Zakłamanie niszczy politykę i dziennikarstwo
Z JE ks. bp. Antonim Pacyfikiem Dydyczem, ordynariuszem drohiczyńskim, rozmawia Sławomir Jagodziński
Księża biskupi w ogłoszonym w tym roku dokumencie społecznym alarmowali, że Polsce grozi poważny kryzys wartości, które spajały nasz Naród przez stulecia. Czy to, co się dziś dzieje w kręgach władzy, w sferze społecznej i gospodarczej, a także medialnej, nie pogłębia tego niepokoju coraz bardziej? – Problem kryzysu wartości dotyczy ataku na chrześcijaństwo, na Kościół, na naszą wyrosłą na katolicyzmie kulturę i obyczajowość. Trzeba jednak pamiętać, że to nie jest coś nowego. Problem ten nabrał szczególnego rozpędu od rewolucji francuskiej. Oświecenie stało się okresem objawiającym się agresją do Kościoła katolickiego. Ale jakie to było “oświecenie”, to my dziś wiemy. Tam przeciwników brutalnie się mordowało. Wystarczy wspomnieć strasznie bestialskie mordy na chłopach Wandei – zginęło 200 tysięcy ludzi, a rewolucjoniści nie oszczędzali ani kobiet, ani dzieci. To nie miało nic wspólnego z wolnością, równością, a na pewno z braterstwem.
Rewolucjoniści uderzyli w chrześcijan. Skonfiskowali kościelne dobra, burzyli kościoły, próbowali podporządkować sobie księży. Dlaczego trzeba o tym pamiętać? Bo od tego czasu następuje już tylko “zmiana warty” wrogów chrześcijaństwa i Kościoła, zmiana tych, co w myśl identycznych idei działają w tych samych celach. I to się tak ciągnie, jak widzimy, do dziś.
Dopóki nie oderwiemy się od tego mrocznego dziedzictwa rewolucji francuskiej, które idzie w świat, to nadal będzie tak samo, nadal będą nas niszczyły kłamstwo i obłuda. Bo one atakują wartości, na których zbudowane są chrześcijańskie narody i państwa, także nasza Ojczyzna.
Cały czas chodzi zatem o zniszczenie tego chrześcijańskiego fundamentu Narodu, bo bez tego będzie można z ludźmi już robić, co się zechce? – To wszystko jest połączone z ogromnym zafałszowaniem, zakłamaniem. To bardzo poważny dramat naszego życia i w wymiarze osobistym, i społeczno-politycznym, nieprzezwyciężony też w całej kulturze. Dlaczego zakłamanie jest takie groźne? Nam się czasem wydaje, że wiarę, chrześcijaństwo się dziedziczy. Trochę byśmy chcieli żyć w takim błogim spokoju, z przekonaniem, że w Polsce z pokolenia na pokolenie dziedziczyć będziemy chrześcijańskie postawy, zachowania, styl życia inspirowany wiarą. Ale tak nie jest. Każde pokolenie, każdy osobiście musi w jakimś momencie swego życia zadecydować o swojej relacji z Bogiem i o tym, co z niej konkretnie dla niego wynika.
Dlatego wobec zalewu kłamstwa tak oczywista jest potrzeba nowej ewangelizacji. Każde pokolenie musi opowiedzieć się za albo przeciw temu, co Boże. Stanowi to oczywiście wyzwanie także dla duszpasterzy, ale świadczy też o tym, że Kościół cały czas jest rzeczywistością żywą, dynamiczną, którego nie można schować w jakieś schematy. Oczywiście istnieją pewne praktyki, określona obrzędowość, ale sama istota jest taka, że każde pokolenie trzeba ewangelizować od nowa, aby każdego doprowadzić do osobistej decyzji dotyczącej wiary.
Dlatego wobec ataków na chrześcijaństwo, na Kościół, mimo wszystko nie trzeba się denerwować, tylko z duszpasterskim spokojem głosić Ewangelię, tak jak czynili to Apostołowie w czasach pogańskich. Czasem nawet lepiej to wychodzi, gdy ma się do czynienia z pokoleniem, które od lat nie było chrześcijańskie, niż z tym, które zostało zepsute w swym chrześcijaństwie i dziś kieruje się jakimiś uprzedzeniami. To są np. środowiska, gdzie chrześcijaństwo niby u nich jest obecne, ale tak właściwie to go nie ma. Poza tym jest jeszcze wielu takich, którzy na chrześcijaństwie chcą żerować. Oni odwołują się do tego, że jeszcze są wierzącymi, używają swych wpływów, kierują swe wywiady, listy otwarte, komentarze do ludzi, ale w końcu widać, że chodzi im tylko o nich samych, nie o wiarę, o chrześcijaństwo, o Kościół. To jest bardzo niepoważne, ale diabeł nie śpi.
Ludzie “zepsuci w swym chrześcijaństwie” – jak się Ksiądz Biskup wyraził – jeśli tylko chcą na swój sposób “ratować” Kościół, gdy próbują podpowiadać biskupom czy ich krytykować, bardzo szybko zyskują wsparcie liberalnych mediów… – To nie jest nic nowego, zepsuci chrześcijanie czy byli chrześcijanie często bardzo szkodzą i wierze, i w ogóle człowiekowi. Nowe pokolenie czeka na słowa prawdy. Niestety, czasem ze strony właśnie takich ludzi otrzymują truciznę, bo tamci nie są w stanie pokonać swych uprzedzeń. Dlatego przecież nieprzypadkowo Pan Jezus tak ostro potraktował tych, którzy gorszą maluczkich. To wszystko dotyczy także tych katolików, którzy nie są czytelni w swej wierze wobec innych ludzi. Wszystko musi być jasne, prawdziwe, ale nigdy brutalne, obrażające kogoś. Dlaczego? Bo nigdy nie wiemy, kiedy dany człowiek otrzyma łaskę nawrócenia i będzie szukał w nas świadków wiary i miłości. Takie jest chrześcijaństwo, które każdego prowadzi do spotkania z Chrystusem.
Rozmyta od środka wiara i moralność raczej nie pociągną człowieka, a dziś takich prób doświadczamy ze strony wielu środowisk mieniących się katolickimi… – Próby rozmiękczania Kościoła od środka — to nie jest nowy sposób walki z Kościołem. One zawsze były i pewnie będą dalej, bo ciągle trzeba pamiętać, że zło nie śpi. My nie możemy ani na chwilę stracić czujności. Przede wszystkim jednak niczego nie powinniśmy się lękać, świat nie zwyciężył i nie zwycięży Chrystusa. Tego uczy nas historia, także naszej Ojczyzny.
Tych tzw. ludzi kultury, którzy kierują się uprzedzeniami do Kościoła, wielu nie mamy, bo większość z nich jest bez kultury. A co z “autorytetami”, których tyle nam się podsuwa? Może się jakoś Polska przed nimi uratuje, bo nie są to ludzie, którzy tworzą coś nieprzemijającego. Nie będę wymieniał nazwisk. Ci, którzy dziś wyśmiewają postawy konserwatywne, chyba nie rozumieją, czym jest konserwatyzm. Przecież nie polega on na tym, że jak 200 lat temu pracowało się sochą, tak trzeba również teraz.
Konserwatysta to ten, który szanuje pracę ludzką, dorobek pokoleń, przekonania, kulturę i z tego wyciąga wnioski na dziś. Inaczej mówiąc, nie otwiera drzwi już dawno otwartych. Jeśli ktoś to wyśmiewa, świadczy to tylko o tym, że jest właśnie “konserwatystą”, ale w tym negatywnym znaczeniu – robi to, co robiono w XX wieku, ośmieszano, kompromitowano, zamiast analizować, uczyć się na historii i wyciągać wnioski.
Co jest dziś największym problemem naszego życia społeczno-politycznego? – No cóż, myślę, że naszą najgorszą chorobą jest w tej chwili to, o czym już wspomniałem – kłamstwo. Wiele innych rzeczy też jest niedobrych, ale to, co jest najgroźniejsze, to zakłamanie życia politycznego, ale i dziennikarskiego. Tam, gdzie jest kłamstwo, to z kim rozmawiać? Z kim prowadzić dialog? Dialog musi być szczery, musi służyć prawdzie, opierać się na prawdzie. To jest najważniejsza kwestia do podjęcia na dziś: przywrócić prawdę w życiu politycznym i dziennikarskim. Czy uda nam się jednak np. zmienić dziennikarstwo? Czy będzie więcej ludzi mediów, którzy są wrażliwi na prawdę? Tego nie wiem.
Pytanie tylko, skąd się nabrało tych, którzy służą dziś kłamstwu? Przecież, gdy oni mówią, to brzmi tak, jakby cytowali dziennikarzy z “Trybuny Ludu”. To prawie te same zdania, te same sformułowania, to się czuje… I tak samo służą kłamstwu. A kłamstwo niszczy człowieka, rozbija rodziny, zatruwa życie społeczne.
Władzy dziś jakoś coraz dalej od ideału służby dobru wspólnemu, służby Narodowi… – To jest pewien infantylizm. Bo rozumiem, że np. z powodu ambicji pan Radziwiłł niegdyś kazał 18 km drogi pomiędzy Białą Podlaską a Janowem Podlaskim w lecie wysypać cukrem, żeby można było sannę uprawiać. Rozumiem, bo on to robił ze swego. Ale jeżeli teraz nasz rząd po to, aby zaimponować podczas Euro, tworzy buble, marnuje pieniądze, przez co tracimy miliony, to co to jest? Tylko po to, aby się komuś przypodobać? A kto to dziś pamięta? Co to nam dało? Czy ktoś policzył, ile na tym straciliśmy, dokonał bilansu? Przecież to jest infantylizm, jakiś snobizm. Jak można narażać Polskę na takie straty?
Przykład. Jeżeli płacimy 1/3 więcej za budowę autostrad niż np. Włosi, to o co tu chodzi? Przecież Włosi mają tyle tych tuneli, a filary, które stawiane są nad przepaściami, sięgają kilkuset metrów. U nas jest paseczek i równo… i o jedną trzecią więcej za budowę drogi płacimy? A może to tu jest właśnie jakiś nepotyzm, niegodziwość, jakieś nieczyste układy? To, co nas niszczy, to kłamstwo, bo wychodzi na to, że na każdym kroku oni kłamią.
Skoro dla niezależnych mediów nie ma miejsca na cyfrowym multipleksie, to wolą decydentów jest chyba, aby kłamstwo trwało i miało się dobrze. – Piękny był list biskupa Meringa do prezydenta RP w sprawie Telewizji Trwam. Co zrobi prezydent? “Po owocach ich poznacie”. Zobaczymy. Mam pewne obawy, bo wszyscy zaczynali w imię Trójcy Przenajświętszej, a on rozpoczął urzędowanie od usuwania krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. Musimy mieć odwagę mówić o tym, co dotyczy życia w prawdzie, co dotyczy ładu społecznego, i o wolności. Upominać także rządzących. Prawda jest taka, że dziś władza może robić, co chce. Do nich przemówić mogą jedynie masowe protesty i strach przed opiniami płynącymi z Zachodu. Myślę jednak, że wobec tylu manifestacji i milionów podpisów poparcia jest niemożliwe, aby ostatecznie Telewizja Trwam nie znalazła się na multipleksie. Nie wyobrażam sobie tego. Przecież to byłaby zupełna kompromitacja.
My na rząd wpływu mieć za dużego nie będziemy. Ale gdyby Jaruzelski znał tę metodę, którą oni dziś znają, to do tej pory by rządził. Władza znalazła “wentyl bezpieczeństwa”. A na czym on polega? Kiedyś partia dusiła Naród, nie wypuszczała nikogo z kraju i młodzież im się buntowała. Dzisiejsi rządzący zrobili coś innego – otworzyli “wentyl” na Zachód, wypuścili wszystkich, którzy w jakiś sposób twórczy mogliby się buntować, np. z powodu braku pracy. Wyjechało już ponad 2 miliony. To jest sposób! Wypuścić młodych ludzi poza państwo. Kto wówczas będzie protestował? A władza może robić, co zechce. Przecież na wszelkich takich fałszerzy działa jedynie strach przed masami.
Emigracja zarobkowa niesie ze sobą ogromny koszt społeczny w postaci rozłączenia czy wręcz rozbicia rodzin, małżeństw, problemu eurosierot… – Ale cóż ich to obchodzi?! Cóż ich obchodzi, że dramatycznie rośnie bezrobocie wśród absolwentów uczelni? Niech wyjeżdżają, nie będą protestować. A rodzina? Gdyby miało to dla nich jakieś znaczenie, to nie pojawiałyby się te wszystkie pomysły i inicjatywy uderzające w rodzinę. Czy ktoś z nich jest na tyle infantylny, aby nie wiedzieć, że próby legalizacji np. układów partnerskich czy brak polityki prorodzinnej uderzają w instytucje małżeństwa i rodzinny? Oni wiedzą, co robią.
Chciałoby się powiedzieć, że ci ludzie widzą przyszłość Polski inaczej, może jako pustynię duchową czy dżunglę obyczajową. Dlatego trzeba być cierpliwym i się nie poddawać. Szerzyć zasady chrześcijańskie spokojnie, pokazać piękno rodzin, odwoływać się do wartościowej literatury. I nie dać się zepchnąć do pozycji, z której trzeba udowadniać, że się nie jest krokodylem. To jest czasem trudne… Siłę daje ciągły powrót do Ewangelii.
Dziękuję za rozmowę.
Sławomir Jagodziński
Najnowsze komentarze