KOKO, KOKO nie ma EURO, nie ma SPOKO
Roman Obawa
Optymiści, szczególnie ci niepoprawni, zostali sprowadzeni na ziemię. Poseł Jan Tomaszewski miał rację i niezależnie od naszych sympatii do niego, kolejny raz bezbłędnie odkrył kołdrę, pod którą było tylko mnóstwo nieczystych zagadkowych spraw i których w żaden sposób nie da się zawinąć w kolorowe papierki. Mamy za sobą zenit naszego udziału w Euro 2012 i mimo dalszego nadmuchiwania tego propagandowego balonu, powietrze z niego uchodzi szybciej niż opłaceni propagandziści zdołają weń wdmuchać. Robi się brzydki kapeć. A smrodek związany z tą imprezą zaczyna być coraz ostrzejszy.
Trzeźwa ocena umiejętności i naszych możliwości były atakowane zanim jeszcze się pojawiły. Władze zaplanowały igrzyska dla mas, media przystąpiły do wykonywania swoich zadań i wszystko by się udało, gdyby Grecy, Rosjanie, a zwłaszcza Czesi raczyli pamiętać, że to my jesteśmy gospodarzami tej imprezy. Zwłaszcza nasi południowi sąsiedzi zupełnie, tak jakby obca im była wiedzy o prawach gospodarza, wygrali swój ostatni mecz. I wówczas mleko się rolało i wszyscy zobaczyli, jaki ten król jest nagi, co spowodowało, że główny dyrygent zapomniał języka w gębie i nie przyszedł na Plac Defilad, by pożegnać się z kibicami.
Proza życia wymusza swoje prawa. Wreszcie po ochłonięciu i wyzbyciu się euforii, gdy umyjemy twarze z wymalowanych barw narodowych, gdy podliczymy, ile wydaliśmy na te wszystkie gadżety, i gdy uświadomimy sobie, że staliśmy się ofiarami dobrze zaplanowanego interesu międzynarodowej finansjery, dopiero teraz zaczynamy trochę myśleć również w kategoriach koszt-efekt.
Trudno bowiem przejść do porządku dziennego, gdy słyszymy o potrzebie ciągłego oszczędzania i dalszego zaciskania pasa, a jednocześnie zaczyna do nas docierać, że w przezwyciężaniu kryzysu powinniśmy realizować inwestycje infrastrukturalne ze szczególną ostrożnością, pamiętając o błędach innych, dla których wzniesione wielkim wysiłkiem obiekty sportowe stały się z czasem przyczyną krachu gospodarczego. Grecja jest dobitnym przykładem inwestowania w sport ponad możliwości finansowe. Również i nas to będzie dotyczyć. Zaplanowaliśmy budowę na uroczyste otwarcie i przeprowadzenie imprezy, natomiast nie mamy wiarygodnych wyliczeń na codzienną rzeczywistość.
Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, by w naszym kraju były silne i bogate kluby piłkarskie, w których na cały rok wyprzedane są za duże pieniądze wszystkie miejsca na wielkich stadionach, ale niestety póki co, to mamy biedną skorumpowaną ligę, w której tylko apanaże zawodników są w pewnym stopniu porównywalne. Od wielu lat jest zapotrzebowanie na dobrą piłkę, ale w zamian mamy nieusuwalny zarząd PZPN i pełne sale sądowe działaczy i piłkarzy oskarżonych o korupcyjne realizowanie rozgrywek.
Należy dokonać rozliczenia władzy nie tylko ze zobowiązań, które zresztą zostały potraktowane przez rządzących jedynie w formie agitacji wyborczej, której nie trzeba w pełni realizować, ale przede wszystkim pod kątem zasadności wydania tak wielkich pieniędzy. Jeżeli w kraju brakuje w zasadzie środków na wszystko, od książek po obronność, to lekką ręką nie mogą być wydawane pieniądze na podwójne opłacanie za wykonaną w pośpiechu drogę, czy też źle ułożoną murawę na stadionie. Jeżeli władze Warszawy oszukały mieszkańców stolicy i nie rozpoczęły w terminie budowy drugiej nitki metra, to nie można godzić się z faktem, że ta opóźniona inwestycja będzie miała swoje dodatkowe opóźnienie wynikające tym razem z błędów technologicznych.
Jest też potrzeba, by rządzący usprawiedliwili się przed narodem, dlaczego zamiast dodatkowych miejsc pracy, mieliśmy bankructwa polskich firm, a kilkadziesiąt miliardów złotych zasiliło jedynie kasy firm zagranicznych. To tylko w Polsce może dochodzić do takich sytuacji, że realny wykonawca, jakim jest polska firma, polski robotnik, nie dostają pieniędzy przeznaczonych na zapłatę po wykonaniu zadania.
Czy nie dosyć tej oszukańczej polityki?
Roman Obawa
Najnowsze komentarze