WYLICZANKA EUROREALISTY
Dariusz Grabowski
105-106 miliardów euro – oto kwota, która według deklaracji premiera trafi do Polski z budżetu Unii Europejskiej w latach 2013-2020. Spróbujmy jak tylko można, obiektywnie policzyć ile realnie pieniędzy wpłynie do Polski i jaki będzie koszt, który z tego tytułu poniesiemy. Z góry przyznaję, że moje wyliczenia będą przybliżone, ale skala tego przybliżenia na tyle mała, by raczej nie doszacować koszty niż je przeszacować. Zatem do rzeczy.
Kwotę 105 miliardów euro nie będę przeliczał na złote polskie, gdyż wskaźnik kursu walutowego jest zmienny, a on sam, co uwzględnię w mojej analizie, wpływa na rozmiary kosztów.
By uzyskać wielkości odzwierciedlające siłę nabywczą kwoty 105 miliardów euro należy ją pomniejszyć o dwa elementy: rozmiary aprecjacji złotówki i stopę inflacji w okresie 2013-2020.
Jeśli przyjmiemy, że aprecjacja złotówki z powodu napływu środków unijnych wyniesie 10% w omawianym okresie, co jest zgodne z założeniami rządu, to kwotę 105 miliardów euro należy pomniejszyć o około 10 miliardów. Otrzymamy zatem kwotę około 95 miliardów euro.
Jeśli przyjąć, że inflacja w Polsce w omawianym okresie wyniesie około 20%, a jest to założenie bardzo łagodne gdyż wskaźnik wzrostu cen w Polsce w latach 2005-2012 przekroczył 25%, to kwotę 105 miliardów euro należy pomniejszyć o około 20 miliardów euro. Warto tu dodać, że w tych miejscach polskiej gospodarki w których „pojawiają się” fundusze unijne (przykładem niech będą: rolnictwo, budowa dróg i autostrad) wzrost cen środków produkcji jest ogromny, znacznie przewyższający średni wskaźnik inflacji, co gorsza, jakość dostarczanych produktów ulega obniżeniu. Wystarczy spytać rolników, jak pogorszyła się jakość dostarczanych z importu środków ochrony roślin, pasz.
Zatem w wyniku aprecjacji złotówki i inflacji kwotę 105 miliardów euro należy pomniejszyć o 30 miliardów, by otrzymać kwotę odpowiadającą sile nabywczej czyli 75 miliardów euro.
Prześledźmy teraz jakie konsekwencje ekonomiczne ma napływ środków unijnych. Aprecjacja złotówki pogarsza opłacalność eksportu, ogranicza zatem jego rozmiary, a pośrednio rozmiary zatrudnienia, dochody pracowników i firm a także wpływy podatkowe do budżetu państwa.
Jeśli przyjmiemy, że aprecjacja złotówki ogranicza wielkość eksportu tylko o 2% czyli o około 1,4 miliarda euro rocznie to w okresie siedmiu lat otrzymamy kwotę około 10 miliardów euro. Należałoby tutaj dodać tzw. ujemny efekt mnożnikowy eksportu, czyli straty w dochodach pracowników i firm, którzy nie zrealizowali zamówień eksportowych z powodu nieopłacalności, a w związku z tym nie osiągnęli dochodów, które mogli przeznaczyć na zakupy na rynku wewnętrznym. Mnożnik ten według moich szacunków waha się od 3 do 5, co dałoby kwotę 30 do 50 miliardów euro w ciągu siedmiu lat. Wielkość tę pomińmy.
Po uwzględnieniu ujemnego wpływu aprecjacji złotówki na rozmiary eksportu kwotę do dyspozycji pomniejszamy o 10 miliardów euro czyli wyniesie ona 65 miliardów euro.
Kolejnym zjawiskiem towarzyszącym napływowi środków unijnych jest tzw. sterylizacja rynku polegająca na sprzedaży przez NBP bonów pieniężnych, by ściągnąć z rynku nadmiar złotówek i dewiz, które się na nim znajdą w momentach takich na przykład jak wypłaty dopłaty dla rolników. Podam kwoty. W styczniu br. NBP wyemitował bony na ponad 130 miliardów złotych, a w lutym na ponad 123 miliardy złotych. Sterylizacja rynku wewnętrznego oznacza ograniczenie dostępności i droższy kredyt, a zatem spowolnienie gospodarki. Z drugiej zaś strony stanowi koszt dla NBP, który będzie musiał w określonym czasie wykupić bony płacąc za nie odsetki w wysokości około 3,5-4%. Jeśli przyjmiemy, że sterylizacja rynku oznacza zmniejszenie produktu krajowego brutto o 1% czyli około 3,5 miliarda euro to w skali siedmiu lat otrzymamy około 24 miliardy euro. Co więcej, jeśli przyjmiemy że wypłacone bankom odsetki od bonów pieniężnych wyniosą tylko 1 miliard euro rocznie to otrzymamy kwotę około 7 miliardów euro. Przyjmijmy w sumie, że będzie to kwota około 30 miliardów euro. Pomniejszmy zatem posiadaną kwotę 65 miliardów euro o 30 miliardów, a otrzymamy 35 miliardów euro.
Odejmijmy od otrzymanej kwoty składkę płaconą do Unii Europejskiej, a wyniosła ona w roku 2011 3,2 miliarda euro. Kwota ta, czyli wysokość składki, będzie w latach 2013-2020 z definicji większa, co wynika z metody jej konstruowania. Niech wyniesie rocznie średnio 3,5 miliarda euro, to po siedmiu latach da sumę około 25 miliardów euro.
Odejmijmy tę kwotę od 35 miliardów, które mamy do dyspozycji, a otrzymamy 10 miliardów euro.
W mojej analizie pomijam szereg kosztów ponoszonych przez państwo z tytułu członkostwa w Unii, takich chociażby jak ograniczenia i narzuty administracyjne i ekonomiczne na przedsiębiorstwa, jak ogromny rozrost biurokracji. Te i szereg innych kosztów pozostawiam do analizy lepszym ode mnie specjalistom.
Ale jedną uwagę muszę zrobić, gdyż jest to argument rozstrzygający w przedstawionej tu wyliczance. Otóż według różnych źródeł co najmniej 20%, a niektórzy twierdzą, że ponad 30% z otrzymanych z Unii środków wraca z powrotem do portfeli i kieszeni firm unijnych jako zapłata przez Polskę za doradztwo, konsultacje, dostawy sprzętu itp. Proszę czytelników, by wynikające z tego kwoty wyliczyli i zsumowali sami. O wyciąganie wniosków prosić nie muszę. Nasuwają się same.
Dariusz Maciej Grabowski
Najnowsze komentarze