USOPAŁ informuje, iż
rozsyła teksty różnych autorów, tak „z pierwszej ręki” jak i przedruki,
traktujące o najistotniejszych problemach Polski i Świata. Kluczem doboru
treści, nie jest zgodność poglądów Autorów publikacji z poglądami USOPAŁ,
lecz decyduje imperatyw ważności tematu. Poglądy prezentowane przez Autorów
tekstów, nie zawsze podzielamy. Uznając jednak, że wszelka wymiana poglądów i
wiedzy, jest pożyteczna dla życia publicznego – prezentujemy nawet
kontrowersyjne opinie, pozostawiając naszym czytelnikom ich osąd.
(IV.12.012)
Brzemię polsko-rosyjskiego „przełomu”
Prof. Andrzej Nowak historyk,
Uniwersytet Jagielloński
Ciężar tego smutnego czasu
musimy nieść
I mówić, co czujemy,
nie, co wypada pleść…
Dziś, kiedy mijają dwa lata od smoleńskiej tragedii, te właśnie słowa
przychodzą mi na myśl – słowa kończące “Króla Lira”.
Scena tuż po śmierci starego króla i tych, którzy byli mu najbliżsi. Ci, którzy
pozostali przy życiu, mają obowiązek niesienia ciężaru tej katastrofy – w
prawdzie.
Prawda oznacza nie tylko walkę z kłamstwem, ale również konieczność rozstania
się ze złudzeniem. To ciężkie brzemię i wielu je odrzuca, bo strach przed
prawdą, przed jej konsekwencjami obezwładnia.
Nie wiemy wciąż, jaka jest prawda o przyczynach tego, co stało się rankiem 10
kwietnia 2010 roku. Ale mówimy, co czujemy. Mówimy o naszym żalu, o
upokorzeniu, bezsilności wobec zuchwałego kłamstwa, które tworzy się, by nas
właśnie upokorzyć. To najpierw kłamstwo o czterokrotnym podchodzeniu rządowego
samolotu do lądowania, pod naciskiem fanatycznego “głównego
pasażera”; potem kłamstwo o “pijanym polskim generale”, który
wyrwał ster z rąk załogi; kłamstwo o “pancernej brzozie”; setki
innych kłamstw, które składają się na obraz “wzorowej współpracy polskich
i rosyjskich służb w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy”. To są kłamstwa i
dziś wiemy o tym z coraz większą pewnością, dzięki determinacji tych, którzy
odważyli się szukać prawdy i chcą jej poszukiwać nadal – niezależnie od
polityki własnego państwa.
Słyszeliśmy jednak od początku, że warto zacisnąć zęby, że nie należy się
przejmować “drobnymi nieścisłościami”, że to tylko bałagan, że jest
sprawa ważniejsza od naszych wątpliwości. Jaka to sprawa? Kiedy na smoleńską
ziemię runął polski samolot, kiedy straciliśmy prezydenta i 95 naszych
znakomitych współobywateli, usłyszeliśmy, że ta śmierć, ta tragedia to przełom
w stosunkach polsko-rosyjskich. Przełom pozytywny.
Niektórzy interpretowali to wprost: zginął ten, kto przeszkadzał najbardziej w
osiągnięciu zgody. Inni chcieli uwierzyć, że być może ta tragedia, w tak
symbolicznie wstrząsającym miejscu i czasie, będzie miała siłę oczyszczenia –
katharsis. W tym duchu pobrzmiewał nawet ton homilii towarzyszących pochówkowi
pary prezydenckiej i innych reprezentantów władz polskich, którzy zginęli pod
Smoleńskiem. Czy to była mądra nadzieja? Czy tylko tak wypadało mówić?
Narzucona w chwili szoku polityczna poprawność?
Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania.
Początek odpowiedzi nie jest trudny. To prosty bilans efektów owego
“przełomu” dla Polski i Polaków w ostatnich dwóch latach. Największe
osiągnięcia? To chyba zaszczyt obecności rosyjskiego ministra spraw
zagranicznych Siergieja Ławrowa na corocznej naradzie polskich ambasadorów.
Minister Ławrow zgodził się wystąpić wobec dyplomatów polskiego państwa w roli
mentora. Polsce udało się z kolei uzyskać funkcję skutecznego
“adwokata” interesów Federacji Rosyjskiej wobec Unii Europejskiej w
sprawie ruchu bezwizowego dla obwodu kaliningradzkiego. Przełamaliśmy w tej
sprawie sprzeciw wielu państw członkowskich Unii, w tym w szczególności naszego
małego sąsiada – Litwy.
Niestety, przykro tę listę “sukcesów” przedłużać. Być może
największym na ich liście (tylko nie wiem czyim: ministra Sikorskiego czy
Moskwy) jest radykalny zwrot w stosunkach Polski z jej bezpośrednimi wschodnimi
sąsiadami: Litwą właśnie i Ukrainą. Zwrot na gorsze. Chcemy być państwem, które
w zabiegach o łaskawość Kremla nie jest obciążone bagażem
“anachronicznej”, jak podkreśla minister Sikorski, tradycji
jagiellońskiej. I to się udało… Odrzuciliśmy ten bagaż lekką ręką.
W sprawie najbardziej konkretnej, dotyczącej interesu materialnego milionów
Polaków, to jest w kwestii importu gazu z Rosją, rząd Donalda Tuska podpisał z
Gazpromem umowę, która gwarantuje nam uzależnienie od dostaw rosyjskich na
kilkadziesiąt lat. Płacimy Gazpromowi jedną z najwyższych cen za metr
sześcienny gazu w Europie. Zdecydowanie wyższą niż np. Niemcy. To też zapewne
dobrze służy pozytywnemu “przełomowi” w stosunkach z Moskwą.
By “przełom” był pewniejszy, władze Federacji Rosyjskiej, ustami
swoich najwyższych przedstawicieli wojskowych i cywilnych (z prezydentem
Miedwiediewem na czele), zapowiedziały rozmieszczenie systemu rakietowego
ziemia – ziemia w Zachodnim Okręgu Wojskowym w Kaliningradzie. Czy warto się
jednak przejmować takimi “abstrakcjami”, jak zbrojenia, w XXI wieku?
To na pewno nie jest doktryna naszego rządu. Warto może jednak zwrócić uwagę na
rzeczywisty przełom, jaki obserwujemy w tej właśnie sferze w ostatnich miesiącach
– przełom, który dotyczy Polski tylko pośrednio. 9 lutego 2011 roku minister
obrony Federacji Rosyjskiej Anatolij Sierdiukow podpisał umowę z wielkim
koncernem niemieckim Rheinmetall. Na podstawie tej umowy niemiecki inwestor
rozbuduje największy w Europie poligon artyleryjski – w miejscowości Mulino pod
Niżnym Nowogrodem. Rheinmetall dostarczy m.in. wyposażenie informatyczne oraz
specjalną amunicję “przyjazną dla środowiska”. To pierwszy od czasu
paktu w Rapallo przypadek dopuszczenia na teren rosyjski zachodniego
(niemieckiego) inwestora do budowy infrastruktury militarnej. To jest, owszem,
jakiś przełom. Nie, nie oznacza on żadnego bezpośredniego zagrożenia
militarnego dla Polski. Pokazuje tylko, kogo państwo Putina zaprasza do realnej
współpracy, oczywiście “przyjaznej dla środowiska” – geopolitycznego,
tego, w którym i my się mieścimy. Pociski artyleryjskie nie w nas będą
strzelać, może troszkę w Gruzję, może w któregoś innego sąsiada ambicji
Władimira Putina. Nasza chata z kraja… Może to jest istota korzystnego dla
nas “przełomu”? Chyba jednak nie. Nasza chata nie jest z kraja, ale
wciąż leży na szlaku najważniejszej osi współpracy, jaką Moskwa chce podejmować
i zaprasza do niej stale jednego partnera: Niemcy. Polska nie jest w tej
perspektywie przedmiotem agresji, ale nie jest też żadnym partnerem. Jest
korytarzem.
Ocieplenie w stosunkach z Rosją miało przynieść poprawę w sferze symbolicznej,
w dziedzinie polityki historycznej: zmianę stanowiska w sprawie Katynia czy być
może jakieś inne gesty. Niestety, mamy wskaźnik, który w tym zakresie bardzo
jasno oddaje stan rzeczy. W kwietniu 2011 roku Centrum Lewady (jedyne
wiarygodne centrum badania opinii społecznej w Rosji) sprawdziło stan
świadomości Rosjan w sprawie zbrodni katyńskiej. Otóż w ciągu roku od kwietnia
2010 r. do kwietnia 2011 r. nastąpił niezwykły regres stanu tej świadomości w
odniesieniu do prawdy historycznej. A przecież miał być to rok, w którym
stosunki polsko-rosyjskie miały kwitnąć. Tymczasem po chwilowym otwarciu mediów
rosyjskich na prawdę o zbrodni katyńskiej, które nastąpiło po katastrofie
smoleńskiej, powróciła zmasowana akcja odgórnie prowadzonej polityki medialnej
w Rosji, która doprowadziła do tego, że dziś znacznie więcej osób niż przed
kwietniem 2010 r. sądzi, iż za Katyń odpowiadają “faszyści”, a nie
NKWD. Uchwała Dumy, przyjęta jesienią 2010 roku w sprawie zbrodni stalinowskich,
niestety także okazała się krokiem bardzo połowicznym i niemającym żadnych
konsekwencji prawnych. W sferze prawnej w ciągu ostatnich czterech lat nastąpił
znów regres, a nie postęp w rozwiązaniu problemów przeszłości. Stanowisko
prawne rządu Federacji Rosyjskiej po sześciu latach “zbliżania się”
Polski irządu Donalda Tuska do Moskwy jest takie, że nie wiadomo, czy ofiary
Katynia nie zostały zabite słusznie. Kwestia ich winy lub niewinności nie jest
jeszcze wyjaśniona – stwierdza Prokuratura Federacji Rosyjskiej… Czy to jest
jakiś pozytywny przełom?
Przełom jest jeden, jak najbardziej realny. Symbolizuje go pocięty wrak
rządowego samolotu, przez ponad rok leżący pod deszczem i śniegiem na
smoleńskiej ziemi. Zapewnienia rządu polskiego, że już wkrótce, już zaraz odzyskamy
ten symbol polskiej państwowości (jej aktualnego stanu), powtarzane są co kilka
miesięcy. Z żałosną bezradnością, której najbardziej wymownym wyrazem były
kiepską ruszczyzną wymówione słowa przeprosin ministra Grasia pod adresem
rosyjskich omonowców: “Izwinitie,
eto była oszybka”…
Może czas byłoby powiedzieć, po polsku, do obywateli tego kraju:
“Przepraszamy, pomyliliśmy się, nie ma przełomu – jest katastrofa“?
Nie doczekamy się tych przeprosin. Nie z tych ust; nie od tego rządu. Czy
doczekamy się przełomu w stosunkach polsko-rosyjskich? Taki przełom, zmiana
jest i nam, i Rosji, i Europie bardzo potrzebna. Nie da się jej jednak osiągnąć
hipokryzją, udawaniem, kłamstwem. Taka postawa, postawa tchórzliwego pochlebcy,
który nie ośmiela się zaprzeczyć najbardziej zuchwałym i poniżającym (takim jak
raport MAK) kłamstwom silniejszego, umacnia zawsze butę tego drugiego. Rosjanie
pokazali w ostatnich miesiącach, że daleko nie wszyscy identyfikują się z tą
butą, z tym systemem, który poniża najbardziej ich samych. Jeśli Polska
pozostanie, tak jak w ostatnich latach, doskonałym dowodem, że polityka siły,
prowadzona przez Władimira Putina, jest skuteczna, że nie napotyka oporu nawet
ze strony państwa średniej wielkości, należącego do Unii Europejskiej i NATO, ze
strony państwa, które w tradycji pamięci rosyjskiej zapisało się jako
symboliczny rywal w walce o kształt Europy Wschodniej – wówczas przysłużymy się
jak najbardziej zniechęceniu tych Rosjan, którzy marzą o zmianie swojego kraju,
o zbliżeniu go do Europy.
O przełomie w stosunkach polsko-rosyjskich będziemy mogli powiedzieć wtedy, gdy
zmieni się Rosja. Czy to możliwe? Tak. I nie użyję tu tyle razy powtarzanych
argumentów geopolitycznych oraz odnoszących się do wewnętrznej sytuacji w
Rosji, że zmiany nastąpić muszą, że Rosja zbliży się do Europy albo ulegnie
sama katastrofie. Argument najważniejszy jest inny, moralny. Nie ma narodów
potępionych. I nie ma zbawionych. Mamy obowiązek szukać porozumienia. Możemy
się porozumieć językiem KGB. I możemy się porozumieć językiem ofiar przemocy.
Złudzeniem okazało się założenie, że przełom w stosunkach polsko-rosyjskich
można osiągnąć, udając, że zbrodnię można ukryć, że można zapomnieć o naszych
ofiarach.
Może powinniśmy, wobec klęski tej polityki, wobec poczucia bezradności, któremu
często dziś ulegamy, powtórzyć słowa, które przywołał niedawno Benedykt XVI w
czasie swej pielgrzymki do Meksyku: “”Stwórz, o Boże, we mnie serce
czyste” (Ps 51 (50) 12) – Serce czyste, serce nowe, to takie, które
uznaje, że nic nie może samo z siebie, i oddaje się w ręce Boga, aby iść dalej,
pokładając nadzieję w Jego obietnicach” (León, 25 marca 2012).
Po fazie szoku związanego ze smoleńską tragedią, po fazie żałoby, fazie buntu,
potrzebna jest nam – i przyjdzie – faza nawrócenia. Poczucie, że powinniśmy iść
dalej, wierni pamięci o ofiarach, poczucie ugruntowane nie w politycznych
kalkulacjach, kompromisach ani tym bardziej w nienawiści, ale w nadziei
obietnicy, jaką daje przeżywana przez nas pamiątka Zmartwychwstania Chrystusa.
Tylko ta obietnica otworzyć może drogę do przełomu.
Andrzej Nowak
(IV.12.012)
Najnowsze komentarze