Gospodarka na złej liberalnej drodze. Przyczyny gospodarczej klęski.
prof. Włodzimierz Bojarski
Rozmiar dokonanych zniszczeń i głębokość zapaści gospodarczej skłaniają do wyraźnego mówienia o klęsce gospodarczej poniesionej przez Polskę w okresie neoliberalnej transformacji. Ogólna ocena tej klęski wymaga szerszego spojrzenia historycznego.
W wyniku I wojny światowej, a następnie wojny bolszewickiej z Rosją, Polska była straszliwie zniszczona. Do tego doszła wkrótce obca dywersja, wojna celna z Niemcami oraz zapaść gospodarcza wywołana przez wielki światowy kryzys ekonomiczny końca lat 20. Pomimo tego w ciągu 15 lat wielosektorowej gospodarki rynkowej i interwencjonizmu państwowego do 1939 r. odbudowano i zintegrowano rozdarty i zniszczony wcześniej przez trzech zaborców kraj. Zbudowano Centralny Okręg Przemysłowy, nowoczesną Gdynię, port i magistralę węglową ze Śląska, zaporę wodną w Rożnowie oraz uzbrojono narodową armię[1].
W złym systemie gospodarczym PRL, w dziesięcioleciu 1971-1980, zrealizowano szeroki program modernizacji 2/3 polskiego przemysłu oraz program inwestycyjny. Warto przypomnieć budowę najbardziej kapitałochłonnych obiektów: Huty “Katowice”, elektrowni Bełchatów, Portu Północnego w Gdańsku, rafinerii w Płocku, drogi szybkiego ruchu z Warszawy na Śląsk czy Trasy Łazienkowskiej w stolicy. Przyrost wartości majątku trwałego w tym okresie szacowano wówczas (na pewno z propagandową przesadą) na 336 mld dolarów, przy zadłużeniu zagranicznym na 18 mld dolarów. Stworzono około 1,8 mln nowych miejsc pracy i wzrosły wynagrodzenia[2]. Pozostały jednak liczne wady systemu i pod koniec tego okresu doszło do załamania koniunktury oraz wielkich protestów społecznych. Niemniej okres powojennej odbudowy, uprzemysłowienia i rozwoju kraju obejmuje liczne pozytywne osiągnięcia Narodu, zasługujące na trwałą pamięć i uznanie.
Jak na tym tle można ocenić ostatnie 15 lat – od 1990 do 2005 roku?
Gospodarka neoliberalna doprowadziła do zniszczenia i wyprzedaży ponad połowy majątku narodowego, do ogromnego zadłużenia kraju i zwolnienia z pracy paru milionów obywateli oraz do utraty przez młode pokolenie Polaków perspektyw życia w Ojczyźnie.
Wielu źle wykształconych młodych liberałów nie zdaje sobie sprawy z tej szokującej różnicy dokonań wymienionych okresów w naszym kraju. Nie orientuje się też w możliwościach i wysokim tempie rozwoju osiąganym dawniej przez Japonię, a w ostatnich latach przez Chiny, Koreę, Indonezję i inne kraje, które podobnie jak Polska międzywojenna łączą gospodarkę rynkową z interwencjonizmem państwowym. Odrzuciły one neoliberalne zalecenia “autorytetów światowych”, Banku Światowego i innych globalistycznych organizacji.
Tymczasem dogmatyczni liberałowie niepowodzenia gospodarcze Polski tłumaczą niedostatkiem liberalizmu w okresie transformacji, brakiem stabilizacji, nadmiernymi ograniczeniami ze strony państwa, zbyt wysokimi obciążeniami podatkowymi i świadczeniami socjalnymi oraz niedostateczną swobodą dla działalności przedsiębiorstw.
W rzeczywistości o dużym zakresie i tempie zniszczeń polskiej gospodarki zdecydowały następujące, wrogie działania neoliberalne i przestępcze:
1. Opanowanie i sparaliżowanie państwowych organów kierowania i nadzoru gospodarczego oraz organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości.
2. Zablokowanie możliwości przekształcenia własności państwowej na rzecz władz komunalnych, spółek pracowniczych i instytucji publicznych.
3. Finansowa “terapia szokowa” Balcerowicza, podważająca warunki finansowe działalności przedsiębiorstw krajowych.
4. Uniezależnienie Narodowego Banku Polskiego od polskich władz oraz przejęcie większości krajowych banków i instytucji finansowych przez kapitał zagraniczny, niechętny wzrostowi krajowej wytwórczości.
5. Zawłaszczenie licznych składników majątku narodowego przez nomenklaturę partyjną i jej wspólników oraz dalsze działania pozaprawne.
6. Przejmowanie przez kapitał zagraniczny w trybie pozornej sprzedaży bardziej wartościowych państwowych przedsiębiorstw oraz zrywanie krajowych powiązań kooperacyjnych i wpływów budżetowych.
7. Nadmierne obciążenie budżetu państwa rosnącymi kosztami obsługi długu, wydatkami na rzecz Unii Europejskiej i innych organizacji, kosztami wojskowych misji międzynarodowych i zakupu zagranicznego uzbrojenia (np. amerykańskich myśliwców) przy równoczesnych zwolnieniach podatkowych zagranicznych “inwestorów”.
8. Osłabienie aktywności i odpowiedzialności dyrekcji przedsiębiorstw i instytucji państwowych w oczekiwaniu na “restrukturyzację”.
9. Zdrada interesu narodowego, rozwój przestępczości gospodarczej, korupcji i mafii powiązanych ze służbami specjalnymi i obcą agenturą.
10. Opanowanie środków masowego przekazu przez zagraniczne ośrodki dyspozycyjne zainteresowane przemilczaniem i fałszowaniem destrukcyjnych procesów gospodarczych w kraju.
Mniej widoczny, ale istotny udział w procesie postępującej destrukcji gospodarczej ma również bardzo wysokie oprocentowanie kredytu bankowego. W dalszej części pokażemy, jak wadliwie działa ten mechanizm.
Wątpliwy wzrost dochodu narodowego
Przyjęcie w “Narodowym Planie Rozwoju Polski” na lata 2007-2013, podobnie jak na lata 2004-2006, produktu krajowego brutto za cel główny gospodarki jest karygodnym błędem i szczególnym fałszem, na co zwracałem już uwagę[3]. Wskaźnik PKB ujmuje całość aktywności gospodarczej w kraju, ale nie łączy się jednoznacznie ze wzrostem materialnego poziomu życia społeczeństwa. W Brazylii w ciągu czterdziestu lat po II wojnie światowej wskaźnik PKB wzrósł aż szesnastokrotnie, a nie doprowadziło to nawet do zmniejszenia biedy[4]. W USA od 1973 r. PKB wzrósł o 55 proc., a płace realne spadły o 14 proc.5.
Podstawowym celem gospodarki nie jest wzrost PKB, a możliwie pełne zaspokojenie naturalnych, obiektywnych potrzeb materialnych i duchowych oraz wszechstronny rozwój każdego człowieka i społeczeństwa. Trzeba przy tym mówić o poziomie i jakości życia wszystkich obywateli. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ z 1948 r. w artykule 25 stanowi: “Każdy człowiek ma prawo do poziomu życia zapewniającego zdrowie i dobrobyt jemu i jego rodzinie, włączając w to wyżywienie, odzież, mieszkanie, opiekę lekarską i konieczne świadczenia socjalne, a także prawo do poczucia bezpieczeństwa w przypadku bezrobocia, choroby, kalectwa, owdowienia, starości lub utraty środków do życia w inny sposób od niego niezależny”. Te podstawowe prawa liberalni autorzy Planu całkowicie zlekceważyli, przy pełnej akceptacji władz Unii Europejskiej.
Wartości wskaźników PKB rosną z roku na rok z kilku powodów, także niezwiązanych ze wzrostem gospodarczym. I tak, PKB rośnie wraz ze wzrostem stawek podatku VAT, z reorganizacyjnym dzieleniem jednostek gospodarczych i procesów objętych analizą, ze zmianami szacowania aktywności “szarej strefy” gospodarczej oraz zaliczania innych usług gospodarczych, nie podlegających formalnej rejestracji (np. pomocy sąsiedzkiej i wartości usługi z własnościowego mieszkania). Wskaźnik rośnie też, kiedy rosną ceny, różnie przeliczane przy porównaniach. I co najważniejsze, PKB rośnie także wraz ze wzrostem dochodów czerpanych z naszej gospodarki i wywożonych za granicę, a są to szybko rosnące i tylko częściowo ujawnione dochody.
PKB nie obejmuje tak istotnej dla jakości życia wartości domowych usług wychowawczych, opiekuńczych i społecznych oraz korzystania ze zdrowego środowiska, nie uwzględnia też wartości majątku zniszczonego czy wyprzedanego, zniszczonego środowiska i zasobów naturalnych. Za to do PKB zalicza się różne formy działalności o charakterze negatywnym, jak np. koszty likwidacji kopalń i zakładów pracy, usuwania skutków powodzi, napraw awaryjnych, rekultywacji środowiska, walki z przestępczością, spekulacje finansowe i inne.
Udział realnej produkcji przemysłowej, stanowiący dawniej główną część wartości PKB, wynosi obecnie zaledwie 22 proc. Ponad 60 proc. PKB wytwarzane jest obecnie w sferze usług, w większości w dziedzinie inżynierii finansowej, oraz w usługach częściowo zbytecznych (np. pośrednictwa, reklamy i propagandy). Z tych wszystkich powodów wskaźnik wartości PKB właściwie nie nadaje się do porównań międzyokresowych aktywności gospodarki narodowej[5,6].
Zmiany wartości PKB nie pokazują tego, co dzieje się w gospodarce i społeczeństwie, nie są więc poważnym argumentem potwierdzającym realny wzrost naszej polskiej gospodarki. Lepszym wskaźnikiem byłby już produkt narodowy netto. Do jego wyznaczenia potrzeba od produktu krajowego brutto odjąć wartość amortyzacji majątku krajowego oraz dochody dla zagranicy, a dodać dochody krajowe z zagranicy. Trudności obliczeniowe tego wskaźnika są jednak większe i na ogół nie jest on wyliczany.
Opracowano kilka wskaźników znacznie lepiej aniżeli PKB charakteryzujących poziom i jakość życia obywateli. W Polsce pionierskie badania w tym zakresie podjął już czterdzieści lat temu prof. Jan Drewnowski[7] (kontynuowane następnie w Genewie). Organizacja Narodów Zjednoczonych stosuje indeks rozwoju ludzkiego, a organizacja Redefining Progress z San Francisco tzw. wskaźnik autentycznego postępu. Jest potrzeba powrotu do wyznaczania tych wskaźników w kraju i zdystansowania się od propagandowego i zafałszowanego wskaźnika PKB.
Przy okazji warto zauważyć, że prace i publikacje naszego Głównego Urzędu Statystycznego stale pozostają pod wpływem państwowej ideologii wzrostu, a nie interesu społecznego. Wystarczy porównać dane statystyczne dotyczące np. uposażeń pracowniczych czy obcych narodowości zamieszkujących w Polsce, zawarte w “Dużym Roczniku Statystycznym Rzeczypospolitej Polskiej 2005” i w “Małym Roczniku Statystycznym 1938”, aby dostrzec rażące braki naszej obecnej statystyki. Dominują wartości średnie ukrywające zwiększenie się rozwarstwienia społecznego.
Dramatyczne skutki gospodarki liberalnej w świecie
Nastawienie na osiąganie możliwie dużych, szybkich i mało ryzykownych dochodów skłania dziś przedsiębiorców kapitalistycznych do unikania kapitałochłonnych inwestycji trwałych, tak potrzebnych szczególnie w przemyśle ciężkim, energetyce i infrastrukturze. Dlatego chętnie, za niewielkie pieniądze, wykupują istniejące obiekty za granicą, posiadające już wykwalifikowanych, tanich pracowników oraz odpowiednią infrastrukturę. Po modernizacji eksploatują je jak długo się da, aby po zniszczeniu porzucić je i przenieść się do innych.
Tym bardziej unikają oni wszelkich inwestycji wolnorentujących się w sieci infrastrukturalne. Dążą do szybkiej eksploatacji zagospodarowanych już zasobów naturalnych i wykupują za granicą dalsze zasoby, zabezpieczając sobie przyszłe potrzeby. Lekceważą i omijają międzynarodowe konwencje o ochronie środowiska, a przoduje w tym najbogatsze państwo świata – USA.
Pogoń za najtańszymi warunkami działalności gospodarczej skłania przedsiębiorców do przenoszenia jej do krajów najbiedniejszych, o najniższym poziomie płac i najłatwiejszym wyzysku miejscowych pracowników. Często są to nieletni, jak np. w Indiach, którzy powinni jeszcze uczęszczać do szkół. W końcu łatwość i pewność zysków pcha kapitalistów do ograniczania swej działalności produkcyjnej, a poszerzania międzynarodowych spekulacji czysto finansowych. Nadaje to całej gospodarce neoliberalnej piętno doraźności i ponadnarodowego kosmopolityzmu, bez troski o zrównoważony rozwój poszczególnych krajów i całego świata.
Warunkiem uzyskania międzynarodowej pomocy jest zwykle szerokie otwarcie gospodarki kraju potrzebującego na gospodarkę światową, czyli zderzenie słabej gospodarki miejscowej z potentatami międzynarodowymi. Powoduje to gwałtowny napływ tańszych, masowych towarów zagranicznych i zmniejszenie produkcji miejscowej. Przybywają też zagraniczni inwestorzy, którzy wykupują najlepsze obiekty, a osiągane zyski wywożą za granicę i tam też zwykle opłacają podatki. Krajowi uboższemu pozostawia się natomiast utrzymanie i rozbudowę kosztownej infrastruktury, kształcenie potrzebnych pracowników, opiekę zdrowotną oraz utrzymanie rencistów i emerytów. Kraje rozwijające się zmuszane są do sprzedawania krajom bogatym swoich produktów, głównie rolniczych i surowcowych, po zaniżonych cenach. Szerzej mechanizmy neokolonializmu, niszczące siły rozwojowe krajów biedniejszych, przedstawiłem w książce: “Dokąd Polsko? Wobec globalizacji i integracji europejskiej”[8].
W drugiej połowie XX wieku kraje bogate zaoferowały krajom rozwijającym się, podobnie jak Polsce w okresie transformacji, znaczne “kredyty pomocowe”, głównie na cele nieprodukcyjne. W ten sposób wepchnęły je w “pułapkę zadłużeniową”. Teraz każdego dnia kraje rozwijające się spłacają krajom rozwiniętym około 300 mln dolarów, to jest dwa razy więcej aniżeli otrzymują “pomocy” (m.in. na spłacenie odsetek od poprzednich pożyczek). Według danych Programu Rozwoju ONZ (UNDP), 80 proc. krajów świata ma obecnie dochód na mieszkańca niższy niż 10 lat temu, a 60 krajów stale ubożeje od 1980 roku. Nędza w świecie poszerza się i pogłębia, obok stałego wzrostu bogactw nielicznych i pomimo stałego wzrostu możliwości zaspokojenia potrzeb wszystkich ludzi na świecie.
Utrzymaniu “ładu i rozwoju” (dyscypliny) w świecie niesprawiedliwości gospodarczych służą potężne instytucje międzynarodowe, takie jak Światowy Bank Rozwoju i jego odpowiedniki regionalne, Światowy Fundusz Walutowy, Światowa Organizacja Handlu WTO i inne. Natomiast powstrzymanie zaciekłej konkurencji między korporacjami najbogatszych krajów świata jest celem spotkań Grupy G-8 i innych, które uzgadniają podział między siebie światowych rynków zbytu oraz specjalizacji produkcyjnych. Czynią też gesty mające łagodzić sprzeciw biedniejszej, większościowej części świata. Nie zapobiega to jednak grożącej globalnej rewolucji czy wojnie.
Stałemu narastaniu różnic między krajami bogatymi a biednymi towarzyszy jeszcze ostrzejsze różnicowanie sytuacji materialnej w poszczególnych krajach, także najbogatszych. W 1979 r. przeciętny dochód 20 proc. bogatszych Amerykanów był 9 razy większy niż dochód 20 proc. najbiedniejszych, natomiast w 1997 r. był już wyższy 15-krotnie. W latach 1997-2000 majątek każdego z 400 najbogatszych ludzi wzrastał każdego dnia prawie o 1 mln dolarów. Jednocześnie roczny czas pracy typowego Amerykanina w okresie od 1970 r. wydłużył się o 184 godziny (pomimo rewolucji komputerowo-teleinformacyjnej), praktycznie bez wzrostu wynagrodzenia. USA od 20 lat doświadczają stałego spadku większości wskaźników jakości życia, a wydatki budżetowe na więziennictwo rosły 6 razy szybciej niż na szkolnictwo wyższe[9].
Podobne procesy w krajach zachodnich doprowadziły m.in. do zniszczenia wcześniejszej równowagi społecznej między pracownikami (związkami zawodowymi i radami pracowniczymi) a pracodawcami i władzami publicznymi. Praktyka liberalna spowodowała znaczne osłabienie roli związków pracowniczych oraz organów państwowych na korzyść wyemancypowanego kapitału przedsiębiorstw, korporacji i finansjery. Państwo zmniejszyło swój wpływ na gospodarkę, natomiast prywatny biznes znacznie zwiększył swój wpływ na politykę i na państwo.
Rzesze pracownicze, stawiane wobec ograniczania dawno zyskanych świadczeń socjalnych, zmniejszania płac i wydłużania czasu pracy, podejmują różne formy protestu. Szerzy się niezadowolenie, strajki i grożą dalsze niepokoje społeczne. Kraje zachodnie, uwikłane w różne wewnętrzne konflikty, straciły dawną dynamikę rozwojową i nie mają szans na realizację “strategii lizbońskiej”. Ich realny wzrost PKB na poziomie 1 do 2 proc. rocznie nie wystarcza nawet na odtworzenie i utrzymanie istniejącej infrastruktury, budownictwa komunalnego i innych dóbr publicznych.
Egoistyczny liberalizm niszczy solidaryzm społeczny, a inspiruje i aktywizuje różne partykularne i marginalne grupy społeczne. Wspiera krańcowy indywidualizm i hedonizm, osłabiając więzi międzyludzkie, także w rodzinie. Sprzyja wszelkim separatyzmom lokalnym i etnicznym, podważając jedność państw i pokój społeczny. Podkopuje i niszczy wielowiekowy dorobek integrującej, humanistycznej cywilizacji chrześcijańskiej i idei państwowej.
prof. Włodzimierz Bojarski/tekst z 2006 roku /
Najnowsze komentarze