SŁÓW KILKA O POLSKIEJ MARYNARCE WOJENNEJ, CZYLI AROGANCJA WŁADZY
Wiceadm. Marek Toczek
„To nie obronność jest droga, to za bezbronność płaci się najwyższą cenę”.
Jeszcze w styczniu 2011 r. na stronach magazynu techniki militarnej „Polska Zbrojna – Prezentuj Broń” podsekretarz stanu w MON, odpowiedzialny za sprawy uzbrojenia i modernizację, Marcin Idzik (PO) zapewniał, że „…dzięki utworzonemu Inspektoratowi Uzbrojenia (w miejsce zlikwidowanych: Departamentu Zaopatrywania Sił Zbrojnych, części Departamentu Polityki Zbrojeniowej, Biura Analizy Rynku Uzbrojenia, Terenowego Oddziału Techniki Morskiej oraz Oddziału Budowy i Modernizacji Okrętów) …zapanuje wreszcie (w MON) porządek… „. „Centralne plany rzeczowe, za których wykonanie odpowiadam, poszły dobrze i zakupy zostały zrealizowane w 100 procentach. … Plan zakupów był w istocie realizowany w wersji ogłoszonej we wrześniu (2009 r.) i to on określa nam te istotne elementy – …sprzęt dla Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego MW, korweta (Gawron)…”.
Na pytanie: „Po co remontujemy 50 letnie okręty podwodne t. „Kobben” (4 jednostki)? Pan minister odpowiada „Gdyby nie to, Kobbeny wyszłyby już ze służby i MW nie miałaby poza „Orłem” (ORP „Orzeł”) żadnej jednostki podwodnej. A zatem dowódca MW nie miał wyboru – uznał, że lepsze „Kobbeny” niż nic. Do 2018 r. zamierzamy pozyskać jeden okręt podwodny nowego typu, a potem może następny, tak jak zapisaliśmy w programie operacyjnym dla MW”.
Na pytanie: „Nie ma pan poczucia bezradności, gdy chodzi o MW?” minister odpowiedział: „Z MW trzeba postępować ostrożnie, jej potrzeby rzeczywiście są gigantyczny. Brakuje fregat, korwet, zwykłych motorówek, okrętów podwodnych nie mówiąc już o tych, które służą wspomaganiu. MW sama sobie taki los zgotowała, biorąc przed laty używany sprzęt. Może gdyby nie fregaty, zapadłaby decyzja o budowie lub zakupie nowych okrętów.”
Minister wypowiedział się w sprawie BWP. „Mamy w Polsce ponad 1000 bojowych wozów piechoty, a minister (Klich) stwierdził, że program „Puma” jest nieperspektywiczny. Nowa wieża, przy starej przekładni, starym silniku i znikomej odporności balistycznej… Sytuacja jest taka: albo zainwestujemy w wielozadaniową platformę bojową, albo nowy okręt (Gawron)”.
Trudno przejść do porządku nad takimi „wynurzeniami” człowieka, który odpowiada w państwie za tak ważny obszar działalności. Mniejsze o dyletanctwo w obszarze spraw bezpieczeństwa narodowego, stosowanej terminologii, o nieznajomość faktów dotyczących przejmowania przez MW używanych okrętów, porażający jest stosunek do powierzonego obszaru odpowiedzialności w ministerstwie Obrony Narodowej. Zachowanie i logika tego pana pasują, co najwyżej do kantoru z mydłem.
Po zmianie ekipy w resorcie ON (przy kontynuacji władzy przez PO), niemal z marszu uruchamia się oskarżenie MW o wybujałe ambicje, wręcz gigantomanie i nieuzasadnione plany rozwoju MW (?), z aferami korupcyjnymi w tle. Jak się szybko okazało był to doskonały pretekst do przykrycia wcześniejszych zatorów w finansowaniu budowy okrętu i w konsekwencji bezterminowego przerwania programu budowy korwety „Gawron” .
Taką praktykę „sprawowania władzy” w różnych resortach, a w szczególności w MON, obserwujemy od lat, rosną kompetencje cywilnych polityków, ale o ich odpowiedzialności nikt nie chce rozmawiać, oni są poza prawem.
Czyżby, po likwidacji floty morskiej, rybołówstwa dalekomorskiego, stoczni produkcyjnych i setek przedsiębiorstw kooperujących, rybołówstwa bałtyckiego, całego szeregu przedsiębiorstw usług morskich i portowych, wyprzedaży technicznie uzbrojonych nabrzeży portowych i wypchnięciu prawie stu tysięcy specjalistów z tej branży do pracy u obcych (a to tylko jedna z wielu gałęzi naszej dobrze prosperującej gospodarki), przyszła kolej na dławienie Marynarki Wojennej RP (MW). Wszystko na to wskazuje.
W bardzo krótkim dystansie czasu, życia raptem jednego pokolenia i zaledwie kilku kadencji parlamentu RP rujnuje się całe obszary działalności tworzone i doskonalone olbrzymim nakładem sił i środków. Skryte, otulone medialną papką, destrukcyjne polityczne decyzje kolejnych ekip rządowych przechodzą do bezpośrednich wykonawców, a ich działanie czynią spustoszenie niczym kataklizm. Jak to możliwe, że decyzje uderzające w najistotniejsze nasze interesy, pozbawiające naród znacznych dochodów, redukujące atrakcyjne miejsca pracy, niszczące kondycję i prestiż państwa przechodzą gładko, bez ingerencji naczelnych organów nadzoru i kontroli, a my Polacy milcząc dajemy na to przyzwolenie. Zachowujemy się jak nie u siebie, jak nie w swojej Ojczyźnie.
Kto z nas dał swojemu reprezentantowi w parlamencie prawo do wyzbywania się i niszczenia dobra wspólnego, w czyim imieniu podejmowane są decyzje w tzw. trybie dyscypliny partyjnej, czyje interesy reprezentują parlamentarzyści – swoich wyborców czy doraźnych zwierzchników politycznych? Podobnych pytań ciśnie się wiele.
Nasza fasadowa demokracja jest w gruncie rzeczy partyjną dyktaturą, kilku małych partii zawłaszczających sobie pozycje na polskiej scenie politycznej, od lewicy do prawicy. Pozornie partie te zwalczają się w politycznym boju, a w efektach dokonań widać kontynuację realizacji jednego planu. Liczą się tylko dyrektywy ponadnarodowych mocodawców, a naród – suweren zepchnięty został na pozycję gapia i niemego świadka wydarzeń.
W dwudziestoleciu międzywojennym nauczyliśmy się, jako naród uprawiać morze. Z wielkim powodzeniem kontynuowaliśmy tą pracę po II wojnie światowej już w znacznie dogodniejszych warunkach. Robiliśmy to mądrze i co równie ważne skutecznie. Potrafiliśmy z tej pracy czerpać duże zyski dla państwa i dla swych rodzin. Dawało to nam nieskończenie wielką satysfakcję, biało-czerwona bandera była w najdalszych zakątkach świata, wszędzie. Statki wybudowane w polskich stoczniach sławiły dobre imię polskich konstruktorów i stoczniowców, łowione przez rybaków dalekomorskich i bałtyckich ryby trafiały na polskie stoły i na eksport.
Dla nikogo w kraju i za granicą nie było wątpliwości, że Polska była liczącym się państwem morskim. A dzisiaj…, co z tego zostało? Co stało się z tą dumną marynarską bracią, z odważnymi stoczniowcami, portowcami i rybakami, …?
Jak to jest, że miliony Polaków pamiętających jeszcze co znaczy „Polska – państwo morskie”, „ Gdynia – nasze okno na świat”, ci wspaniali ludzie mogą dzisiaj godzić się na taką podłość polityków wobec narodu?
Wróćmy do Marynarki Wojennej RP.
MW od początku III RP traktowana była po macoszemu. Duży wpływ na taki stan rzeczy miała pozorna jej siła (ok. 130 okrętów bojowych) wyniesiona z okresu PRL–u. Lata mijały, wycofywano ze służby kolejne najstarsze, nie perspektywiczne okręty i systemy uzbrojenia. W 2003 roku proces „odchudzania” MW zaczął się intensyfikować. Czas robił swoje, ubywały kolejne jednostki, a o nowych wdrożeniach w MON było nadal cicho. W małej części ubytki MW rekompensowano pozyskanymi kilkoma okrętami z innych flot NATO, tam wycofywanymi już z eksploatacji. Takie działanie miało na celu utrzymanie zdolności MW do realizacji postawionych zadań sojuszniczych. Nie bez znaczenia było tu także utrzymanie kondycji i nawyków morskich załóg okrętów oraz zapewnienie ciągłości szkolenia bojowego zespołów okrętów. Ale taka praktyka to zbawienie na kilka lat, później problemy powracają ze zdwojoną mocą, bo świat idzie naprzód.
Okres ten wykorzystano w Dowództwie MW do wnikliwego analizowania dokumentów dyrektywnych i na tej podstawie wpisania roli i zadań MW RP w system bezpieczeństwa państwa w okresie pokoju, w czasie zagrożeń i wojny, w układzie działań koalicyjnych i samodzielnych. Pod tak przygotowaną strategię, zatwierdzoną do realizacji przez MON i BBN, przygotowano długookresowy plan wdrożenia nowych okrętów i sukcesywnego spisywania starych.
Za najpilniejsze uznano wycofanie z eksploatacji dwóch fregat „Olivier Hazard Perry”, otrzymanych z US Navy (z którymi mieliśmy sporo problemów technicznych, były to pierwsze okręty z długiej serii fregat, nie poddane nigdy modernizacji), czterech okrętów podwodnych t. „Kobben”, po ponad 50 letniej eksploatacji i kończącym się resursem agregatów oraz dwóch korwet rakietowych „Tarantula II”, zakupionych w końcu lat 70-tych w ZSRR. Okręty te nie kwalifikowały się do modernizacji i ich dalsza eksploatacja była nie celowa.
Przy takim założeniu uznano, że podstawowym nawodnym wielozadaniowym okrętem MW na najbliższe 25-30 lat będzie okręt klasy korweta. Tym samym zrezygnowano z większych i znacznie droższych okrętów, jakimi są fregaty. Planowano także kupno 1-3 okrętów podwodnych. Analizując posiadane możliwości techniczne przez Stocznie MW i oferty handlowe wybrano sprawdzony pod względem konstrukcyjnym projekt kadłuba korwety (licencja niemiecka) do wykonania w kraju. Zaprojektowano warianty uzbrojenia i wyposażenia okrętu. Określono wymaganą ilość okrętów budowanych w serii i ogólny koszt ich budowy.
Projekt budowy korwet nazwany „Gawron” zyskał akceptacje władz i został ujęty w planie inwestycyjnym MON. Powstające niemal od początku budowy zatory finansowe na linii MON – MW – Stocznia MW prowadziły do znacznego wydłużania się cyklu budowy pierwszego okrętu, generowania dodatkowych kosztów, co wykorzystywano jako argument do sukcesywnego skracania serii, do pojedynczego okrętu.
Nowo mianowany minister ON, po kilku tygodniach swego urzędowania, wyrażając „swoją” wizję działania MW RP w systemie bezpieczeństwa państwa, podjął decyzję o całkowitym wstrzymaniu finansowania i przerwaniu dalszych prac wyposażeniowych na ukończonym już kadłubie korwety.
Myślą przewodnią wyrażonej koncepcji ministra w sprawie MW było stanowisko wypracowane przez specjalistów ze Sztabu Generalnego WP, ograniczające zasięg działania MW do akwenu Morza Bałtyckiego, a ściślej mówiąc do współuczestnictwa w obronie polskiego wybrzeża. Do tego nie potrzebne są „duże i drogie” okręty więc szkoda pieniędzy na „Gawrona”.
Na wyrażoną decyzję ministra ON szybko nałożyła się popierająca go wypowiedź premiera D. Tuska i głosy wsparcia wyrażone przez ministra R. Sikorskiego i ministra J.V. Rostowskiego. Panowie ci, pomijając względy merytoryczne, nie orientując się w szczegółach kontraktu licencyjnego wyskoczyli z ofertą, że znajdą szybko kupców na wybudowany kadłub i sporą część wydanych pieniędzy odzyskają… Pozostawiam to bez komentarza.
Niemal równolegle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiła się liczna rzesza „ekspertów” i rozpoczęła się szeroka medialna dyskusja zmierzająca do utrwalenia w świadomości Polaków przekonania – jesteśmy członkiem NATO, że Bałtyk to małe morze i polskiego wybrzeża można bronić rakietami z lądu lub małymi okrętami – stawiaczami min i trałowcami itp.
W licznych wypowiedziach i publikacjach przekonywano, że projekt budowy korwet „Gawron” to gigantomania „ambitnych admirałów”, którym marzą się wielkie okręty z innej epoki, parady morskie, świsty trapowe, gale banderowe i …., a w ogóle to w procesie inwestowania projektu dopuszczono się (tu wymieniono inicjały osób) korupcji, braku nadzoru i szeregu innych nieprawidłowości.
Poszli więc na całość, scenariusz podłych zachowań nie jest mi obcy i choć przyznać muszę, że to oręż skuteczny tyle, że na krótką metę.
Ciekawe zachowanie zademonstrowała opozycja parlamentarna. Ani jednym słowem nikt z polityków opozycji nie zapytał skąd raptem taka zmiana stanowiska resortu ON w sprawie działania MW, jaki był przebieg całego procesu przygotowania tego projektu, jakie przyjęto wymagania taktyczno – operacyjne dla okrętów, jakie założenia taktyczno – techniczne dla jego uzbrojenia i wyposażenia ?
Przecież oni doskonale wiedzą, że o tym nie decydowali admirałowie. Oni co najwyżej mogli przedstawić warianty rozwiązań, ich operacyjno – taktyczną ocenę i swoje preferencje.
Nikt nie zapytał jakie przesłanki stały za określeniem takiej, a nie innej ilości okrętów, dlaczego tak drastycznie zmniejszono ich ilość, jak redukcja kolejnych jednostek wpływała na cenę jednostkową, na kondycję Stoczni MW, której nie można traktować jak fabrykę ołówków, co wreszcie zyskiwaliśmy jako państwo inwestując w wyposażenie Stoczni MW, zakładu przemysłu obronnego.
Nikt nie dociekał jak realizowano w kolejnych latach zatwierdzony plan finansowy inwestycji MW, jakie to miało skutki gdy z budżetu MON w 2000 r. przekazano do MW 8,3%, aby po kolejnych coraz gorszych latach, w 2009 roku. zjechać do 2,9%. A przecież budżet MON zwiększał się z 13,9 mld. zł w 2000 r. do 23,1 mld. zł w 2008 r. Gdyby utrzymano poziom finansowania MW na wysokości min. 6 % budżetu MON, dzisiaj pierwszy okręt pr. Gawron, ORP „Ślązak” byłby już włączony w codzienną eksploatację i program inwestycyjny przebiegałby bez zakłóceń. Nikt nie chciał jednak słuchać wówczas jakie skutki dla MW RP wynikną z decyzji tak znacznego ograniczenia finansowania inwestycji.
Czyżby strategiczna wizja Rzeczypospolitej jako państwa morskiego w wykonaniu polityków ostatnich kilkunastu lat, ze szczególnym wskazaniem na PO, PiS, i SLD sprowadzać się będzie w praktyce do utrzymania pododdziałów wartowniczych na brzegu, pilnowania sprawności oznakowania nawigacyjnego i utrzymania w czystości wybranych odcinków plaż nadmorskich. Wszystko na to wskazuje.
Jeżeli przyjrzymy się aktualnemu składowi sił morskich RP i perspektyw ich dalszej eksploatacji, to skóra cierpnie. Potencjał bojowy naszych sił morskich na Bałtyku to dzisiaj ledwo 4 – 5 % z wyraźną tendencją szybkiego zmniejszania się.
Morskiego lotnictwa uderzeniowego nie posiadamy już od dawna. Eskadry Mig-29, F-16 nie ćwiczą elementów współdziałania z MW. System obrony powietrznej (p/rakietowej, p/lotniczej) od strony morza nie istnieje. Okrętów bojowych formalnie posiadamy jeszcze 38, ale w tym jest tylko 13 okrętów uderzeniowych: fregaty rakietowe – 2, korwety rakietowe – 2 dozorowiec – 1, małe okręty rakietowe – 3, okręt podwodny średni – 1, okręty podwodne małe – 4. Część z nich już dzisiaj ze względów technicznych nie wychodzi na morze. W perspektywie najbliższych 2-3 lat z listy floty ubędzie 8 – 9 okrętów uderzeniowych, bo dalsza ich eksploatacja jest niemożliwa lub niecelowa. Podobnie przedstawia się sytuacja w grupie jednostek zabezpieczenia działań. Oznacza to w praktyce utratę możliwości działań bojowych MW RP na morzu, prowadzącą w dalszej kolejności do przerwania
narodowego systemu szkolenia kadr morskich i w konsekwencji likwidację MW RP.
Minister ON na spotkaniu z wyższą kadrą MW, w końcu ubiegłego roku, zapowiedział, że w ciągu kilku tygodni zaprezentuje nową koncepcję rozwoju MW.
Stowarzyszenie „Klub Inteligencji Polskiej” dostrzegając wadliwość podjętych działań wobec MW i nikłe zainteresowanie sprawą właściwych konstytucyjnych organów państwa zwróciło się 12 marca 2012 r. w piśmie do Prezydenta RP, Zwierzchnika Sił Zbrojnych RP z prośbą o interwencję i doprowadzenie do możliwie szybkiej merytorycznej debaty dot. sytuacją MW, która oceniamy jako sytuację krytyczną. Zwrócono uwagę, że w opinii licznej rzeszy uznanych fachowców decyzja o przerwaniu budowy korwety pr. „Gawron”, jest złą decyzją.
Podobne krytyczne głosy w tej sprawie wypowiadali specjaliści- -oficerowie MW będący już poza służbą czynną, publikując swoje stanowisko w wydawnictwach specjalistycznych i prasie lokalnej.
W końcu marca minister ON na spotkaniu z wyższą kadrą MW przedstawił „Koncepcję rozwoju MW do roku 2030” opracowaną w kręgu tych samych „specjalistów” bez konsultacji z oficerami MW. Jedynym pozytywem tego spotkania było to, że „Koncepcja…” nie jest dokumentem zamkniętym, że to nadal propozycja (pytanie dla kogo?). Minister nie zamyka dyskusji i liczy na propozycje.
Czas biegnie. Od decyzji na budowę okrętu do podniesienia bandery i wyszkolenia załogi potrzeba minimum 3-4 lat. Nierozważnymi decyzjami straciliśmy kilka lat, a tą ostatnią – o wstrzymaniu budowy – już ponad pół roku i nic nie wskazuje, aby ktokolwiek z polityków próbował naprawić ten błąd. Tak wygląda proces decyzyjny w sprawach obronności, sprawach najwyższej wagi.
cdn.
Julianów, 6 czerwca 2012 r. opracował, Marek Toczek
Najnowsze komentarze