PO ABDYKACJI

                                     PO ABDYKACJI…

Dariusz Grabowski

 

 

 

     Ojciec Święty Benedykt XVI ogłosił, że 28 lutego kończy posługę papieską. Napisał: „Aby kierować łodzią Św. Piotra i głosić ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzonym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia, wiary, niezbędnym jest siła zarówno ciała, jak i ducha, która w ostatnich miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi.”

 

     Tak oto namiestnik Boga na ziemi, „pierwszy po Bogu” oświadczył, że Duch Święty go opuścił. Słowa papieża o utracie siły ducha są dla każdego myślącego katolika wstrząsające. Jeśli papież nie ma siły ducha, to kto z wiernych ją ma? I drugie pytanie: Co to za siła, potęga, moc bez mała boska, która zdołała odebrać siły papieżowi…

 

     Najprawdopodobniej rzeczy mają się tak, że (o paradoksie) Kościół, który pod przywództwem papieża – olbrzyma Jana Pawła II w XX wieku zmierzył się z wrogiem uznanym za jedno z największych wyzwań w swojej ponad 2000-letniej historii, czyli komunistycznym totalitaryzmem i ateizmem, który pokonał go niemal nadprzyrodzoną siła bez wojennych ofiar – po dwudziestu latach zamiast trwać i umacniać się w triumfie znalazł się w zapaści. Nagle okazuje słabość, jakiej nigdy przedtem nie doświadczył.

 

     Czy zatem wróg go zaskoczył? Czy wroga nie rozpoznał? Czy triumf nad komuną uczynił go tak pysznym i próżnym, by nie być przygotowanym na spotkanie z nowymi wyzwaniami, by zlekceważyć nowego, potężniejszego wroga?

 

     Dziś świat obwołuje własnego boga. Imię jego – „Pieniądz”. Zapaść Kościoła, Watykanu jest tym bardziej głęboka i zaskakująca, że przecież z bożkiem w postaci „złotego cielca” – pieniądza Kościół miał do czynienia przez wieki. Wielokrotnie też potrafił ukazać przeciwnikowi jego marność.

 

     Czyżby w XXI wieku pieniądz wsparty technologią i igrzyskami dla mas okazał się mieszanką skutecznie wypłukującą wiarę w Boga z umysłu człowieka? W czasie pontyfikatu Jana Pawła II ubyło podobno w Europie wiele milionów katolików. W czasie pontyfikatu Benedykta XVI, w ciągu ośmiu lat tylko w Niemczech około trzech milionów.

 

     Ktoś powie – mniejsza o ilość, ważna jakość. Ale świat człowieka i ludzkości kierujący się głęboką wiarą nie zna dla niej miary, ilości, ani jakości. Tam gdzie nie ma wiary człowiek i społeczeństwa współczesne coraz częściej budują świat bez Boga – świat straszny.

 

     A co dla nas, Polaków oznacza decyzja Benedykta XVI? Zmusza do zestawienia jej z postawą poprzednika Jana Pawła II. To on cierpiał, słabł na oczach całej ludzkości, on który tyle miał do przekazania stracił głos i dawał wyłącznie swą bezsilność, która przemawiała kto wie czy nie mocniej niż słowa. Jan Paweł II swą postawą trwania do końca w posłudze Bogu i ludziom zmuszał do przemyślenia życia przez wielu ludzi, a tych, którzy zobojętnieli wyrywał z letargu.

 

     Jak do tego odnieść „zdjęcie z barków krzyża” przez Benedykta XVI? Czyż nie jest to świadomy gest konfrontacji z postawą poprzednika? A jeśli świadomy, to czy nie chodzi o wstrząśnięcie sumieniami wiernych celem uzmysłowienia, że potrzebne są czyny i gesty nowe? My jednak mamy poczucie zagubienia i zwątpienia nie będąc przygotowanymi na tak dramatyczne wydarzenia.

 

     Kto wsłuchiwał się w słowa Jana Pawła II który uczył, że Bóg jest miłością, w takiej chwili chciałby zapytać: Jeśli Bóg jest miłością, to czy jest Bóg?

 

 

Dariusz Grabowski