Szkoła i jej prorocy

 

ZAGUBIONA SZKOŁA I JEJ FAŁSZYWI PROROCY

Dariusz Zalewski

„Szkoła nie przygotowuje do życia, ani przyszłego zawodu” – oto główny zarzut wobec systemu oświaty, który jak mantra pojawia się w mediach.

Problem w tym, że jako panaceum proponuje się rozwiązanie, które nie uzdrowi sytuacji, a wręcz ją pogorszy.

Nie podlega dyskusji fakt, że szkoły są źle zorganizowane, programy są przeładowane, a młodzież po przejściu wszystkich etapów kształcenia trafia do urzędów pracy.

Co proponuje się w zamian? Kształcenie z akcentem na wiedzę zawodową lub tzw. kompetencje miękkie, czyli umiejętności związane z kreatywnością, zarządzaniem czasem, asertywnością itp.

Innymi słowy – skoro szkoła nie przygotowuje do zawodu postuluje się ograniczenie wiedzy ogólnej na rzecz praktycznej edukacji. Stąd już tylko mały kroczek do cięć w nauczaniu historii.

Na końcu tej drogi jest szkoła w której uczniowie kształceni są tylko w ramach wspomnianych kompetencji miękkich oraz zawodowych. Dla wiedzy ogólnej nie ma już miejsca.

O co chodzi z tą edukacją?

Zadajmy sobie podstawowe pytanie: jakie jest główne zadanie szkoły? Czy stworzyć robotnika najemnego, czy też pomóc rodzinie w kształtowaniu człowieka? (W kontekście chrześcijańskim – człowieka dążącego do uświęcenia. Niemniej zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszej sytuacji taki postulat nie przejdzie, zatem pozostańmy przy powyższym określeniu).

I tu leży klucz do problemu. Dla ideologów i politykierów uczeń jest tylko małym trybikiem w systemie. Postrzegają go, jako materiał na przyszłego najemnika (by nie rzec niewolnika). Jeśli nawet kładzie się akcent na tzw. kompetencje miękkie (które dziś zideologizowano, tak by pasowały do nowej koncepcji człowieka), to nie po to, żeby one pomogły mu w rozwoju osobistym, ale priorytetem ma być jego przyszła produktywność, przydatność dla systemu.

Jeśli na przykład mówi się o kreatywności, to po to, aby jako agent czy akwizytor sprytnie wciskał klientom kredyty, ubezpieczenia czy inne towary (bez takiej kreatywności jest nieprzydatny w systemie).

Jeśli uczy się zarządzania czasem, to bynajmniej nie w takim celu, aby wyzyskany czas wykorzystać dla rodziny, ale by być wydajniejszym w pracy – nie sprawdzać ciągle poczty mailowej i nie przekładać bezsensownie papierków na biurku.

Przywołując poetę można powtórzyć: „jednostka jest zerem” – liczy się przydatność dla systemu.

Jak sterować ludźmi?

Klasyczna i katolicka paideia1) akcentowała przede wszystkim konieczność formowania człowieka. Najpierw rozwijano wszystkie potencjalności: sprawności umysłu teoretycznego i praktycznego, formowano cnoty, sprawności fizyczne, a dopiero na końcu przyuczano do zawodu. Uformowany, roztropny i mądry człowiek zawsze poradzi sobie w życiu i przystosuje się do rzeczywistości (także zawodowej). Poza tym nie będzie tak łatwo manipulowany przed media i polityków.

Człowiekiem niewykształconym, który nie rozumie kontekstu społecznego, bezmyślnie powtarzającym slogany propagandowe, z zasady łatwiej się manipuluje. Pewnie z tego względu nie jest on dzisiaj „produktem” pożądanym.

Słowem – pod pretekstem przerobienie szkoły w „przyuczalnie zawodową”, chce się łatwiej sterować masami.

Wiedza ogólna a konieczność kształcenia przez całe życie

Tak jak wspomniałem: najpierw formujemy sprawności umysłu, usprawniamy fizycznie, kształtujemy charakter i duchowość, a dopiero potem przyuczamy do zawodu. Chodzi o kolejność, a w praktyce oświatowej także o odpowiednie rozłożenie akcentów.

Przy czym musimy brać pod uwagę dużą dynamikę przemian, kontekst społeczny i ogromny przyrost wiedzy specjalistycznej. Pracownicy muszą się dokształcać, zwłaszcza, gdy chcą być fachowcami w swoich zawodach. Paradoksalnie taka sytuacja jest właśnie dowodem na to że to, co nazywam klasycznym systemem nauczania i wychowania sprawdza się także w obecnych warunkach.

Faktem jest bowiem, że szkoła nie jest w stanie przekazać uczniom całego zasobu dookolnej wiedzy, nowych odkryć itp. Czy to prawnik, czy lekarz, czy nauczyciel, czy informatyk, zajmujący się sferą nowych technologii, każdy musi się dokształcać. Szkoła [uniwersytet] może dać ogólne podstawy w ramach konkretnego zawodu, ale dalsze dokształcanie zależy już od ogólnej formacji intelektualnej i charakteru.

Młody człowiek musi mieć „narzędzia”, dzięki którym będzie zdobywał dalszą wiedzę i wytrwale dążył do celu. A to gwarantuje właśnie formacja ogólna! Jeśli ktoś jest roztropny, mądry, rozumie co się wokół niego dzieje, to poradzi sobie w każdej sytuacji. Oto mamy klasyczne rozwiązanie, które sprawdza się w każdej rzeczywistości – również współczesnej.

Słowem – szkoła ma nauczyć dobrze mówić, pisać, czytać, myśleć, wyposażyć w wiedzę ogólną, kulturową, niezbędną do funkcjonowania w danej społeczności i rozumienia tego, co się wokół dzieje, a także ma wspierać rodzinę w funkcji wychowawczej.

Nie dać się propagandzie fałszywych proroków

Nie można dać się zwieźć hasłom, wedle których, uzdrowienie edukacji ma polegać na jej wykończeniu. Nie można rezygnować z wiedzy ogólnej (wylewać dziecka z kąpielą) pod pretekstem, że rozwój nauki jest tak dynamiczy, iż szkoła nie nadąża z przyswajaniem nowych wiadomości. Olbrzymia część wiedzy (zwłaszcza w naukach humanistycznych) jest stała i niezmienna. A jeśli ktoś chce ją zmieniać, to tylko z powodów ideologicznych, sprytnie wykorzystując do tego nowe zjawiska społeczne i rewolucję technologiczną.

Powtórzmy: – najpierw trzeba ukształtować człowieka w każdym wymiarze jego egzystencji, a wtedy poradzi sobie w życiu, także tym skomplikowanym zawodowo.

Na koniec warto wspomnieć o jednym, istotnym czynniku. Państwo ma wspomagać człowieka w poszukiwaniu pracy poprzez to, że będzie podejmowało działania sprzyjające rozwojowi gospodarki. Jeśli na rynku pracy będzie ciasno, a podatkami będzie się dusiło ludzką inicjatywę, to nawet dobre zmiany w szkolnictwie niewiele pomogą.

PS. Wszystkich zainteresowanych problematyką edukacyjną zachęcam do zapisania się na mój emailowy (darmowy) kurs: „9 zasad dobrego i skutecznego wychowania”.