden naród. Oczywiście ten wybrany.
Żaden z tych poddańczych gestów nie przełożył się na naszą pozycję w międzynarodowym handlu. Nic dziwnego – z pozycji kolan nie można mówić o partnerstwie, ale co najwyżej oczekiwać na jałmużnę.
Jakże brakuje polityków, którzy – tak jak to zrobił nieżyjący prezydent Lech Kaczyński w Gruzji – potrafią postawić się silniejszym tylko dla zasad i sprawiedliwości.
Obecne władze są gwarancją na to, że o moralności w wielkiej polityce możemy zapomnieć na pokolenia. Na pokolenia możemy zapomnieć również – jako naród – o tym, że będziemy szanowani przez inne narody. Wielcy tego świata co najwyżej dyskretnie o nas pomilczą.
Tags: etiopia, Izrael, moralność, polityka, polska, sikorski, turcja, tusk, zbrodnie wojenne
Napisane przez: Pawel Pietkun |
Wypowiedz się
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.