Arcybiskup Głódź: Sztandaru „Solidarności” nie można chować do muzealnej gabloty – bo zostanie szturmówka i ulica
Wywiad 15.06.2012 r
Ludzie władzy ulegają pokusie zaczarowania niewygodnej dla nich rzeczywistości i lekceważenia związków zawodowych – z metropolitą gdańskim ks. abp. Sławojem Leszkiem Głódziem rozmawia Artur S. Górski
– Przed dwoma laty, w rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych, mówił ks. arcybiskup „nie czas zwijać sztandary”. Wkrótce minie 21 lat od pierwszych wolnych wyborów parlamentarnych. No właśnie – nie czas? Niektórzy z tych, którzy tworzyli „Solidarność” obrali drogę władzy i tak zwanej nowoczesnej gospodarki wolnorynkowej, w której jakoby nie ma miejsca na związki zawodowe. Były lider związku, mówi nawet o pałowaniu związkowców. Czy nadchodzi kres związków zawodowych w czasach liberalnej gospodarki?
– Trzeba powiedzieć jasno – związki zawodowe są umocowane ustawowo i nie tylko mają prawo, ale i mają obowiązek zabierać głos w sprawach publicznych, nie tylko w kwestiach pracowniczych. „Solidarność” to etap drogi ku odmianie losu, ku naprawie Ojczyzny..„Solidarność” w 2012 roku należy rozpatrywać w trzech płaszczyznach – rzeczywistej, jako związek świata pracy, w sferze moralno-etycznej, jako idea i duch oraz po trzecie – w kategorii muzealno-kombatanckiej…
– Muzealno-kombatanckiej?
– Jest projekt „Solidarności” gablotowo-wystawowej. To Europejskie Centrum Solidarności.
– ECS to będzie swoisty pomnik ludzi władzy, dający im legitymizację?
– Znajdujmy się w sytuacji, gdy punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Innymi słowy – mamy odmienne spojrzenia na te trzy rzeczywistości. Do tego sprawujący władzę mają przecież świadomość, że nie ma dzisiaj gigantów, nie ma wielkich zakładów pracy. Jaki protest może wstrząsnąć krajem? Nie ma Nowej Huty, Ursusa, stoczni. I ludzie władzy ulegają pokusie lekceważenia i czarowania niewygodnej dla nich rzeczywistości i lekceważenia istnienia związków zawodowych.
– Ta arogancja władzy ujawniła się w tak istotnym temacie, jak wiek, do którego musimy pracować, by pójść na wypracowaną emeryturę…
– W tej debacie przed związkami zatrzaśnięto drzwi. Drzwi parlamentu zamknęli przed „Solidarnością”, ci, którym ta „Solidarność” otworzyła wrota do polityki, otworzyła na oścież drzwi do Sejmu i do Senatu. Interesujące, że na płaszczyźnie idei wszyscy są zgodni. Okazuje się, że można obnosić się z ideami wolności i solidarności, jeździć z tym za granicę. Do Tunezji, do Egiptu i do Ameryki Łacińskiej. Opowiadać slogany na konferencjach. Z tych idei głoszonych na konferencjach, ze sloganów, część historycznych postaci „Solidarności” po prostu żyje – w dosłownym znaczeniu.
– I to żyje godziwie, pobierając tantiemy za rozmaite wykłady, czy za samą obecność…
– Stoczniowcom, robotnikom zaś zostały szturmówki i ulica.
– „Solidarność” to slogan, czy gablota w muzeum?
– Ależ ta część dawnych jej działaczy, która dotyka władzy, bądź jest z nią spokrewniona, widziałaby chętnie „Solidarność” tylko w gablocie muzealnej, a sztandar „Solidarności” ich zdaniem najlepiej by się prezentował w gablocie, w jakimś centrum europejskim. Wielokrotnie mówiłem, i raz jeszcze powtarzam, sztandarów nie wolno zwinąć. Bo one są nie do gablot, nie do sloganów, ale do rzeczywistości.
– Związki zawodowe mają silną pozycję w krajach cieszących się bardzo dobrą kondycją, jak np. Norwegia…
– I dlatego też nie można ulec hasłom głoszonym przez ulegle władzy media, w otoczce pseudonowinek, że związki nie maja racji bytu, że hamują gospodarkę. „Solidarność” jest dalej żywa w rodzinie związków zawodowych europejskich i światowych. To nie wymysł Piotra Dudy, czy Janusza Śniadka.
– W obronie „Solidarności” symbolicznie stanęła starsza pani z kiosku przy gdańskiej stoczni, kiedy pojawiła się ekipa, by zdjąć napis „Solidarność” i odsłonić imię Lenina. Trzeba więc bronić Solidarności nad stocznia, gdzie się narodziła?
– „Solidarność” się obroni. Do jakich czasów doszliśmy, że Lenin wrócił na bramę zakładu pracy. Na szczęście ludzie prości, którzy wierni są idei, mają rozeznanie co jest dobrem, a co złem. Trzeba podziwiać tych, którzy byli u jej początków i pozostali wierni.
– Jak jest polska klasa polityczna w czasie, gdy nie myśl państwowa, a błyskotliwa puenta, ładny uśmiech na bilbordzie, zgrabna sylwetka przekonuje wyborców. Kościół tez znalazł się w defensywie…
-My nie musimy się włączać w te pseudodebaty, ale jest to stan, który nie powinien w państwie demokratycznym zaistnieć. Historia państwowości polskiej to stan harmonii z Kościołem. Tym silniejsze jest państwo nim więcej ma elementów wspólnych. Im więcej jedności i podmiotowości obywateli.
– Do tej podmiotowości i świadomości obywatelskiej konieczna jest informacja. Tymczasem mamy dyktat mediów głównego nurtu i zatykanie innych kanałów informacji…
– Media tego głównego nurtu, ich baronowie i gwiazdy, żyją z bliskości władzy, krytykując opozycje, bo nic się na tym nie traci. Są liderzy, baronowie i są wykonawcy, pomagierzy, działający pod dyktando.
– Wolność słowa, zniesienie cenzury prewencyjnej, to postulaty każdego ruchu wolnościowego. Podstawowe prawo człowieka to prawo do swobody wypowiedzi, czyli wolność środków masowego przekazu. Czy jest ono respektowane?
– Zablokowanie dostępu odbiorcom TV „Trwam” do programu nadawanego z multipleksu cyfrowego dotyczy ośmiu milionów ludzi. Osiem milionów rodaków ma świadomość, że jest dyskryminowanych i to w imieniu demokracji i pluralizmu. Jeśli instytucje prawne nie są w stanie zapewnić prawa o które ludzie się upominają, to upomniała się ulica. Nie wolno dopuścić do dysharmonii społecznej. Harmonia jest w interesie państwa.
– Nurtu, w którym dominują ludzie, którym bliżej do libertynizmu niż liberalizmu. Tematem wiodącym maja być tzw. małżeństwa osób tej samej płci, manipulacje w sferze życia, in vitro. To powtórka z polityki socjalisty Jose Luisa Zapatero, który zapomniał o miejscach pracy, dał się ograć finansjerze, a efekty – co drugi młody Hiszpan nie ma pracy. Łatwiej mówić o paradach równości, funduszu kościelnym niż o miejscach pracy, długu publicznym, bankructwie ZUS…
– Część problemów żywotnych dla życia narodu, dla społeczeństwa, idzie jak gdyby drugim nurtem. To tendencja szkodliwa dla bytu państwowego, a część mediów reaguje na przycisk decydentów. Ta malowana nierzeczywistość, to rozdwojenie powoduje, że wytwarza się opór i konflikt między ludem, a władzą, a jak mawiał ksiądz kardynał Wyszyński w takim sporze rację ma zawsze lud. Naród jest suwerenem ojczyzny. Prymas Tysiąclecia możnym tamtej epoki mówił „Non possumus”!
– W tym nauczaniu papież przypomniał słowa św. Pawła „Jeden drugiego brzemiona noście”. W czasach dyktatu pieniądza, hedonizmu, libertynizmu i kapitalizmu rodem z powieści Dickensa, czy „Ziemi Obiecanej” słowa te brzmią anachronicznie.
– Co to znaczy niesienie brzemion? Nie upraszczajmy głębi nauczania św. Pawła. Jest w tym głęboka treść. Czyż takim brzemieniem nie jest zobowiązanie, sprawa trwałości rodziny, sprawa troski i ochrony przed manipulacją życiem? To wskazówka na całokształt stosunków społecznych.
– Zatem dotyczy to tez władzy, ale jako służby?
– Mandat do sprawowania władzy dają wybory. Jeśli niedoskonała jest władza to sięgnijmy do kartki wyborczej i do świadomego głosu. To w czasach totalitaryzmu rządziła uzurpatorska władza. Jednak i niedoskonała demokracja może przerodzić się w tyranię, w panowanie, a nie w służbę. Niedoskonała demokracja podlega wynaturzeniom i wówczas rządzi propaganda i pieniądz.
– Czy dzisiaj Kościół w Polsce jest w defensywie? Katolicka nauka społeczna raczej nie jest wyznacznikiem polityki państwa….
– Kościół głosi ewangelię równości, ale nie jest instrumentem rozwiązywania wszystkich spraw. Od tego są władze. Kościół wskazuje jaką droga należy iść. Kościół nie wiąże się ani z nogą prawą, ani z nogą lewą, ani z protezą. Protezy powinny pamiętać, że na Zachodzie wykształciła się trzecia droga, która nie buduje swego posłannictwa politycznego na walce z Kościołem, na mówieniu o religii jak o opium dla ludu, ale opiera się na programach rzeczywistego rozwiązania społecznych problemów i odpowiada na biedę. Kościół naucza i goi rany poprzez działalność charytatywną. Nie może zastąpić ministerstwa zdrowia, pracy. Kościół nie działa tylko linii horyzontalnej. Pierwszym zadaniem Kościoła jest linia wertykalna. Te linie się stykają w znaku krzyża. W takiej harmonii muszą być też kształtowane relacje pracodawcy – pracownicy. W harmonii, w zrozumieniu. Jeśli wynagrodzenie jest chore, to i praca jest chora. Rodzi się konflikt.
Najnowsze komentarze