Dziura ozonowa-czy rzeczywiście?

Dziura ozonowa-czy rzeczywiście?

Andrzej Ruraż-Lipiński

 

Niektórzy naukowcy, począwszy od lat 50 ubiegłego stulecia głosili tezę, iż nauka, i ich badania naukowe są wolne od polityki, od jakichkolwiek politycznych nacisków, co nie jest do końca prawdą.

Nauka była i jest, chyba w każdym państwie na ziemi, finansowana przez budżet. To z pieniędzy rządowych finansowane są nakłady na naukę, opłacani jej pracownicy, wyposażane pracownie naukowe, itp. Tak więc trudno oddzielić naukę od polityki.

A jeśli tak, to może się tak zdarzyć, że niektóre wyniki badań będą bardziej na rękę sprawującym władzę, a inne nie. Te drugie oczywiście będą pełniły role „pułkowników” i czekały na inną konfigurację władzy, natomiast do tych placówek naukowych, których badania są politycznie poprawne, popłynie strumień pieniędzy, gwarantujący dalsze rewelacyjne wyniki.

Oto przykład. W obliczu cięć budżetowych na badania kosmiczne, NASA gwałtownie zainteresowała się katastrofalnym stężeniem chlorków w atmosferze. Oczywiste jest, że na dalsze badania, potrzebne są dodatkowe środki budżetowe, ale najpierw trzeba postraszyć społeczeństwo i nastawić opinię społeczną. Inny przykład. Oto były demokratyczny kandydat na prezydenta w 2000 roku, znany ekowojownik Al. Gore, ( w okresie walki o władzę w latach 90-tych) przewidział i ogłosił, że nad rodzinną miejscowością prez. Busha seniora, usadowiła się ogromna dziura ozonowa. Jak podaje publicysta Rush Limbaugh, żadne badania nie stwierdziły wtedy istnienia „dziury”, a podwyższony poziom gazów, był wynikiem wybuchu wulkanu Monte Pinatubo. Ten fakt, nie został jednak odnotowany przez środki masowego przekazu.

 

Wspierając różnych szubrawców z tzw. organizacji ekologicznych, od czasu do czasu prześcigają się w doniesieniach publikatory różnej maści. Nawet Nasz Dziennik. W jednym, ze swych sobotnio – niedzielnych wydaniach, w stylu podobnym do telewizji Kwiatkowskiego, straszył, alarmując: „Ocenia się, że co roku, na skutek anomalii pogodowych wywołanych zmianami cywilizacyjnymi, ginie 150 tys. osób”. W jaki sposób pogoda ma wpływ na śmierć tylu tysięcy ludzi?

Niszczenie naturalnego środowiska, według ND, który powołuje się na dane Światowej Organizacji Zdrowia ( to dopiero autorytet!), spowodowało w 2005 roku, straty w wysokości 60 mld. dolarów. Sprawą niekorzystnych zmian klimatu zajęła się ONZ, która na swej konferencji w Mediolanie, w marcu tego roku., podkreśliła niszczące działanie samego człowieka, jako przyczynę cierpienia wielu milionów ludzi na całym świecie, w wyniku bezwzględnego ocieplania klimatu. Swoje zaniepokojenie, na tej konferencji, wyrażał np. przedstawiciel Chin i oczywiście sam Koffi Annan, przewodniczący ONZ. Gazeta od razu wskazywała również winnych – kraje rozwinięte, które nie chcą ograniczyć emisji gazów cieplarnianych. Głównym winowajcą zaś, jej zdaniem, są amerykańscy politycy, którzy nie chcą uznać wyników badań międzynarodowych ekspertów.

 

Przypomnijmy więc, za prof. Masztalerzem, iż Ziemia, nieustannie ogrzewana promieniami słonecznymi, traci ciepło, w trakcie nocnego ochładzania, w wyniku emitowania promieniowania podczerwonego. Gdyby mądrością Stwórcy, nie wytworzono żadnego mechanizmu ograniczającego wydostawanie się promieniowania z Ziemi w kosmos, to nawet przy nieustannie ostro świecącym Słońcu, Ziemia szybko pokryłaby się grubą warstwą lodu. Tym filtrem jest ziemska atmosfera, zawierająca gazy absorbujące promieniowanie podczerwone i tym samym, ograniczające uciekanie energii z Ziemi. Gazami tymi są: dwutlenek węgla, ozon i przede wszystkim para wodna. Zjawisko to, to tzw. efekt cieplarniany, a w/w gazy, to gazy cieplarniane.

Tak więc, efekt cieplarniany, to sprzymierzeniec, dzięki któremu na Ziemi może istnieć życie. Nie ma on nic wspólnego z potocznym rozumieniem tego słowa, tj. ze znacznym wzrostem temperatury przyziemnej warstwy atmosfery, spowodowanej nadmiernym emitowaniem CO2, N2O, freonów – gazów powstałych w wyniku rozwoju naszej cywilizacji. Tak przedstawiany efekt cieplarniany jest tylko i wyłącznie wynikiem symulacji komputerowych, nie jest więc rzeczywisty.

 

Trzeba wiedzieć, że historia Ziemi składała się z epok zlodowacenia, trwających po kilkadziesiąt milionów lat, przedzielonych długimi okresami ociepleń. W ciągu dwóch miliardów lat- pisze prof. Masztalerz- było pięć epok lodowych, a żyjemy właśnie w szóstej. Okresy cieplejsze, to interglacjały. Ocieplenia i oziębienia powtarzały się cyklicznie po kilka razy na milion lat. Charakterystyczne jest, że interglacjały były krótkie i trwały po kilkanaście tysięcy lat, natomiast okresy zimne były kilkakrotnie dłuższe. Obecnie żyjemy w kolejnym interglacjale już od 11 tys. lat i nie potrafimy przewidzieć, kiedy on się skończy. Faktem jest, że w okresie ostatnich 100 lat, ocieplenie klimatu wyniosło około 0,5 – 1,0 stopni C i jest wynikiem naturalnego cyklu. Takie więc ocieplanie klimatu jest naturalnym zjawiskiem i dzisiejszy człowiek nie ma na to żadnego, praktycznego wpływu. I mieć nie będzie!

 

Duże zainteresowanie uczonych efektem cieplarnianym datuje się od lat 70-tych ub. wieku. Międzynarodowa Komisja ds. Zmian Klimatu (IPCC), w 1992r. przewidywała, że w ciągu 100 lat, nastąpi wzrost temperatury atmosfery o 3 stopnie C, co spowoduje wzrost poziomu oceanów o około 60 cm. Wcześniej, bo w 1990r., na Konferencji Klimatycznej ONZ w Genewie, już nie naukowcy, a ministrowie(!) rozpoznali ocieplenie klimatu, wskazali jego przyczynę i zalecili środki zaradcze. Tygodnik „Wprost”, znany ze swej rzetelności, kilka razy wprost i autorytatywnie, wypowiadał się w sprawie, strasząc: „Już nasze dzieci doświadczą katastrofy klimatycznej, która jest dla nas niewyobrażalna.” W innej przepowiedni przewidywał: “(…)Nawet nieznaczny wzrost temperatury może skłonić skorpiony i jadowite węże do wędrówki na północ. Do Europy mogą też dotrzeć komary przenoszące malarię i inne choroby.” Apkalipsę przewidują autorzy szkolnych podręczników chemii okłamując młode umysły, iż “(…)ocieplenie klimatu spowoduje, za 30 – 50 lat, wzrost poziomu mórz o ponad 70 cm., a woda zaleje ogromne, gęsto zamieszkałe obszary (….).” Nasz Dziennik natomiast uważa, że w Australii w ogóle nie będzie można jeżdzić na nartach, że poważnie ucierpią Niemcy i Włosi, których snieżne kurorty położone sa nisko, (straszne!) a tylko Amerykanom nie grozi nic, bowiem ich ośrodki narciarskie, ulokowane wysoko w Górach Skalistych, zawsze mogą liczyć na śnieg. A w ogóle, to będą huragany, susze, powodzie i romaite inne nieszczęścia.

 

Podniesienie efektu cieplarnianego do rangi problemu politycznego i międzynarodowego stało się, w wyniku, bogato sponsorowanego przez ONZ, Szczytu Ziemi w Rio de Janerio w 1992r. Ta konferencja zwróciła uwagę wszystkich, na znany komunistyczny slogan, iż ubogie kraje są biedne dlatego, że kraje bogate duszą się od bogactwa, co oznacza, że za biedę większości krajów, są odpowiedzialni ci, którzy są bogaci. Konferencja zaproponowała podatki od zużycia paliw kopalnianych, które kraje bogate miałyby płacić krajom biednym. W tym świetle, Konferencja w Rio nie tyle była troską o środowisko, ile walką z niesprawiedliwością społeczną świata, rozumianą zgodnie z wzorcami sowieckimi. A więc pod osłoną ekologii usiłuje powrócić komunizm!!!

 

W latach 1992 – 1998 ogłoszone zostały cztery zbiorowe protesty uczciwych uczonych, zaniepokojonych działaniami IPCC i akcjami ONZ, inicjowane przez polityków i zdecydowanych działaczy ekologicznych. Pierwszym było oświadczenie uczonych, zebranych w Waszyngtonie w lutym 1992r, a nastepnym, znaczącym, były: tzw. Apel Heidelberski (podpisany przez ponad 4 tys. najwybitniejszych uczonych świata) który był protestem z okazji Szcytu Ziemi, konferencja z 1995roku w Lipsku (Deklaracja Lipska) i Petycja Oregońska z 1998r., podpisana przez 17 tys. amerykańskich uczonych, wzywajaca rząd USA do odrzucenia ( nie podpisywania) traktatu z Kyoto z 1997r.

 

Może ktoś zapytać, dlaczego takie kłamstwa są rozpowszechniane przez naukowców i polityków, przez różne międzynarodowe organizacje, jak np. ONZ. Odpowiedź jest prosta – takie straszenie społeczeństw ma na celu wywołanie u ludzi poczucia winy i skruchy za grzechy przeciwko przyrodzie. Straszenie to ma na celu, przede wszystkim, przekonanie narodów, że niezbędne jest dalsze, wnikliwe prowadzenie badań i nieustanne monitorowanie środowiska, co oczywiście pochłonie miliardy dolarów. Takie straszenie ludzi, poparte tytułami profesorskimi i autorytetem organizacji międzynarodowych, ma wywrzeć presję na przestraszonych podatników, co jest sprawdzonym, najlepszym sposobem na zdobywanie pieniędzy. Ogromna rzesza ekowojowników żyje więc sobie z tych pieniędzy w luksusach, pamiętając jedynie o cyklicznym wywoływaniu poczucia winy wśród ufnych ludzi, no bo jak tu nie wierzyć utytułowanym autorytetom!

 

Tak więc straszenie nas topnieniem lodów na Antarktydzie nie ma sensu. Zanim stopiłaby się zachodnia część lądolodu, musiałoby minąć kilka tysięcy lat, a stopienie całej pokrywy lodowej, musiałoby trwać około 15 tys. lat.! Wszelkie katastrofalne wizje klimatologów ( a może klimatopolityków) IPCC przyczyniają się tylko do wzrostu nakładów gazet i nowych, olbrzymich wpłat dla cwaniaków – nierobów.

Prawdziwym problemem, w skali światowej, jest brak czystej wody, brak szkół i przeludnienie w niektórych częściach kontynentu, a największym jest bieda, a nie wątpliwa dziura ozonowa.

 

Nasz Dziennik, niestety, podobnie jak inne, politycznie poprawne publikatory, dostrzega tylko jedną prawdę, tę obowiązującą w liberalnych i lewicowych gremiach. Jego pełna niechęć do prez. Busha jest powszechnie znana, lecz od dziennika o takiej formacji ideowej wymagać się powinno rzetelnego, a nie stronniczego przekazu.

 

 

W okresie ostatnich lat, niektórzy Polacy nabawili się kompleksów. Okazuje się, że rację mają tylko ci, którzy posiadają tytuły doktora, lub np. profesora, a w szczególności dyżurni naukowcy, ci poprawni politycznie, gotowi na każde żądanie mediów wygłaszać swe, jedynie słuszne opinie. Są to niepodważalne autorytety, nie tylko w dziedzinie, w której się specjalizują, lecz także np. w polityce. Więc właściwie, są ludźmi świata nauki, czy polityki, są naukowcami, czy politykami.?

A pozostała część Narodu, ta bez tytułów, czy to są miliony bezmózgowców, niepotrafiących samodzielnie myśleć? To, że ktoś posiada najwyższe tytuły naukowe nie oznacza, że pozostała część społeczeństwa, to idioci!

marzec 2012 r

 

 

Andrzej Ruraż-Lipiński