„Żadnych złudzeń, panowie!”. To przesłanie skierowane do Polaków przez cara Aleksandra II znów staje się aktualne, w związku z radykalnie zmieniającym się na naszą niekorzyść otoczeniem geopolitycznym.
Istotę tej fatalnej zmiany wyznaczają: strategiczna reorientacja Waszyngtonu na Pacyfik, spowodowana wzrostem potęgi Chin (przyspieszająca słabnięcie NATO), amerykańsko-rosyjski reset i współpraca energetyczna, oraz pogłębiająca się dekompozycja Unii Europejskiej przy jednoczesnym wzroście znaczenia Niemiec, połączonym z zacieśnieniem ich więzi z Rosją. Jeśli powyższe procesy będą postępować (a wszystko wskazuje na to, że tak będzie) nastąpi poważna rekonfiguracja ładu międzynarodowego. Dla Polski i państw dawnego imperium sowieckiego oznaczać to może – w pesymistycznym, ale prawdopodobnym scenariuszu – perspektywę Nowej Jałty. Podmiotowe aspiracje tych państw podporządkowane zostaną interesom krajów decydujących o porządku światowym z jednoczesną zmianą sojuszy, pozbawiającą Polskę oparcia w którejkolwiek z globalnych potęg.
Po ponad dwudziestu latach dobiegła zatem końca korzystna dla Polski pauza geopolityczna[1], podczas której wielu obserwatorom wydawało się, że nieubłagane prawa geopolityki zostały pokonane i nigdy nie powrócą. Iluzja była osadzona w spektakularnej supremacji USA oraz gospodarczej sile współpracującej w ramach Unii Europejskiej Europy Zachodniej. Od kiedy Niemcy, a wcześniej Prusy stały się silniejszym od Rzeczypospolitej aktorem, państwo polskie miało małe pole manewru geopolitycznego ze względu na położenie pomiędzy silniejszymi Niemcami i Rosją. Po 1989 r. Polska nie skorzystała z nadarzającej się okazji na zmianę układu sił w regionie Europy Środkowo-Wschodniej na tyle, by zneutralizować zagrożenie niekorzystnego dla nas zacieśnienia opartej o realne interesy współpracy niemiecko-rosyjskiej oraz amerykańsko-rosyjskiej. Jakkolwiek tę unikalną szansę zmarnowano, wciąż nie jest za późno, aby zbudować polską podmiotowość. Dziś sytuacja jest jednak o tyle gorsza, że – ponieważ miarą prawdziwej polityki jest bycie przygotowanym na wszystkie scenariusze – musimy liczyć się z rychłym nadejściem epoki postnatowskiej i postunijnej. Spróbujmy przeanalizować – z konieczności przyczynkowo – wpływ kluczowych graczy na arenie międzynarodowej na geopolityczne położenie Polski i zastanowić się nad polem manewru w powstającym nowym układzie sił.
Presja Chin i zmiana priorytetów Ameryki
W ciągu kilku ostatnich lat przywódcy amerykańscy przewartościowali swoje cele strategiczne, czego konsekwencją jest formujący się nowy, niekorzystny dla Polski, układ międzynarodowy z USA i Rosją jako sojusznikami. W XXI w. naprzeciw globalnego hegemona zaczął bowiem wyrastać potężny chiński konkurent i, począwszy od jesieni 2011 r., Stany Zjednoczone zmieniały dotychczasowy kurs w polityce zagranicznej. Ogłoszona w styczniu 2012 r. nowa strategia obronna[2] dokonała reorientacji na Zachodni Pacyfik w celu podjęcia rywalizacji z Chinami[3]. Przywódcy Państwa Środka po 2008 r. zakwestionowali hegemonię amerykańską w kluczowym dla gospodarki światowej regionie Azji Południowo-Wschodniej[4]. I to zarówno w wymiarze militarnym – poprzez rozbudowę zdolności morskich oraz zakwestionowanie zdolności skutecznej projekcji siły US Navy na Zachodnim Pacyfiku, jak i poprzez umiejętną rozgrywkę dyplomatyczno-gospodarczą. Ta ostatnia obliczona jest na podsycanie braku zaufania do słabnącego dolara jako waluty rozliczeniowej i rezerwowej świata poprzez podnoszenie alarmu związanego z drukowaniem przez Amerykanów waluty w celu ratowania gospodarki (quantitative easing). Co do rozgrywki wojskowej, obecnie analitycy amerykańscy oceniają, iż zdolności marynarki wojennej i sił rakietowych (tzw. II Korpus Artylerii)[5] Chin powodują, że Państwo Środka wygra w krótkim czasie konwencjonalną wojnę z USA, toczącą się w obrębie pierwszego łańcucha wysp (Riukiu, Tajwan, Luzon, Filipiny)[6], skutecznie eliminując możliwość amerykańskiej projekcji siły na tych akwenach. Wzbudza to uzasadniony niepokój sojuszników USA w regionie[7]. Wypchnięcie USA z Azji Południowo-Wschodniej i utrata kontroli nad tamtejszymi szlakami morskimi oznaczać będzie koniec globalnej hegemonii.
Amerykanie czują się najbardziej zagrożeni chińskim oddziaływaniem gospodarczym na otoczenie regionalne oraz możliwością zastąpienia dolara jako waluty rezerwowej i rozliczeniowej świata. Stąd nowa doktryna obronna poparta energiczną akcją dyplomatyczną w regionie w latach 2011–2012. Ta ostatnia miała przekonać partnerów amerykańskich w Azji, że USA są wciąż silne i stanowią filar bezpieczeństwa dla tych państw regionu, którym zagraża presja Chin, oraz że istnieje alternatywa wobec porządków chińskich, jaką jest handlowa strefa trans pacyficzna, gwarantowana przez Waszyngton. Skutkiem tej reorientacji jest m.in. wycofanie z Europy Środkowej i Wschodniej. Pierwsze sygnały zmiany stały się widoczne w roku 2009 (sprawa tarczy antyrakietowej oraz reset z Rosją). W styczniu 2012 r. sekretarz obrony Leon Panetta poinformował o wycofaniu ze Starego Kontynentu i rozwiązaniu dwóch z czterech stacjonujących tu brygad bojowych US Army oraz wezwał Europę do wzięcia odpowiedzialności za swoje militarne bezpieczeństwo. Administracja Baracka Obamy swoim postępowaniem wysyła sygnały (również do Polski), iż aktualny rozwój sytuacji w Europie, w tym zmiana układu sił w niej zachodząca, nie zagraża globalnej supremacji USA, w związku z czym Ameryka nie chce zużywać swoich zasobów na przeciwdziałanie tym zmianom. Założeniem tej polityki jest pozostawienie spraw do rozwiązania regionalnym graczom, tak ażeby każdy układ regionalny reprodukował się samodzielnie, co pozwoli skierować część energii słabnącej Ameryki do poważniejszych wyzwań. Wydaje się, że przeżywający kryzys hegemon akceptuje rosnące znaczenie Niemiec w Europie oraz zacieśniającą się (polityczną, gospodarczą i wojskową) współpracę Berlina z Moskwą, gdyż na tym etapie nie zagraża to USA, oraz, co równie ważne, poszerza amerykańskie pole manewru w nadchodzącej potencjalnej konfrontacji z Chinami, w której w szczególności Rosja będzie musiała odegrać kluczową rolę.
To właśnie wyzwanie chińskie jest solidnym fundamentem forsowanego przez elity amerykańskie resetu z Rosją. Pekin został uznany przez Waszyngton za konkurenta i słabnące supermocarstwo koncentruje siły do zbliżającej się konfrontacji. Jakiekolwiek ewentualne przesilenie, czy to w wymiarze gospodarczym poprzez zastosowanie taryf celnych chroniących przemysł USA i zmuszenie Chin do aprecjacji juana, czy to konflikt zbrojny, wymagało będzie pozyskania Rosji jako sojusznika przeciw Państwu Środka. Amerykanie zdają sobie również sprawę, że Chiny potrzebują dla swojego dynamicznego rozwoju dostępu do surowców. W związku z tym przeciągnięcie Rosji na swoją stronę osłabi rozwój konkurenta, co również wpisuje się w prowadzoną już jawnie od stycznia 2012 r. amerykańską politykę strategicznego powstrzymywania wpływów chińskich. Z drugiej strony, rosnąca potęga Chin u granic Rosji może wpływać ograniczająco na możliwości rosyjskiej ekspansji w kierunku zachodnim, a strategiczne, ogłoszone kilka miesięcy temu, chińskie zainteresowanie Polską zwiększyć może nasz potencjał międzynarodowy. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że choć możliwość bycia partnerem strategicznym Chin w Europie może być (zwłaszcza krótkoterminowo) atutem, to jednak rodzi niebezpieczeństwo bycia uznanym za konia trojańskiego Pekinu w przypadku eskalacji rywalizacji zachodnio-chińskiej.
Wzrost znaczenia Rosji
Mimo że Rosję wciąż trapią permanentne słabości[8], niepozwalające uczynić z kraju potęgi gospodarczej, to od czasu przejęcia władzy przez Władimira Putina wschodni sąsiad ustabilizował sytuację wewnętrzną, wzmocnił państwo i wykorzystując przede wszystkim surowce energetyczne, prowadzi przynoszącą efekty politykę zagraniczną, ukierunkowaną na odbudowanie strefy wpływów. Próby zrozumienia historii Rosji i powodów jej ekspansji były tak w przeszłości, jak i obecnie przedmiotem rozlicznych analiz i teorii. Wydaje się, że w praktyce sprawdziło się jedynie podejście oparte o założenia klasycznej geopolityki, zgodnie z którą głównym powodem, dla którego Moskwa od kilkuset lat prowadzi politykę imperialną, jest geografia. Otóż położenie Rosji powoduje, że jest ona mocarstwem lądowym[9], które na zachodzie i południu nie ma dla swoich stref wpływów oparcia o naturalne granice i nieustannie próbuje je „poprawiać” lub tworzyć uzależnione od siebie „bufory”. Powyższa logika ma charakter uniwersalny i dotyczy wszystkich dużych państw mających wystarczające zasoby do ekspansji, a przejawia się w politycznym lub gospodarczym podporządkowaniu sąsiadów. Logika ta wzmacniana jest czynnikami gospodarczymi, gdyż duży podmiot z dużym rynkiem i dużą podażą mocy kapitałowej i ludzkiej, oraz, dodatkowo, jak w przypadku Rosji, zasobami energii oraz potężnymi siłami zbrojnymi, łatwiej uzależnia słabszych sąsiadów.
Imperializm rosyjski nie wynika więc z ideologii ekipy rządzącej czy ustroju politycznego, lecz jest na stałe wpisany w utrwalony przez stulecia charakter tego państwa. Ekspansja na zachód będzie trwała zawsze, o ile potencjał Rosji będzie na to pozwalał, i mitygowana będzie ona jedynie siłą oporu państw leżących na jej drodze oraz ewentualnie potęgą oraz zaangażowaniem mocarstw zewnętrznych, które mogą, lecz nie muszą mieć interesu w jej powstrzymaniu lub zrównoważaniu. Doskonałą ilustracją obiektywnego charakteru powyższej prawidłowości jest historia ekspansji terytorialnej oraz gospodarczej Stanów Zjednoczonych, będącej naturalną konsekwencją uwarunkowań geopolitycznych tego kraju. Co to wszystko oznacza dla Polski? Otóż, nasze położenie geograficzne powoduje, że zawsze będziemy obiektem ekspansji rosyjskiej i będzie ona kwestią pierwszorzędną dla naszego bezpieczeństwa. Zatem polityka powstrzymania zakusów rosyjskich musi być stale prowadzona, a polscy przywódcy powinni zdawać sobie z tego sprawę i przygotowywać się do ewentualnych konfrontacji[10]. Natomiast kształtująca się aktualnie strategiczna współpraca Rosji i USA może być poważnym zagrożeniem dla polskiej podmiotowości, a na pewno będzie – poprzez zwinięcie amerykańskiego parasola ochronnego – utrudniać powstrzymywanie Rosji.
Dwuznaczna rola Niemiec
O ile zagrożenie ze strony wschodniego sąsiada jest najważniejszym z geopolitycznych problemów, z którymi musimy się zmierzyć, o tyle oparta o wspólne i trwałe interesy współpraca Rosji i Niemiec, w sytuacji gdy Polska jest słabsza od obu tych państw, zawsze będzie dla nas koszmarem strategicznym. Potencjał Niemiec po zjednoczeniu skrępowany był mechanizmami decyzyjnymi, panującymi w UE, oraz przekonaniem elit Republiki Federalnej, że jej strategiczne interesy są najlepiej realizowane poprzez Wspólnotę. Kiedy przywódcy niemieccy skonstatowali, że interesy niemieckie są silnie ograniczone dominacją amerykańską, a współpraca strategiczna z odradzającą się Rosją Putina może przynieść znaczące korzyści zarówno gospodarcze, jak i polityczne, rozpoczęło się stopniowe wychodzenie Niemiec z aktualnego układu geopolitycznego w celu powiększenia pola manewru w realizacji własnej polityki. Przejawem tego był Nordstream, sprzeciw wobec tarczy antyrakietowej i promowanie rosyjskich interesów w Unii. W tym samym czasie pozycja Niemiec w ramach Wspólnoty uległa znacznemu wzmocnieniu dzięki zarówno mądrej polityce gospodarczej rządu, dbającego o niemiecki przemysł i finanse, jak i wskutek kryzysu strefy walutowej, której ostatecznym gwarantem są Niemcy. To dało temu państwu swobodę w wyznaczaniu kierunków rozwoju UE, a kolejna fala kryzysu strefy walutowej może dać Berlinowi niemal właścicielskie uprawnienia wobec Unii. Paradoksalnie, jest to zarazem dobre i złe dla interesów strategicznych Polski. Niemcy zdobędą co prawda kolejny instrument władzy nad innymi państwami, ale otrzymają władzę we Wspólnocie w zamian za dalsze jej trwanie, co jest korzystniejsze, niż gdy Niemcy prowadzą politykę całkowicie samodzielną (np. wobec Rosji), nie musząc się liczyć z całym splotem interesów państw członkowskich oraz instytucji i regulacji unijnych. Należy pamiętać, że przywódcy Niemiec codziennie myślą, czy Unia im się jeszcze opłaca. Dlatego dla bezpieczeństwa Polski RFN jest państwem obrotowym. Już w tej chwili ich siła i romans z Rosją są dla nas zagrożeniem. W razie rozpadu UE sojusz Rosji i Niemiec uległby poważnemu wzmocnieniu.
Słabnięcie Unii Europejskiej
Projekt europejski oparty został o dwa fundamentalne założenia, które trafiły do przekonań mieszkańców Unii: Wspólnota miała zapewniać prosperity – i to bez wyrzeczeń. Aprobując te założenia, elity kolejnych państw narodowych oddały część swojej suwerenności. Kryzys finansowy oraz kryzys strefy walutowej obalił oba założenia. Unia Europejska nie gwarantuje już prosperity, a od niektórych członków zaczęto domagać się wyrzeczeń w imię ratowania wspólnej waluty i utrzymania stabilności gospodarczej innych państw strefy. Po raz pierwszy solidarność wystawiono na próbę. Okazało się też, kto ma decydować, co będzie przedmiotem wyrzeczeń, kto będzie musiał ich dokonywać i kto cały proces ma nadzorować. Decydentami i nadzorcami zostali Niemcy, bo oni są gwarantem istnienia Unii, czyli oczekiwanego wciąż przez społeczeństwa unijne prosperity. Gwarantowi w sposób naturalny przypada władza. Zważywszy na dynamikę kryzysu, władza ta może stać się wkrótce arbitralna. A na to społeczeństwa państw przystępujących do Unii i strefy walutowej się nie umówiły. Rozładować to napięcie będzie bardzo trudno, co może nawet doprowadzić do końca Wspólnoty.
W dniu, w którym Niemcy nabiorą przekonania, iż Unia nie służy już w sposób wystarczający ich interesom, realnie przestanie ona istnieć. Nawet jeśli formalnie będą jeszcze w mocy traktaty, rozdawane będą intratne stanowiska i funkcjonować będą organa wspólnotowe. W interesie Polski jest trwanie Unii w jej aktualnym kształcie, który z jednej strony wspiera w pewnej części polskie projekty modernizacyjne, a z drugiej strony krępuje niemiecką politykę zagraniczną. Rolą Polski jest więc wspieranie wszelkich reform unijnych, które umożliwią jej trwanie i dalsze wiązanie Niemiec, lecz bez perspektywy powstania państwa unijnego z jednolitą polityką fiskalną i jednym centrum decyzyjnym, zarządzającym peryferiami. Coraz bardziej dominujące w słabnącej UE Niemcy mają bezpośredni interes w sojuszu z Rosją, gdyż niemiecka gospodarka potrzebuje rosyjskich zasobów energetycznych, a Rosjanie potrzebują technologii, które Berlin ma w nadmiarze. Daje to potężny i upragniony efekt synergii, który jest podstawą trwałych sojuszy. Niemieckie problemy demograficzne mogą być kompensowane wykorzystaniem rosyjskiej taniej i wykwalifikowanej siły roboczej, pracującej w samej Rosji. Berlin i Moskwa nie mają też żadnych sprzecznych interesów geopolitycznych, stąd RFN jest zainteresowana modernizacją rosyjskiej armii.
Międzymorze
W odpowiedzi na zachodzące zmiany w sytuacji geopolitycznej istnieje możliwość wzmocnienia pozycji Polski poprzez współtworzenie wspólnoty bezpieczeństwa ze wszystkimi państwami Europy Środkowo-Wschodniej i Północnej zagrożonymi ekspansją rosyjską, które, chcąc zachować szansę własnego podmiotowego rozwoju, powinny nawiązać współpracę regionalną. Współpraca taka miałaby na celu tworzenie Rosji przeszkód oraz kosztów na drodze ekspansji. Będzie wymagało to gotowości poniesienia kosztów konfrontacji. Polityka ta nie musi być wprost sprzeczna z wielkim projektem elit zachodnioeuropejskich (a od niedawna również części amerykańskich), polegającym na zaproszeniu Rosji do kooperacji gospodarczej i surowcowej oraz strategii powstrzymywania Chin. Współpracująca sojuszniczo z Zachodem Moskwa będzie musiała uwzględnić interesy Warszawy, jeżeli ta będzie wystarczająco silna i wartościowa dla krajów zachodnich oraz będzie liderem Międzymorza[11]. Polityka wschodnia wymagać też będzie nowoczesnej i sprawnej armii, która z jednej strony zdolna będzie do obrony terytorium RP, spełniając funkcję odstraszającą agresora, a z drugiej strony będzie miała zdolność do wspierania interesu polskiego na wschód od polskich granic, gdyby zaszła taka potrzeba. Polska musi bowiem dążyć do tego, by stać się w Europie Środkowej podmiotem silniejszym niż Rosja, co uczyni z naszego kraju partnera, którego zasoby mogą być przydatne dla realizacji interesów USA. W niebyt oddaliłby się polski odwieczny dylemat: Rosja czy Niemcy, bo to wówczas Niemcy lub Amerykanie mieliby dylemat w rodzaju: Rosja czy Polska.
Między Niemcami a Rosją
Wycofanie strategiczne USA z regionu, amerykańska potrzeba sojuszu z Rosją w celu powstrzymania Chin, oraz zbliżenie Berlina i Moskwy zapowiadają Nową Jałtę. Znajdujący się pomiędzy Niemcami a Rosją przywódcy polscy, dokonując strategicznych wyborów, muszą wziąć pod uwagę wielość czynników determinujących przyszłość, w tym także ten, iż niebawem może dojść do poważnej zmiany architektury ładu globalnego. Bardzo prawdopodobne, że Stany Zjednoczone już wkrótce nie będą mogły lub nie będą chciały gwarantować naszego bezpieczeństwa, a interesy poszczególnych państw wspólnoty euro-atlantyckiej, na której oparte były NATO i UE, staną się rozbieżne. Rosja natomiast może wystąpić w nowej roli opartej o częściową przynajmniej wspólnotę interesów z jednej strony ze Stanami Zjednoczonymi (w kwestii Chin), a z drugiej strony z Niemcami (współpraca gospodarcza i wojskowa), co pozwoli jej znacznie efektywniej realizować naturalną dla niej politykę podporządkowywania państw położonych na osi jej geopolitycznej ekspansji.
Po złudzeniu „końca historii” wkrótce nie będzie już śladu. I nie ma obecnie dla polskich elit ważniejszego zadania niż przygotowanie się na najgorsze scenariusze, w tym na Nową Jałtę.
Jacek Bartosiak (ur. 1976), adwokat, zawodowo zajmuje się obsługą prawną biznesu, w tym transakcji międzynarodowych. Ekspert Fundacji Republikańskiej. Urodził się i mieszka w Warszawie. Mąż, i ojciec dwóch córek.
[1]Poprzednia pauza geopolityczna dla Polski trwała przez kilka lat po zakończeniu I wojny światowej.
[2] Departament Obrony USA: Sustaining US Globar Leadership: Priorities for 21st Century Defense (Washington DC. Departament Obrony 2012, ss. 1–5), dostępne na: www.defense.gov/news/Defense_Strategic_Guidance.pdf.
[3] Chiny są konkurentem znacznie potężniejszym od każdego z państw, które w przeszłości próbowały bezskutecznie podważać hegemonię USA, gdyż dysponującym potęgą gospodarczą, ogromnym, zdyscyplinowanym, żądnym wiedzy i rozwoju społeczeństwem, oraz innymi przymiotami, które predestynują do potęgi geopolitycznej z wyjątkiem – jak na razie – potencjału morskiego.
[4] Region Azji i Zachodniego Pacyfiku w ostatniej dekadzie stał się najważniejszym w świecie obszarem wymiany gospodarczej oraz centrum kluczowych handlowych szlaków komunikacyjnych i morskich, jak również centrum populacyjnym świata; populacje każdego z krajów regionu mierzone są w dziesiątkach i setkach milionów ludzi, nie wspominając o Chinach i Indiach; w regionie koncentrują się sploty interesów ekonomicznych świata ery globalizacji, a przez Morze Południowochińskie i cieśninę Malakka, według różnych danych, przepływa rocznie ok. 20–40 % wolumenu handlu światowego, oraz 90% ropy naftowej sprowadzanej do Chin, Japonii i Korei Południowej.
[5] Należy zdawać sobie sprawę, że Chiny dysponują w regionie przewagą strategiczną, mając po swojej stronie tzw. głębię strategiczną, możliwość operowania po liniach wewnętrznych teatru wojennego oraz przewagę w ofensywnych środkach rakietowych, dysponując jako jedyni w świecie rakietami balistycznymi krótkiego i średniego zasięgu oraz rakietami mającymi zdolność do rażenia zespołów bojowych lotniskowców US Navy w ruchu. Amerykanie nie mają w swoich arsenałach broni ofensywnej o takim zasięgu i precyzji, poza tym musieliby razić cele wewnątrz ogromnych Chin. Siły zbrojne Chin mogą natomiast zasypać bazy i okręty amerykańskie w regionie rakietami i zniszczyć je w pierwszych dniach wojny.
[6] Analitycy w USA uważają, że obecnie niemożliwa jest skuteczna obrona Tajwanu i Korei Południowej, a obrona Japonii będzie bardzo trudna.
[7] Stąd w odpowiedzi opracowywano koncepcję wojny powietrzno-morskiej na Zachodnim Pacyfiku, stanowiącą od stycznia 2012 r. podstawę nowej doktryny wojennej USA.
[8] Przede wszystkim cierpi na problemy infrastrukturalne, nie mogąc obsłużyć ogromnego terytorium lądowego, a jako państwo niemorskie nie może tego problemu odciążyć rozwojem handlu i transportu morskiego. Ogromny obszar przy permanentnym braku infrastruktury powoduje, iż władzę można tam sprawować głównie w oparciu o silny aparat państwowy poparty przymusem lub groźbą jego użycia, co krępuje z kolei rozwój klasy średniej i konkurencyjność gospodarki.
[9] Wszystkie, aktualnie nadające się do użytku, rosyjskie porty morskie i oceaniczne są skanalizowane wąskimi cieśninami znajdującymi się pod kontrolą innych państw; wkrótce sytuacja może ulec zmianie, albowiem w związku ze zmianami klimatycznymi powstaje nowe, całoroczne przejście arktyczne północno-wschodnie, całkowicie kontrolowane przez Rosjan i znajdujące się w znacznej części na rosyjskich wodach terytorialnych; przejście to istotnie skraca trasy morskie z Europy do Azji.
[10] Konfrontacja nie musi oznaczać wojny. Pomiędzy różnicą interesów geopolitycznych prowadzącą do konfrontacji geopolitycznej a wojną jest bardzo dużo przestrzeni politycznej, w której dokonuje się konfrontacja pomiędzy konkurentami. Przykładem jest konfrontacja polsko-rosyjska o miejsce geopolityczne Ukrainy podczas pomarańczowej rewolucji, konfrontacja części państw regionu Międzymorza z Rosją w czasie wojny gruzińskiej, zamanifestowana wizytą w Tbilisi, lub reakcje rosyjskie na zakup Możejek oraz embargo na polskie mięso kilka lat temu.
Jacek Bartosiak
Najnowsze komentarze