Geopolityka Polski Katolickiej: nasze miejsce jest w nowej Entencie!
Krzysztof Zagozda
Mimo drastycznych sprzeczności zachodzących między współczesną karykaturą naszego państwa a ideą Katolickiego Państwa Narodu Polskiego, wysiłek intelektualny i organizacyjny – obok nieugiętego dążenia do opuszczenia Unii Europejskiej – koncentrować należy na zachowaniu tego, co pozostało zdrowe, oraz terapii tych obszarów, które rokują wyleczenie. Zdrowy rozsądek nakazuje odrzucenie popularnego w tzw. środowiskach patriotycznych hasła: „im gorzej, tym lepiej”, niosącego destrukcyjny pierwiastek anarchizujący ukierunkowany na wywołanie samobójczego czynu insurekcyjnego. Cele polityczne musimy osiągać na drodze przemian ewolucyjnych, gdyż każdy wewnętrzny chaos bezpardonowo skonsumowany zostanie przez liczne, antagonistycznie spolaryzowane wobec nas, podmioty polityki międzynarodowej. Jednak stosunkowe duże prawdopodobieństwo zaistnienia „czarnego scenariusza” wymusza na nas równoległe wypracowanie procedur poruszania się w warunkach zbliżonych do wojennych.
Proces budowy silnego państwa katolickiego, postrzeganego jako bastion chrześcijaństwa dający opór ideom materialistycznym i promieniujący tym na zewnątrz, jest rozłożony na wiele etapów pośrednich, charakteryzujących się różną specyfiką. Pierwszy z nich zakończy się wraz z odzyskaniem pełnej suwerenności, czego warunkiem sine qua non jest wystąpienie Polski z Unii Europejskiej. Instynkt państwowy stawia tu przed nami nowy program maksimum: konsekwentne dążenie do rozwiązania całej unijnej struktury, która – w pewnym uproszczeniu – służy wzmocnieniu i usankcjonowaniu niemieckiej dominacji w Europie, skutkującej u nas między innymi bezkarną germanizacją tzw. Ziem Odzyskanych. Jednym z immanentnych priorytetów polskiej racji stanu, realizowanej nawet na przekór oficjalnym czynnikom rządowym, jest usytuowanie jej w rodzącym się obozie reakcji antyniemieckiej, za którego nieformalną inicjację należy uznać wystąpienie szefa brytyjskiego rządu na niedawnym Światowym Forum Ekonomicznym w Davos.
Po latach względnej bierności na niwie międzynarodowej Londyn podjął próbę powrotu do doktryny zwalczania najsilniejszego państwa na kontynencie europejskim. Skuteczność jej realizacji uzależniona jest w dużej mierze od atrakcyjności oferty, jaką Wielka Brytania przedstawi swoim potencjalnym sprzymierzeńcom. Do autorskiego projektu budowy nowej Ententy wymierzonej w potęgę Berlina, Londyn zaprosi siły liczące się na politycznych scenach poszczególnych państw europejskich, gdyż doskonale zdaje sobie sprawę z mocno ograniczonych możliwości znalezienia partnera ze statusem partii rządzącej. Otwiera to przed polskimi pozasystemowymi a zarazem antyunijnymi środowiskami szansę na zaistnienie na poważnych forach międzynarodowych, a jednocześnie na głośne wyartykułowanie priorytetów polityki polskiej.
Gdzie Brytyjczycy szukać będą najbardziej wartościowych aliantów rozumiejąc, że lustrzana wersja Ententy z początku XX wieku jest niemożliwa do odtworzenia? Bez wątpienia dużą rolą w ich założeniach odgrywa Rosję. Choć władze na Kremlu zdają się realizować politykę silnego zbliżenia rosyjsko-niemieckiego a główny ich ośrodek ideologiczny jest wrogo nastawiony wobec Wielkiej Brytanii, to dramatyczne doświadczenie historyczne nie mogły zostać w Moskwie zapomniane (świadczą o tym choćby rosyjskie reakcje na moje publiczne wystąpienie w sprawie prób germanizacji obwodu kaliningradzkiego). Zbliżenie Rosji i Niemiec to świadoma z obu stron gra pozorów obliczona na zaszachowanie przeciwnika w odpowiednim momencie. Mimo że polityczny dynamizm Moskwy skoncentrowany jest dziś prawie wyłącznie na Azji Centralnej i Bliskim Wschodzie, to tylko kwestią krótkiego czasu jest jej powrót do pełnej aktywności europejskiej. Perspektywa ta wymusza na Rosji minimalizowanie strat dystansu wobec ofensywy niemieckiej, a inicjatywa brytyjska wychodzi tym aspiracjom naprzeciw. Stąd już tylko krok do zauważalnego ocieplenia stosunków między Londynem a Moskwą.
Z gruntu proniemieckie stanowisko przyjmą rządy państw Europy Zachodniej, lecz w coraz mniejszym stopniu będzie ono odzwierciedleniem nastrojów społecznych. Postępująca recesja gospodarcza i wyprzedzający ją społeczny kryzys aksjologiczny już przekładają się na wzrost znaczenia środowisk eurosceptycznych a zatem i – nie do końca nomenklaturowo tak określanych – antyniemieckich. Najbardziej jaskrawym przykładem sposobu rozgrywania tego zjawiska przez Londyn są dziś realia greckie: główny nurt polityki brytyjskiej wobec Aten stymuluje pogłębianie się tamtejszego kryzysu ekonomicznego, a przez to wpływa destabilizująco na nastroje społeczne charakteryzujące się narastającą falą incydentów wymierzonych bezpośrednio w państwo niemieckie. Należy spodziewać się powielania tego typu działań brytyjskich w obrębie Unii Europejskiej.
Całkiem odrębnie należy odnieść się do niezwykle ważnego uczestnika dwu historycznych koalicji antyniemieckich, czyli do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Trawiący je głęboki kryzys ekonomiczny i rosnące tendencje secesyjne nie pozwalają im na pełne zaangażowanie w każdy obszar polityki międzynarodowej. Amerykańskie siły i środki skupiają się teraz na kosztownej obronie bezpośrednich interesów Izraela, a to kolejny raz konfliktuje ich z imperialną polityką rosyjską. Z tego i wielu innych powodów to właśnie Rosja, a nie Chiny, nadal pozostaje dla Amerykanów głównym konkurentem do światowego przywództwa. Powstrzymywanie Rosji w Europie zbliżyło Waszyngton z Berlinem. Mamy dziś do czynienia z nową nieformalną osią USA-Niemcy-Izrael, której cele pozostają w całkowitej sprzeczności nie tylko z naturalnym interesem polskim, ale i zdecydowanej większości państw europejskich.
Polską racją stanu jest wspieranie każdej inicjatywy dążącej do rozwiązania Unii Europejskiej i wymierzonej w dominację Niemiec w Europie. Po latach międzynarodowego przyzwolenia na polityczną i gospodarczą ekspansję Berlina, pojawił się pierwszy sygnał zawierający poważny przekaz antyniemiecki. Za naturalne należy uznać to, że wyszedł on z Londynu. Choć narracja brytyjskiego egoizmu państwowego w swoim szerokim kontekście nie jest przychylna Polsce, to jednak bez wątpienia ten etap jej rozwoju pokrywa się z naszymi aspiracjami. Umiejętne rozpoznanie i pozytywne ustosunkowanie się do niego jest obowiązkiem wszystkich polskich środowisk politycznych. Wydaje się jednak, że mało które zda ten egzamin dojrzałości i wiarygodności.
Krzysztof Zagozda
Najnowsze komentarze